Studiował pan sztukę filmową, nie literaturę.
Tom Rachman: Tak, byłem kinomanem. Moi rodzice często wypożyczali stare filmy – całe dzieciństwo pamiętam jako czarno-białe obrazy – i marzyłem o kręceniu filmów. Poszedłem na uniwersytet w Toronto i tam studiowałem historię i teorię filmu. W głębi ducha miałem nadzieję, że pójdę do szkoły filmowej przy Uniwersytecie Nowojorskim i spróbuję zrobić karierę w tej dziedzinie.
Dlaczego zmienił pan plany?
Tom Rachman: Coraz bardziej fascynowała mnie literatura. Wcześniej nie byłem szczególnie zapalonym czytelnikiem, ale wszyscy w mojej rodzinie uwielbiali czytać. Ja wybierałem raczej czasopisma o kinie, na ogół nie czytałem niczego, co liczyłoby ponad 40 stron. Poza tym miałem świadomość, że aby realizować filmy, musiałbym, będąc 20- lub 30-kilkulatkiem, większość czasu poświęcać na zdobywanie pieniędzy na ich finansowanie. Pomyślałem sobie, że nie tak chcę spędzić kilka kolejnych lat mojego życia, nie chcę błagać producentów z Hollywood, żeby finansowali moje pomysły. Postanowiłem, że spróbuję zająć się pisarstwem, ale doszedłem do wniosku, że w tym celu potrzebny mi jest większy bagaż doświadczeń. Dlatego zacząłem pracować jako dziennikarz.
Anne Kingston
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.