„Zacząć od samego początku? Przedstawić się w stylu wizytówki na klapie? Cześć, nazywam się Kate Sinclaire? (...) znacznie łatwiej byłoby zacząć od końca; o tak, łatwiej byłoby zreferować ustalone fakty, nadać imiona zmarłych, raz na zawsze zetrzeć krew z podłogi, niż trudzić się poszukiwaniem motywów, wyjaśnień, odpowiedzi, których być może nigdy nie uda się znaleźć. Cóż, kiedy policja chce czego innego (...) szczegółów.” Właściwie, można by nam ich oszczędzić. Pozostawić umarłych umarłym. Ale przecież ci, którzy widzieli wszystko wciąż żyją, a raczej na szczęście. Może więc należy wszystko przejść od nowa, poznać prawdę i zaakceptować to, co się stało. Czego już nie można zmienić.
Wszystko się zaczęło od niego. Friendly – to przyjacielskie nazwisko okazało się być mianem oskarżonego o zamordowanie trzynaście kobiet. Oskarżonego, który wyglądał jak Brad Pitt – po prostu mały, skrzywdzony chłopiec. Mężczyzny, którego pokochała kobieta. Zapragnęła go pocieszyć i uwierzyć, że niczego nie zrobił. Pokochać gwałciciela, którego ujrzała w gazecie. Złamać normy i po prostu wyruszyć mu na odsiecz, jak średniowieczna ukochana. Zresztą, zawsze się można było tego po niej spodziewać. Jo Lynn – już samo jej imię, predysponowało ją do wiecznego bycia czpiotką. Nawet teraz, gdy zachorowała nasza matka. Tak, ja to Kate, twardo stojąca na ziemi matka i żona. Psychoterapeutka. Tak, powinnam była wszystko przewidzieć, zatrzymać to w momencie, gdy się zaczęło. Pominąć milczeniem, a nawet zamknąć ją... i nie doprowadzić do końca. Nie zmienić się w maszynkę, którą manipuluje morderca. Przewidzieć, ale mi się nie udało... Przegrałam.
Różne rodzaje miłości, choroba, zwykłe problemy rodzinne, stare miłości, zdrada i komplikacje damsko-męskie. Zwykle tym zajmuje się Joy Fielding. Ale już kilkakrotnie zdarzyło się jej zaczynać od końca. Wspomnieć należy chociażby Patrz, jak Jane ucieka. Jednak tym razem, już wiemy, że ktoś nie przeżyje. Ktoś na pewno pozostanie wyłącznie na tych stronach. Nigdy już nie powstanie. Tym razem jednak nie ma zdrady. Nie ma mężczyzny, który maltretuje żonę. Wprost przeciwnie. Mamy prawie doskonałe małżeństwo, może ze zbyt rozwydrzoną córką, w którego ramy wkracza siostra żony oraz ich matka. Pierwsza zakochuje się w mordercy, w trakcie jego procesu. Fascynuje ją siła i zbrodnia. Nie tylko to, jak wygląda złoczyńca. Kocha go, i nigdy w niego nie zwątpi. Odda mu się, nie bacząc na cierpienie matki. Na siostrę, zbyt poważną, które przecież nie potrafi jej zrozumieć. Jej miłości i przeczuć, które on odczytał zbyt łatwo. Jej przeznaczenia. Zakochana Jo Lynn, aż nazbyt jaskrawo staje obok naszej narratorki, Kate.
Pierwsza wszystko kładzie na jedną szalę, druga stara się zrozumieć i ją i jego. Z jednej strony widzi, jak siostra wpada w szpony zła, z drugiej, nic nie może zrobić. Pouczanie siostry, to jak mówienie do nastoletniej córki. Słowa nie docierają nawet do celu. Ale jest coś jeszcze. Przekonana o tym, iż Friendly zamordował też córeczkę przyjaciółki, stara się poprowadzić własne śledztwo i... ponosi klęskę. We wszystkim.
Brakujący element to świetny thriller psychologiczny. Mieszający częściowo syndrom sztokholmski z romantycznym uniesieniem. Pisarka i tym razem udowadnia, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Kobietami, które kierują się uczuciami, często głupimi, naiwnymi. Mężczyznami, którzy z ochotą nas wykorzystują, zbyt silnymi, często nie widzącymi tego, co należy. Tylko ludźmi. Choć trudno w to uwierzyć, nasze troski i radości są podobne. Życie to pasmo powtarzalności. Tak więc, w jaki sposób jednej autorce udaje się za każdym razem mnie zaskoczyć. Częściej przestraszyć. Jak udaje jej się zobrazować świat, ukazując go tylko poprzez pryzmat cierpiącej kobiety i to tak różnorodnie? Pozostanie dla mnie zawsze tajemnicą. Jednak tym razem, po tą powieść mogą śmiało sięgnąć nie tylko wielbiciele jej pisania, ale też ci, którzy uwielbiają kryminały oraz thrillery psychologiczne. Na pewno się nie zawiodą.