Józef Piłsudski. Kim była jego druga żona, którą nazywał Olą?
Piłsudski to nie tylko przywódca, ale także człowiek z krwi i kości: mąż, kochanek, ojciec. Najnowsza biografia Marszałka pokazuje jego mniej znaną twarz. Zaglądamy do listów, jakie wysyłał swojej drugiej żonie. Dowiadujemy się, jak Ola - i tylko ona - zwracała się do ukochanego.
Wielki wódz, twórca niepodległości, pogromca bolszewików. Jednocześnie przywódca, który nie przebierał w środkach, by osiągnąć cel, a swoich przeciwników zamykał w obozach. Przez jednych uważany za odważnego konspiratora, wręcz terrorystę. Przez drugich za tchórza, który jak ognia unikał niebezpieczeństwa. To on zapewnił kobietom w Polsce prawa wyborcze, choć dał się poznać jako mizogin i szowinista.
Postać Piłsudskiego do dziś budzi wiele sprzecznych uczuć, a to, jakim przywódcą był naprawdę, wciąż pozostaje tajemnicą. Czy rzeczywiście stworzył on niepodległą Polskę, czy tylko przywłaszczył sobie dokonania innych? W jakim stopniu sukces Bitwy Warszawskiej był jego zasługą?
W swojej książce Maciej Gablankowski rozprawia się z najczęściej powtarzanymi mitami na temat Marszałka i prezentuje zupełnie inne spojrzenie na tę genialną, choć skomplikowaną i kontrowersyjną postać.
Prezentujemy fragment książki "Piłsudski. Portret przewrotny" autorstwa Macieja Gablankowskiego wydawnictwa Znak, poświęcony Aleksandrze Piłsudskiej (z domu Szczerbińskiej), drugiej żonie Marszałka.
Fragment rozdziału "Aleksandra"
Romans z Olą okazuje się nie tylko przelotną przygodą. A jednak Piłsudski nie od razu przekreśla swój związek z Marią. Być może to ona nie chce dać mu rozwodu albo, przynajmniej na początku, zwyczajnie nic nie wie o znajomości męża z Aleksandrą. Gdy jednak Piłsudski wyjeżdża na dłużej do Wilna – szykować kolejną ekspropriację – dochodzi między małżonkami do jakiejś formy konfrontacji. Co wówczas Ziutek (tylko ona tak się do niego zwraca) mówi Marii? Na zawsze pozostanie to tajemnicą. „Męczy mnie wciąż pytanie, czym dobrze zrobił, gadając z Tobą tak otwarcie…” – pisze w jednym z listów. Może stawia jej jakieś ultimatum, a może nie mówi całej prawdy. W każdym razie, romansując z Olą na Wileńszczyźnie, dopytuje żonę o ciążę. „Byłaby wspaniała niespodzianka światu”. Próbuje odmalowywać swoje zainteresowanie Olą jako mniej poważne, niż rzeczywiście było. Wpada w schematy przypominające korespondencję z Lewandowską: „pewnoś ciekawa, jak flircik z panną Olą się posuwa?”.
Maria, mimo wskazujących na to objawów, w ciąży nie jest. Na domiar złego traci dorosłe już dziecko – Wandę. Dziewiętnastolatka umiera na ropne zapalenie woreczka żółciowego. To cios i dla niej, i dla niego. Na pewno dla obojga bardzo ciężki, choć Wanda była dla Piłsudskiego tylko pasierbicą, to rolę ojca wypełniał z dumą i prawdziwym uczuciem. Ich relacje już nigdy nie będą takie same. Maria ma mężowi za złe miłosne rozmemłanie, nadmierne hamletyzowanie i nieliczenie się z jej uczuciami. „I gdzież podziała się ta Twoja wola?” – pyta w liście Maria. Ma coraz mniej nadziei: „Po co łudzić się? Doczekam się jeszcze tego, iż mi podstawisz gdzie kogo, aby pisał czułe listy, i poradzisz, abym pocieszała się, że gdzieś istnieje ktoś, kto mnie bardzo kocha”. Zły stan psychiczny odbija się na jej zdrowiu. Musi przejść poważną operację.
Pobyt w rodzinnych stronach z Olą nie jest tylko krajoznawczą wycieczką. To przygotowanie do kolejnej akcji. Jej cele są dwa: pieniądze i chwała. Pieniądze, bo stan kasy OB i partii jest opłakany. Chwała, bo wśród bojowców mówi się o tym, że Wódz nie brał jeszcze udziału w akcji. Za dużo się mówi.(...)
Fragment rozdziału "Niepodległość to ja 1915–1916"
Ola nie od razu orientuje się, co to za barak. W końcu któryś z Niemców oświadcza: „Tam trzymamy prostytutki”. Uwięzione kobiety rzadko puszczano na spacer. Czasem wychodziły, ale towarzyszył im lubieżny ryk niemieckich strażników, sprośne odzywki typu „Pokaż cycki” i gwizdy. Jeden z żołnierzy wykrzykiwał imię i wołał: „Do zobaczenia wieczorem, mała!”. Brzmiało to jednak zdecydowanie bardziej jak groźba niż obietnica. Wśród osadzonych jest co najwyżej jedna „zawodowa” prostytutka, resztę do sprzedawania się zmusiła skrajna nędza i warunki wojenne, które uniemożliwiły im wykonywanie innej pracy. Są wśród nich dwie nauczycielki ze szkół prywatnych, jedna modelka, sekretarka cudzoziemki, która wyjechała z Warszawy zaraz po wybuchu wojny i zostawiła swoją pracownicę bez środków do życia. Są też nastoletnie dziewczynki, które trafiły tam z matkami. Niemcom nie przeszkadza, że to dzieci. Barak numer X, jak figurował w obozowej nomenklaturze, stoi nieco na uboczu, jakby dla ułatwienia seksualnych nadużyć żołnierzy. Ci skwapliwie z tego korzystają. Mieszkanki baraku są regularnie co noc wielokrotnie gwałcone. Skarga złożona przez Szczerbińską u obozowego lekarza spotkała się ze zdziwieniem i wzruszeniem ramion. „Diese Frauen sind gefangene und jetzt ist ein Krieg”. „One są jeńcami, a teraz jest wojna”.
Zdarzeń dzisiejszego dnia nie sposób jednak zignorować. Do baraku Polek wpada z krzykiem jedna z Litwinek: „Te z X wszystkie popełniły samobójstwo. Ratujcie!”. Ola bierze za rękę inną osadzoną i biegną. Scena jest przerażająca: część kobiet zwija się z bólu w konwulsjach, reszta bezradnie płacze na swoich pryczach. Ola każe posłać po doktora. Nie ma go oczywiście. W końcu udaje się uspokoić jedną z płaczących kobiet i dowiedzieć, co się stało. Okazuje się, że kilka z nich z rozpaczy postanowiło zabić się, połykając igły. Do szpitala jest za daleko. Zresztą transport musiałyby zorganizować władze obozowe, które wcale się do tego nie kwapią.
Ola podejmuje szybką decyzję. Jest znana z opanowania i radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Szybko pomyślała o zastosowaniu najprymitywniejszego środka: kaszy. Szczęśliwie miały właśnie ugotowaną w baraku. Polki zmuszają wijące się z bólu kobiety do jedzenia. Wszystkie udaje się uratować. Okazuje się, że znane właściwości oczyszczające kaszy działają także na zjedzone igły. Kasza przykleja się do ciała obcego i pozwala bezboleśnie je wydalić. Komenda obozu w Lauban (dzisiejszy Lubań na Dolnym Śląsku) wreszcie zajęła się sprawą numeru X i przeprowadzono oficjalne dochodzenie w sprawie nadużyć. Młodsze mieszkanki X dostały zgodę na przeniesienie się do baraku Polek.
Dla Aleksandry Szczerbińskiej lubańskie więzienie było już trzecim miejscem osadzenia od listopada 1915 roku, kiedy aresztowano ją w Warszawie pod zarzutem werbowania do Polskiej Organizacji Wojskowej. Szczerbińska tak przedstawiała sytuację w stolicy okupowanej przez Niemców: „W Warszawie rządził niemiecki gubernator von Beseler. Policja niemiecka zastąpiła policję rosyjską, więzienia były zapełnione jak przedtem”. Ale Niemców nie należy uważać za głupców, którzy po prostu weszli w buty Rosjan. Zatrzymanie Szczerbińskiej, obojętnie, jak ją nazwiemy: kochanką czy wybranką serca jednego z wyższych dowódców i istotniejszych polityków sojuszniczej armii, to nie tylko aresztowanie – to wzięcie politycznego zakładnika. Szczególnie że przed aresztowaniem Aleksandra pełniła również funkcję szefa kurierek Legionów – zajmowała się dystrybucją propagandy i rekrutacją, oficjalnie do sprzymierzonych oddziałów legionowych, nieoficjalnie – nie tylko do nich. W każdym razie do Piłsudskiego.
W działalność Strzelców była zaangażowana od pierwszego dnia wojny. Nie należała do takich, co spoczną na laurach. Szóstego sierpnia wyruszyła na wozie za Kompanią Kadrową. Potem była niezwykła przygoda w Kielcach, gdzie wspierała Michała Sokolnickiego w roli komisarza. To pierwsza autentycznie polska władza cywilna w tym mieście od powstania styczniowego. Sokolnicki przeżywał czas wręcz upojny, o Kielcach myślał jako o małym skrawku niepodległej Polski; dla Szczerbińskiej było to po prostu kolejne zadanie. Wykazywała przy tym hart ducha, który musiał budzić podziw. Nawet w Piłsudskim. Wojenna zawierucha nie pozwala im jednak być razem. To do Aleksandry pisał Piłsudski o swoich rozczarowaniach, zawiedzionych nadziejach. To listy do niej podpisywał: „Twój nieznośny, obrzydliwy, szczerze Ciebie kochający i często bardzo biedny, Ziuk”.
Bitwa pod Łowczówkiem pokrzyżowała mu plany. Brygada miała spokojnie odpoczywać, a on po krótkiej wizycie w Wiedniu i Cieszynie (tam mieściła się kwatera główna wojsk austro-węgierskich) zamierzał spotkać się z Olą. Nie udało się. Cały rok 1915 będzie dla nich trudny. Ona rzuca się w wir pracy wywiadowczej dla I Brygady, on zanurza się w życie i śmierć swoich żołnierzy. Nie wiadomo, ile razy i czy w ogóle udało im się spotkać przed aresztowaniem Oli.
Maciej Gablankowski (ur. 1980) – z wykształcenia historyk i amerykanista, z zawodu wydawca, redaktor i menedżer. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci, żeglarz i snowboardzista.