''Jestem tylko protokolantem'' - wywiad z Remigiuszem Mrozem
Miał być prawnikiem, został pisarzem. Przyznaje, że lubi swoich bohaterów, ale często postępują oni wbrew jego założeniom. Z Remigiuszem Mrozem, autorem książki "Kasacja", rozmawiamy o prawniczym świecie, który opisuje w powieściach i tym, dlaczego nazywa się "tylko protokolantem" tych historii.
Mia*ł być prawnikiem, został pisarzem. Przyznaje, że lubi swoich bohaterów, ale często postępują oni wbrew jego założeniom. Z Remigiuszem Mrozem, autorem książki "Kasacja", rozmawiamy o prawniczym świecie, który opisuje w powieściach i tym, dlaczego nazywa się "tylko protokolantem" tych historii.*
Remigiusz Mróz, rocznik 1987. Mimo młodego wieku ma już na swoim koncie kilkanaście powieści, które trafiają na listy bestsellerów i wierne grono czytelników. Science fiction, powieść historyczna, kryminał – nie są mu obce różne gatunki. Jednak to dzięki swoim powieściom kryminalnym porównywany jest do Johna Grishama. Na półki księgarń trafił właśnie kolejny thriller prawniczy Mroza – "Rewizja" . Jest to trzeci tom historii (po "Kasacji" i "Zaginięciu") o doświadczonej prawniczce po przejściach, Joannie Chyłce i jej podopiecznym, Kordianie Oryńskim. Tym razem na ich drodze pojawia się Rom oskarżony o brutalne zabójstwo swojej żony i córki oraz wielka korporacja, która za wszelką cenę chce, aby mężczyzna wylądował w więzieniu i nie dostał milionowej polisy ubezpieczeniowej. Walka o pieniądze to jednak dopiero początek, a cała sprawa sięga dużo głębiej niż się wszystkim początkowo wydaje.
Justyna Koszewska: Jak to si*ę stało, że doktor nauk prawnych został pisarzem? Nie myślał Pan nigdy o pracy w kancelarii?*
* Remigiusz Mróz:* Nie tylko myślałem, ale nawet planowałem taką przyszłość. W pewnym momencie jednak uznałem, że to dla mnie po prostu niewykonalne. Wpadłem po uszy z pisaniem i nie wyobrażałem sobie, by kiedykolwiek robić coś innego. Zostawiłem więc perspektywy prawnicze, wyprowadziłem się z Warszawy i postawiłem wszystko na jedną kartę. Był marzec 2013 roku, w kwietniu miała wyjść moja debiutancka powieść.
W jednym z wywiadów przyzna*ł Pan, że codziennie pisze po 10-15 stron. Brzmi to bardzo rygorystycznie. Czy pisanie traktuje Pan bardziej jako zawód czy może powołanie?*
Jako zwykłą pracę. Kiedy podjąłem decyzję, by skupić się tylko na pisaniu, wiedziałem, że muszę dać z siebie wszystko. Być może przemawiała przeze mnie natura prawnika, ale zawarłem ze sobą umowę. Sprowadzała się do tego, że jeśli rezygnuję z innych perspektyw zawodowych, to muszę podejść do pisania naprawdę na poważnie. Za poradami Stephena Kinga ustaliłem więc sobie godziny pracy i normę, którą dziennie muszę wykonać, a potem twardo się tego trzymałem. Do dziś zresztą tak jest.
(img|642303|center)
Sk*ąd czerpie Pan inspirację do swoich książek?*
Zewsząd. Z otaczającego nas świata. Wszyscy jesteśmy codziennie wystawieni na nawałnicę inspiracji, wystarczy tylko złożyć parasol i się jej poddać. Pisarz różni się od osób wykonujących jakąkolwiek inną pracę tylko tym, że stara się odkładać jak najwięcej pomysłów gdzieś z tyłu głowy. A potem czeka… i sprawdza, czy taka lub inna inspiracja może okazać się dobrym fundamentem do historii, która opowie na kilkuset stronach książki.
Świat prawniczy cały czas Pana pociąga. Wielu bohater*ów Pana powie*ści, w tym najnowszej "Rewizji", to prawnicy. Co jest fascynującego w tym środowisku?
Wiele rzeczy! Ot, choćby dylematy adwokatów, którzy muszą bronić seryjnych zabójców, gwałcicieli czy pedofilów. Dla nich to normalne – nie powinni odmawiać obrony tak, jak lekarz nie odmawia pomocy przestępcy, gdy ten trafia z raną postrzałową do szpitala. Dla nas jednak jest to sfera trudna do uchwycenia, a przez to także ciekawa.
Jest Pan tak*że autorem powieści science fiction, powieści historycznych i kryminał*ów. Czy thriller prawniczy to dla pisarza trudniejszy gatunek w porównaniu z innymi?
Właściwie nie powiedziałbym, że w którymś gatunku pisze się trudniej. Praca w tym czy innym wypadku znacznie się różni, ale wydaje mi się, że ostatecznie ewentualne trudności i ułatwienia się równoważą. Koniec końców wszystko sprowadza się bowiem do jednej, kluczowej rzeczy – by opowiedzieć ciekawą, wciągającą historię.
Czy pisz*ąc książki, często zagląda Pan do Kodeksu karnego albo Kodeksu cywilnego?*
Na szczęście nie tak często, jak można by się obawiać. Po pierwsze dlatego, że nie chcę zalewać czytelnika falą prawniczej lub prawnej nowomowy, a po drugie dlatego, że… jeśli już sięgam do źródeł, to najczęściej są to orzeczenia, artykuły naukowe lub monografie. Po studiach prawniczych właściwie najważniejsze sprawy kodeksowe się pamięta, natomiast kiedy pamięć zawodzi, wiadomo, gdzie szukać. Dzięki temu kontakt z materią ustawową można ograniczyć do minimum.
"Rewizja" to Pana trzecia powie*ść o losach prawników z kancelarii *Żelazny & McVay. Jak wyglądała praca nad tą książką? Czy od razu wiedział Pan, że historia Chyłki i Oryńskiego nie skończy się na jednym tomie?**
Wręcz przeciwnie! Pisałem "Kasację" jako jednotomową, zamkniętą historię i nie brałem w ogóle pod uwagę, by stworzyć kontynuację. Miałem inny pomysł na thriller prawniczy, a nawet na cały cykl. Pewnego dnia jednak wydawca zapytał, czy nie zastanowiłbym się nad serią – odparłem, że raczej nie mam takich planów, ale jeśli czytelnikom spodoba się "Kasacja", czemu nie? W końcu to dla nich piszę.
(img|642305|center)
Czytelnicy nie zawiedli i teraz do ksi*ęgarń trafił już trzeci tom powieści. Podobnie jak w poprzednich częściach akcja jest bardzo wartka i pełna zwrotów. Czy przed napisaniem książki szkicuje Pan sobie fabułę, żeby nie pogubić się w wątkach? A może tworzy Pan wszystko "tu i teraz"?*
Nigdy nie tworzę planów, schematów ani zarysów. Wychodzę z założenia, że historia jest autonomicznym tworem, a ja jestem tylko protokolantem. Na początku mam wprawdzie całkiem sporo do powiedzenia, ale im głębiej w las, tym mniejsza jest moja rola. Bohaterowie przejmują inicjatywę, zaczynają kreować swój świat i często postępują wbrew temu, co sobie założyłem.
Czy w swoim *życiu poznał Pan osoby podobne do Chyłki albo Oryńskiego?*
Nie istnieją w rzeczywistym świecie, ale nie mogę też powiedzieć, by istniały w mojej wyobraźni. Przynajmniej nie tylko w niej. Funkcjonują bowiem w zbiorowej wyobraźni autora i czytelników – stają się realnymi tworami jako wypadkowa tego, jak odbierają ich obydwie strony. I między innymi to jest wielki walor książek – w filmie czy serialu nie ma miejsca na takie współdziałanie.
G*łówni bohaterowie "Rewizji" nie są postaciami krystalicznymi, mają swoje tajemnice i słabości. Co jest najtrudniejsze w naszkicowaniu portret*ów psychologicznych takich bohaterów?
Nie wiem, jak jest w przypadku pisarek, ale dla pisarza oczywiście najtrudniejsze jest zgłębienie… kobiecej psychiki. Pomimo najlepszych starań zawsze będzie to dla nas w pewnym stopniu materia nieprzenikniona, ale może właśnie z tego względu najciekawiej "pisze się" kobiety. A kiedy potem słyszy się od czytelniczek, że Chyłka została świetnie sportretowana, to jest to jeden z tych komplementów, które długo się pamięta.
Lubi Pan swoich bohaterów?
Pewnie, szczególnie szwarccharaktery. Ich konstrukcja dostarcza najwięcej frajdy, mimo że najczęściej nie chciałoby się spotkać takiej osoby na swojej drodze. Czasem zdarza się, że to te pozytywne postacie mnie irytują – szczególnie gdy postępują nie tak, jak chciałbym, by postąpiły. Z drugiej strony jest to najlepszy z możliwych omenów, oznacza bowiem, że bohater zaczął żyć własnym życiem, a więc został dobrze nakreślony i stał się pełnokrwistą postacią.
Warszawa z "Rewizji" to miasto do*ść przygnębiające, pełne niebezpiecznych zakamarków. W rzeczywistości też Pan tak ocenia stolicę?*
Zależy, po której stronie Wisły jesteśmy (śmiech). Ale poważnie mówiąc, spędziłem tutaj siedem lat, mieszkając na Targówku i Białołęce, a studiując na Pradze Północ. Warszawa to tętniący życiem, zdrowy organizm, który potrafi w mig wchłonąć przyjezdnych. I nie dzieje się tak bez powodu, bo to naprawdę świetne miasto. I wdzięczne pod względem kryminalnym, bo rzeczywiście jest tu kilka miejsc, gdzie lepiej się nie zapuszczać.
W ksi*ążce do takich miejsc należą kamienice zamieszkiwane przez Romów. Romskiego pochodzenia jest Bukano, jedna z pierwszoplanowych postaci. Skąd pomysł, aby akurat tę społeczność umieścić w powieści? Jak zdobył Pan wiedzę o romskich obyczajach, języku?*
Sam w pewnym momencie zadałem sobie pytanie: dlaczego Rom? Kiedy wpadłem na pomysł napisania "Rewizji", wiedziałem, że klientem Chyłki będzie robotnik z Ursynowa. Nie miałem pojęcia, że będzie też romskiej narodowości, ale wyszło to już podczas pierwszych zdań. Dlaczego? Trudno powiedzieć, widocznie książka tym razem wzięła górę nad pisarzem już na samym początku.
Z poznaniem środowiska Romów rzeczywiście był pewien kłopot. Nie dość, że to bardzo homogeniczna grupa, to jeszcze dzieli się na wiele szczepów, a każdy z nich ma swoje zwyczaje i tradycje. Powoli wgryzałem się w ten świat dzięki reportażom, wywiadom i publikacjom romskich autorów. W pewnym momencie zacząłem go rozumieć, przynajmniej na tyle, by móc pokierować w nim Chyłkę. Ostatecznie jednak wydaje mi się, że do końca nie zgłębi go nikt, kto nie jest Romem.
Romowie to jednak nie tylko tradycja, ale i liczne stereotypy. Bukano jest os*ądzany ze względu na swoje pochodzenie - traktuje się go jak obcego, zdolnego do najgorszych rzeczy. Czy uważa Pan, że współczesny człowiek powinien być bardziej tolerancyjny dla odmienności? Nie oceniać za wcześnie?*
Uwielbiamy stereotypy, bo ułatwiają nam życie. Wydaje mi się, że to kwestia wygody, bo dzięki temu już na samym początku możemy wyciągnąć mniej lub bardziej zasadne wnioski, bez poznawania drugiego człowieka. To droga na skróty, a taka, jak wiadomo, nie zawsze jest najlepsza. W tym wypadku najczęściej prowadzi na manowce.
Czy czytelnicy b*ędą mieli okazję spotkać jeszcze Chyłkę i Oryńskiego w kolejnych powieściach?*
Oczywiście! Zarówno Chyłka, jak i Oryński, nie pozwalają mi o sobie zapomnieć. Co jakiś czas dopominają się o to, bym sprawdził, co u nich – a rezultat jest taki, że siadam wówczas do pisania kolejnego tomu. Pracuję już nad czwartą częścią, która będzie… nieco inna od pozostałych. Mam nadzieję, że w dobrym sensie.
A kiedy nie pracuje Pan nad nowymi powie*ściami, to gdzie można Pana spotkać?*
Prawdopodobnie w lesie podczas biegu. Ale wcale nie jest pewne, czy poniekąd nie będę wtedy pracował nad nową powieścią, bo niektóre pomysły wpadają mi do głowy właśnie w trakcie biegania.
Rozmawiała Justyna Koszewska