Wystarczyło kilka słów. Ot, zwyczajna pomyłka, by moc Artemisa, i to bez użycia Butlera, wytrysnęła z całą siłą. „Kelnerka pomknęła do kuchni, z ulgą oddalając się od bladego młodzieńca przy szóstym stoliku. Kiedyś widziała film o wampirach – one niemogące umierać kreatury miały dokładnie takie samo hipnotyczne spojrzenie. A może ten mały mówi jak dorosły, bo w rzeczywistości liczy sobie pięćset lat?”
Zaraz, zaraz... przecieram oczy. Nie, no to przecież tylko on. TYLKO, to chyba nie najwłaściwsze słowo. Bo choć to nie ptak, nie samolot, to jednak jak najbardziej specyficzny superman... tylko, że mózgownicy. Chłopiec trzynastoletni, dziecko prawie, a jednocześnie osobnik, który gdy do kogoś dzwoni, wtedy ten, w tym wypadku biznesmen Jon Spiro, przyszedłby „...nawet po tłuczonym szkle.” Zresztą tak jak to „dziecko”, i on ma głowę do interesów. Propozycja złożona mu przez Artemisa jest nadzwyczaj kusząca. Bardzo kusząca. To, co dzieciak nazwał kostką, w rzeczywistości będące mieszaniną ludzkiej techniki i mocy wróżek, skazać może komputery na spoczynek wieczny na złomowiskach. Nie można mu tego zostawić. Zresztą przecież to on, Spiro, jest dorosłym, a ten ledwo wystający ponad stół chłopiec to tylko zagubione dziecko...
Jak to się stało, że Butler skwasił tą operację? Nie wiadomo, ale jednak tak się stało. Może zbyt zaufał otoczeniu, może jednak zbyt pokochał swego podopiecznego... może, czy to ważne. Butler nie żyje. A to może wstrząsnąć Artemisem bardziej, niż śmierć jego ojca. Ojca, który ponownie wkroczył w jego życie. Który ponownie zacznie władać imperium Fowles’ów. Imperium, które czekają wielkie zmiany. Artemis Fowl różni się od równolatków, i nie tylko tym, że nie lubi deserów. W stosunku do niego powiedzenie, iż „dzieci i ryby głosu nie mają”, jest co najmniej śmieszne. Spadkobierca wielkiej fortuny, biznesmen i głowa rodziny. A przede wszystkim ojciec chrzestny wszelkich kontaktów z wróżkami. Może jednak przede wszystkim kochający syn? Spoglądający na zdrowiejącego ojca, który zmienia się na jego oczach. Artemis różni się, ale jednak, choć samemu trudno mu w to uwierzyć i nie przyzna się innym, posiada uczucia. „Czy to możliwe żeby Fowlowie stali się normalną rodziną?” Czy on, jak dotąd najpotężniejszy
nastolatek, zdolny zdobyć złoto, magię, a nawet przyjaźń wróżek, jest w stanie poświęcić wszystko dla dobra całego Małego Ludu? Czy jest w stanie powrócić do punktu wyjścia... i po co?
Trzeci tom cyklu o przygodach „ponadnaturalnie” zdolnego chłopca, władcy imperium Fowlów, przynosi ze sobą wielkie zmiany. To już nie on, Artemis, włada całym światem. Nie on rozdaje karty, ale inni. Chyba po raz pierwszy w swoim życiu jest małym chłopcem, któremu świat wali się na głowę. Chłopcem, który odzyskał ojca, ale stracił przyjaciela. Młodzieńcem, którego dotychczasowe życie, tak naprawdę obróciło się o więcej niż 360 stopni. Mężczyzną, który zrobi wszystko, by ci, których uważał niegdyś za wrogów, ocaleli. Tylko jakim kosztem? Tak naprawdę Eoin Colfer trzecim tomem burzy całą historię. Wszystko wraca do punktu wyjścia i chyba dlatego warto czekać na kolejne książki. Bo w końcu jak uda mu się z tego wybrnąć? Przecież nie zacznie od początku, prawda? Wiele się zmieniło, ojciec Artemisa żyje, a to oznacza, iż on sam, zostanie zwyczajnym, choć nad wyraz bogatym dzieckiem... Tylko czy potrafi nim być?