Pies będzie zawsze przy naszym boku. Pozbawiony egoizmu, nigdy nie opuści, nie okaże niewdzięczności, nie zdradzi. Pozostanie przy nas w zdrowiu i chorobie; gdy bieda będzie zaglądać nam w oczy, też i wtedy, gdy o nim zapomnimy, przytłoczeni ciężarem złota. Pies jako jedyny będzie nas strzec i kochać nawet wtedy, gdy będziemy ostatnimi łajdakami, świniami, pasożytami.
Będzie kochał. Kochał w sposób dziwny, tak do końca, bez żadnej zachęty z naszej strony. A może po prostu, w którymś momencie wyłapał w naszych oczach spojrzenie, może błysk zaciekawienia? I już wtedy wiedział, że pozostanie z nami. Dlaczego psy nas kochają, gdy my traktujemy je w tak okrutny sposób? To wyjaśnić może tylko pies. Tylko jakie zadać mu pytanie? I jak nam odpowie?
Opiekunowie Deana Koontza to właśnie opowieść o psie. Psie innym, obdarzonym specjalnymi umiejętnościami i odczuciami. Stworzeniu iście genialnym, które rozumuje jak człowiek i zarazem jak zwierzę, a nawet potrafi się porozumiewać z ludźmi. Takiego psa nie stworzyła natura i to nie ona dybie na jego życie. Ten pies zrozumiał, że egzystencja w postaci formy badawczej nie jest dla niego dobra, że pragnie czegoś innego, a przede wszystkim inaczej spożytkować swój geniusz.
Dlatego uciekł. Niestety, nie sam. Jego „towarzysz”, który posuwa się za nim krok w krok, pragnie go dopaść, tętniący nienawiścią i zawiścią wie tylko jedno, ma ZABIĆ. Tak został zaprogramowany, by UNICESTWIĆ geniusza, a przy okazji wszystko i wszystkich, którzy przez przypadek staną na jego drodze. Jak to często bywa, pies spotka na swojej drodze CZŁOWIEKA. A ten też nie czuje się najlepiej.
Samotny, skąpany w bezsensie swojej egzystencji. Pragnący uciec od własnej duszy i umysłu. Stojący na krawędzi między bytem a niebytem. Czyż to nie cudowny partner dla psa? Czy zajmą się sobą? Człowiek i pies. Uciekający, każdy przed innym, własnym demonem. I ten, który zabija, barwiący wszystko krwią mniej lub bardziej winnych, a w szczególności tych, którzy wiedzą.
Dean R. Koontz nazywany jest pisarzem z gatunku „horror i mystery”. Bo rzeczywiście jego książki oscylują na granicach przerażenia i mistyczności. Często pełne magiczności, intrygujące, a jednocześnie takie ludzkie. Autor swobodnie nadąża za nowinkami cywilizacji naukowej i stara się wpleść jej elementy w codzienność swoich opowieści. Intryguje, przeraża, ale i daje nadzieję. Psy występują prawie w każdej z jego powieści, nic więc dziwnego, że poświęcił im cały tom. A dokładniej retriverom, rasie ostatnio urastającej do rangi symbolu genialnego ludzkiego towarzysza. Rasie spokojnej, ale jednocześnie kochającej aż do bólu. Takiej, która zawiera swe życie i miłość.
Książka swoją wartką akcją nie pozwala się od siebie oderwać. Ta moja jest już tak stara i „wymęczona”, że aż żal na nią patrzeć. Kilka lat temu przeczytało ją pół akademika. I nikt nie pozostał obojętnym. Bo nie można tak po prostu dalej żyć po przeczytaniu tej pozycji. To najlepsza powieść Koontza, strona po stronie. Jednocześnie wzruszająca i obiecująca nadzieję, jak i przerażająca. Tytułowi opiekunowie to z jednej strony pojęcie sarkastyczne, opiekunowie – twórcy, ci, którzy nie chcą by ich cud stał się udziałem świata. Opiekunowie to też pies i człowiek. Zajmujący się sobą nawzajem. „Psy bawiły się nie gorzej od ludzi.” Oby tak było zawsze.