Co daje czytanie książki telefonicznej i uczestniczenie w dyskusjach na forach internetowych dla samotnych? Najnowszą książkę Harlana Cobena. Obie te rzeczy zdają się być ściśle powiązane w powieści Tylko jedno spojrzenie. To próba połączenia faktów z przeszłości z ukrywaną przez lata tajemnicą i próba wysnucia wniosków, w jaki sposób wydarzenia z przeszłości wpływają na fakty realne. Zaczyna się niewinnie: Grace Lawson odbiera plik zdjęć, zrobionych w czasie wyjazdu rodzinnego. Tyle, że między zdjęciami jest jedno trochę dziwne – na zdjęciu sprzed kilkunastu lat widać piątkę osób, z których jedna jest przekreślona. Grace pokazuje zdjęcie mężowi Jackowi, ten wykonuje jeden telefon, po czym wychodzi z domu i znika.
Ale to dopiero początek, ponieważ pani Lawson koniecznie chce odnaleźć męża, jak również związek pomiędzy jego zniknięciem a pojawieniem się zdjęcia. Jedynym punktem wspólnym jest osoba jej męża – jednego z piątki bohaterów ze zdjęcia. Potem się pojawia Eric Wu, seryjny morderca, który wyszukuje swoje ofiary poprzez serwisy internetowe dla samotnych; właściwie - potencjalne ofiary, które dają mu siedzibę do realizacji zleconych zadań. Jednak żadnej z ofiar nie zabija tak po prostu, używając broni białej lub palnej, stosuje jedynie jemu znane metody naciskania na odpowiednie punkty pomiędzy czwartym a piątym żebrem, co powoduje powolną śmierć narządów wewnętrznych.
Odskocznią od kolejnych ofiar pana Wu, dołączając do tego także Jacka Lawsona, jest wspomnienie Masakry Bostońskiej, która miała miejsce piętnaście lat wcześniej w czasie koncertu Jimmiego X Bandu, a jedyną osobą, która przeżyła ciężkie obrażenia i stała się przez to rzecznikiem wszystkich zabitych w czasie strzelaniny na koncercie, była właśnie Grace Lawson. Kolejni bohaterowie jedynie potwierdzają teorię, że Masakra i zdjęcie odnalezione przez Grace mają ze sobą wiele wspólnego. Nie udaje się odnaleźć kolejnych sportretowanych osób, które stanowią klucz do rozwiązania zagadki. Z kolei nieprzemyślane działania pana Wu powodują obrażenia u przypadkowych osób.
Podążanie za kolejnymi nazwiskami, pojawiającymi się w fabule, to jak czytanie książki telefonicznej. Wiadomo, że nazwisko będzie połączone z jakimś wydarzeniem i pojawia się w historii Cobena nieprzypadkowo, nie wiadomo tylko, czy jest to wynik Masakry, czy też przypadkowa ofiara Erica Wu, który zresztą pracuje na zlecenie. I jak to u Cobena bywa, ostatnia strona znowu wnosi coś dodatkowego do zrozumienia całej historii. Tyle, że tym razem naprawdę dla mnie było to połączenie zbyt wielu bohaterów, którzy pojawiają się co kilka stron i potrzeba nie lada skupienia, aby odpowiednio przyporządkować nazwiska do faktów, z mało optymistyczną informacją o tym, do czego służą niektórym fora internetowe. Przerażająca jest świadomość tego, że osoba, z którą tak świetnie się potrafimy porozumieć na czacie w Internecie, może nie być tym, za kogo się podaje.
Tylko jedno spojrzenie to w dalszym ciągu Coben w swojej pełnej krasie. Tyle, że raczej usiłujący udowodnić, że każda zbrodnia, nawet ta popełniona kilkanaście lat temu, nie ulega przedawnieniu. To urocze, ale żyjemy w świecie, gdzie nie można tak po prostu zastrzelić przyblakłą gwiazdę rocka tylko dlatego, że po nastu latach jego wykroczenie ujrzało światło dzienne. U nas nie ma miejsca na zemstę ojca. Dlatego też tym razem tak skromnie punktuję, za wartką fabułę, która chyba nawet w amerykańskich realiach jest mało wiarygodna. I za to, że za 500 dolarów można komuś zmarnować życie.