Paulina Mikuła to ta lekko nadekspresywna, ale pełna uroku młoda brunetka, która na youtubie (czy może nadal „na YouTube”?) od ponad dwóch lat opowiada nam, gdzie najczęściej możemy się potknąć, a gdzie wpaść na minę, kiedy mówimy i piszemy po polsku. I jak można zgrabnie tych pułapek unikać. Vlog Pauliny „Mówiąc inaczej” zyskał sobie spore grono wiernych fanów i właśnie owocuje książką.
Powiem od razu - moim zdaniem każdy blog, a tym bardziej wideoblog, na „zamrożeniu” w formie książki może tylko stracić. Jeśli przybić go szpilką do deski, nigdy więcej nie zatrzepocze skrzydełkami, nie wejdzie już w interakcję z nikim i z niczym, nie nadąży za zmianą. Vlog „Mówiąc inaczej” także jest, według mnie, zdecydowanie lepszy od książki, i to z paru powodów. Albo z jednego, generalnego: mamy tu dwie różne Pauliny Mikuły.
Paulina z filmików mówi nam, jak powinno się poprawnie wyrażać pewne rzeczy, bo po prostu to wie i już, a że ma w sobie pasję, żar i wielką chęć poprawy świata – swoją wiedzą się z nami dzieli.
Paulina – autorka książki wierzy, że książki piszą autorytety, więc przez ćwierć objętości tomu ten swój autorytet przed naszymi oczami buduje, z mozołem i wysilonym luzem. Studia i kilka lat pracy – może to za mało? Udręczony czytelnik zalicza z Pauliną podstawówkę i liceum, staże, referaty i wystąpienia, jęcząc z cicha „daj spokój, dziewczyno, znasz się na tym, kochasz to, ludzie cię lubią, zostaw już to CV i przejdź do rzeczy”.
Vlogowi sprzyja zarówno modułowa forma pigułek wiedzy jak i to, że reguły zastępowane są tam często przez sztuczki mnemotechniczne (moja ulubiona: nie mówimy „w cudzysłowiu”, bo nie mówimy „w dupiu”). W książce daje to efekt ledwo ogarniętej rozsypki, a uproszczone na jej potrzeby reguły wydają się czasem dziwnie dziurawe.
Językoznawcy, jak ludzie wielu innych profesji, też dzielą się na konserwatystów i liberałów, na jastrzębie i gołębie. Paulina, wzorem swojego mistrza, profesora Mirosława Bańko, jest liberalnym gołębiem. W książce łatwiej niż w filmie zauważyć, że czasem niebezpiecznie balansuje na granicy normy językowej, drażniąc się z konserwatystami („mlaska” jak „trzaska” zamiast „mlaszcze” jak „klaszcze” czy „problematyczny” w znaczeniu „stwarzający problemy” brzmią jak wyzwanie. Ale poprawne są). Czasem też autorka dokonuje arbitralnych wyborów: „bo tak mi się bardziej podoba”: na przykład „PS.” z jedną kropką czy mianownik imienia w funkcji wołacza (tu wyraźnie zabrakło mi pokazania odwrotnego zjawiska, które jeszcze w moim pokoleniu wyraźnie odróżniało buraki od wszelkich innych warzyw, czyli: „Ania, chodź z nami, Krzysiu, Stasiu i Rychu już poszli”).
„Mówiąc inaczej” ukazuje pułapki, czyhające na nas „tu i teraz” w najróżniejszych aspektach polszczyzny, i jest pewnego rodzaju rachunkiem sumienia, punktującym nasze powszednie i ciężkie grzechy językowe. Jego formę książkową polecałabym raczej skrajnym wzrokowcom, którzy muszą zobaczyć (czarno na białym), żeby uwierzyć. Wszystkim pozostałym polecam wideoblog Pauliny Mikuły, szczerze i z przekonaniem.