Ksawery Downar to człowiek sukcesu: uznany lekarz-ginekolog, wicemarszałek Senatu i murowany kandydat na prezydenta z ramienia Prawicy Polskiej. Jego wizerunek wzorowego męża, ojca i przede wszystkim polityka o konserwatywnych poglądach, wali się w gruzy w ciągu jednego, czerwcowego dnia. Na jaw wychodzą wszystkie sekrety pana marszałka. Innymi słowy, wypływa teczka z materiałami o Downarze - jak się okazuje, tajnym współpracowniku SB o pseudonimie „Synek” i homoseksualiście.
W „Różowych kartotekach” Mikołaj Milcke, jeden z najpoczytniejszych przedstawicieli literatury gejowskiej w Polsce, opowiada historię zręcznego polityka, który całe życie się ukrywał. Przed wszystkimi i wszystkim: rodziną, kolegami z partii, dziennikarzami, znajomymi duchownymi i ogółem społeczeństwa. Ukrywał romanse z mężczyznami, w tym swoją wielką miłość do Piotra, nauczyciela i pasjonata Francji. Ukrywał prawdę o zwerbowaniu go przez Służbę Bezpieczeństwa w 1985 roku - w wyniku akcji „Hiacynt”, masowych działań władz PRL-u przeciwko homoseksualistom. Wreszcie, ukrywał swoją prawdziwą twarz za maską działacza opozycji, katolika, ojca rodziny i aktywnego przeciwnika środowisk LGBT.
Tę prawdziwą twarz bohatera poznajemy wraz z kolejnymi stronami książki. Od zawsze gustował w tej samej płci, a ze swoja żoną, Marylą, związał się tylko w celu zapewnienia sobie kamuflażu. Wiedział, że jako patriota i katolik będzie akceptowany przez społeczeństwo. Jego starania, aby utrzymać medialny wizerunek, miały go zaprowadzić na sam szczyt - fotel prezydenta. Jednakże tuż przed oficjalnym ogłoszeniem startu marszałka w wyborach prezydenckich ktoś „podłożył mu świnię” i zniweczył tym samym wszystko, co polityk sobie wypracował.
Nieliczni znają sekret Downara, nieliczni mogli go wydać – a jednak przez cały dzień nie może znaleźć tego, kto ujawnił teczkę z dyskredytującymi go materiałami. Czytelnik podąża kolejnymi tropami w poszukiwaniu prawdy, trochę jak w powieści sensacyjnej, przemierzając Warszawę w samochodzie bohatera i przenosząc się z miejsca na miejsce. Ta dynamika wydarzeń należy niewątpliwie do mocnych stron powieści. A że rozwiązanie zagadki demaskatora może nie zaskoczyć miłośników skomplikowanych, kryminalnych intryg… w końcu nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale by gonić go.
Obraz Ksawerego Downara jako polityka dzisiejszych czasów musi niepokoić i skłania do refleksji. Ile tajemnic kryje się za politycznymi przemowami, obietnicami, wygłaszanymi poglądami? Autor zaznacza, że wszystkie postacie i sama historia są fikcją literacką, ale umiejscowiono je na tle prawdziwych zdarzeń z historii Polski: przełomu solidarnościowego z 1989 roku, niedawnych wyborów prezydenckich itd. Teczki i agenci, dyskusje światopoglądowe, stanowiska Episkopatu – to polska rzeczywistość, znana nam z gazet i ekranów telewizorów. Historia Downara mogłaby pasować do wielu politycznych życiorysów. A przez to staje się mniej wyrazista, mniej zapada w pamięć. Po lekturze „Różowych kartotek” silniejsze pozostaje wrażenie wszechobecnej obłudy w życiu publicznym, gdzie poszczególne jednostki starają się wyciągnąć dla siebie jak najwięcej korzyści.
Milcke kontynuuje podjętą w swoich poprzednich książkach opowieść o różnych aspektach życia geja w Polsce. W zestawieniu z polityką i konserwatywnymi wartościami, które główny bohater rzekomo wyznaje, wytwarza się mieszanka wybuchowa, mająca na celu zapewne porażenie odbiorców. Czy tak jest rzeczywiście? Odpowiedzi na to pytanie nie da się udzielić jednoznacznie, tak jak niejednoznaczny jest bohater tej historii. Potencjalny czytelnik sam ustali, czy czuje się bardziej oburzony, czy raczej obojętny. Trudno przyklaskiwać działaniom Ksawerego Downara, z czysto ludzkiego punktu widzenia: jego życie to zbitka kłamstw i fałszerstw, w dodatku umotywowana tylko i wyłącznie politycznym interesem. Panująca wokół homofobia usprawiedliwia go tylko w pewnym stopniu, stanowi raczej pretekst niż realne wytłumaczenie.
Narrację powieści co i rusz przeplatają objaśnienia dotyczące faktów historycznych bądź zachowań wpisanych w nie bohaterów, przypominając momentami dziennikarskie sprawozdanie (bądź co bądź, autor pracuje w tym właśnie zawodzie). Trochę rażą szczegółowe opisy: wnętrz mieszkań i gabinetów, wyglądu bohaterów, a nawet ich emocji czy motywacji - nie pozostawiają czytelnikom żadnego pola do wyobraźni. Nie ma tu także zbyt wielu akcentów humorystycznych, za które autor zbierał pochwały po poprzednich publikacjach. Bo też i nie ma z czego się śmiać – „Różowe kartoteki” to historia rozpadu życia jednego człowieka, jego osobistej tragedii. A że mógł w pewnych momentach podjąć inne decyzje… to był jego świadomy wybór.