Już nigdy żydowskich zdolności
Hanny Krall nie trzeba nikomu przedstawiać. Jej twórczość doceniana jest nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W swym pisarstwie upodobała sobie szczególnie tematykę żydowską. Wszyscy znamy jej Zdążyć przed Panem Bogiem. Najnowsza książka tej pisarki i reporterki ponownie dotyka spraw żydowskich w okresie II wojny światowej. Tym razem Hanna Krall prezentuje czytelnikom historię Izoldy Regensberg, warszawskiej Żydówki, która za wszelką cenę stara się przetrwać bestialstwa czasu wojny. Ku tej nieodpartej potrzebie przetrwania za wszelka cenę pcha ją miłość do męża – Szajka. Robi wszystko, by oswobodzić go z obozu. Nie jest ważne z kim, nie jest ważne co i za ile robi Izolda vel Maria, tak samo nie jest istotne, kto zginął z rodziny, byleby tylko ONI przetrwali. Ma IM w tym dopomóc zmiana nazwiska na polskie, farbowane włosy, „stawiana po polsku torebka”. To jednak nie starcza. Gdy mąż trafia do kolejnego obozu, Izolda alias Maria Pawlicka po raz kolejny robi wszystko, by go stamtąd wydobyć. Kupczy
swoim ciałem, sprzedaje cenne pamiątki, ucieka z obozu. To tylko niektóre z licznych poświęceń tej dzielnej kobiety.
Mylne drogi, poplątane losy i wcale nie tak dużo kurzu, brudu, nieszczęścia i łez. To w prozie Krall uderza. Autorka prawie wcale nie pokazuje nam Izoldy płaczącej, wygłodniałej, upokorzonej wojenną codziennością. Owszem, wspomina, napomyka o łzach, bólu, cierpieniu, ale nie to dominuje w jej prozie. Król kier znów na wylocie jest pozbawiony prawie całkowicie martyrologii. Krall pokazuje okrucieństwo, choć niepotrzebnie nie czerni kartek słowami: „to było okrutne, podłe, ach, jaki to ból, upokorzenie, patrzcie i żałujcie, rozczulajcie się, płaczcie”.
Obrazy z wojennego kotła, walka o przetrwanie dzielnej Żydówki są niezwykle skondensowane. Krótkie rozdziały, niezbyt rozbudowane zdania, przeplatające się wątki wtedy – w czasie wojny i teraz – wiele lat po niej. Czytelnikowi nie tyle rzucają się w oczy zagazowani Żydzi, głód, brud i okrucieństwo, co love story. Wszystko bowiem co robi Izolda, by przetrwać wojnę, jest napędzane przez miłość, robione dla miłości i by miłość przetrwała. Okazuje się, że obóz to nie tylko koszmar, ale czas na miłość i walkę o przetrwanie w jej imię.
Historia ciekawa, przedstawiona przez Krall przez soczewkę doświadczonej reporterki, choć jedno mi się w tej książce nie podoba. Powojenne czasy rozrastają się w szersze, już nie tak esencjonalne rozdziały – obrazki i chyba autorka niekoniecznie musiała pewne pochlebstwa o swoim pisarstwie w zderzeniu z pisarstwem innych umieszczać w tej książce. Niemniej jednak, mimo tego maleńkiego samochwalstwa pani Hanny – jakkolwiek byłoby i jest ono uzasadnione, książka jest ciekawym obrazem z życia dzielnej Żydówki Izoldy, choć zakończenie tej wojennej love story jest pozbawione happy endu.