Po dłuższej przerwie Rafał Ziemkiewicz ponownie porzucił publicystykę na rzecz fantastyki. Jednakowoż nie do końca. Historia Żegosta, tajemniczego najemnika z południa, uginającego się pod brzemieniem długowieczności i związanego z nią nieuchronnie doświadczenia, to, co prawda, przede wszystkim powieść psychologiczna, ale także po części przedziwnie aktualne publicystyczne SOS. Wspomniany Żegost, znęcony chęcią ujrzenia na własne oczy opiewanego w balladach księcia Zamborga i bohatersko przez niego oswobodzonej z niewoli u północnego maga, Shizzandra, przepięknej Khielve, obecnej księżnej pani, postanawia odwiedzić ich włości w drodze z jednej służby w drugą. Ku jego zaskoczeniu, okazuje się, że ballady były mocno przeterminowane. Zarówno w samym księstwie, jak i w małżeństwie baśniowych kochanków, źle się dzieje. Najemnik, dzięki swym wrodzonym zdolnościom instynktownie wyczuwający niebezpieczeństwo i złą magiczną aurę, postanawia wykorzystać swoją znajomość ludzkiej natury i odwrócić bieg wypadków,
póki czas. Nikt w księstwie nie pragnie jego interwencji, wręcz przeciwnie, wszyscy, z księciem Zamborgiem na czele, życzą sobie, by przybłęda jak najszybciej odszedł w swoją stronę. Ten brak gościnności nie zniechęca najemnika. Postanawia zostać za wszelka cenę, choć zewsząd dybią na jego życie rozmaite stronnictwa, bo on jeden naprawdę wie, co nadchodzi...i on jeden ma szansę to powstrzymać.
Ognie na skałach to opowieść o tym, co kryje się za enigmatycznym, typowym dla baśni „i żyli długo i szczęśliwie”. Co dzieje się, gdy już książę uwolni swoją królewnę z lodowej wieży, łamiąc więżący ją czar przysięgą odwiecznej miłości. Gdy przyjeżdżają do zamku i okazuje się, że królewna, owszem, piękna, ale po swoich traumatycznych przejściach, nieskora do uczt i hulanek, cierpiąca na bezsenność i dziwne lęki. Stroniąca od ludzi, tolerująca tylko towarzystwo ukochanego, któremu ufa. Odbierająca mu dzień po dniu przyjaciół, poważanie na sąsiednich dworach, sławę wojownika, A dająca w to miejsce reputację pantoflarza. Gdy, mimo starań i czułości księcia, królewnie nie mija strach. Mija za to czas, a z czasem książę traci cierpliwość. Jego uczucie, dawniej płomienne i, jak sam święcie wierzył, wieczne, najpierw przygasa, by wreszcie do reszty się wypalić. Gdy bezsilność i frustracja każą księciu szukać ukojenia w innych, nie-bajkowych, za to ciepłych i chętnych ramionach. Ale odczarowanie królewny to
zobowiązanie wieczyste. Umowa, która nie przewiduje odstępstwa żadnej ze stron. Tego się już dzieciom nie opowiada. Po co je niepotrzebnie straszyć? Odpowiedzialność i konsekwencje to rzecz dorosłych. Po to są dorosłymi, by rozumieć, co to obowiązek. A że nabuzowanego testosteronem młodzika żądnego sławy trudno nazwać dorosłym? Cóż, formalnie nim jest. A w praktyce, po wielu latach, gdy już zapomni, co czuł, składając nierozważną przysięgę i równie nierozważnie ją złamie, poniesie poważne konsekwencje.
Ziemkiewicz zajął się także obrazem państwa pozbawionego nadzoru rozumnego władcy. Państwa, w którym możni, niepilnowani przez pochłoniętego osobistymi problemami suwerena, robią, co im się żywnie podoba. Rozdzielają stanowiska wedle uznania, ciemiężą poddanych, ignorują prawo. Państwa, w którym wytępiono drobnych rzezimieszków, by nie wchodzili w paradę poważniejszym graczom. Tym, którym kupiec czy rzemieślnik woli się pokornie opłacać niźli ryzykować sprawdzenie, co by było, gdyby się z płatnością opóźnił. A poważniejsi gracze są na tyle rozważni, by oddawać możnym część zbiorów w zamian za przymykanie oczu na rozwój interesów. I tak sobie ten trójpodział władzy, daleko nie-Monteskiuszowski, prosperuje...Czy to nie brzmi znajomo? Jednak przede wszystkim Ognie na skałach przypominają, że miłość to nie tylko przyjemność, ale także, a nawet przede wszystkim, odpowiedzialność. Że za korzyściami idą krok w krok obowiązki, bo nie ma nic za darmo. Nawet bard śpiewa swoje baśniowe pieśni, oczekując
wynagrodzenia. I tylko tyle mają one wspólnego z rzeczywistością.