Za górami, za lasami…A właściwie to nie za górami, a właśnie, wbrew bajkowemu schematowi w górach, Żmijowych w dodatku, spotkać można może nie księżniczkę, ale kogoś potężniejszego od dowolnej księżniczki. Córkę boga, która opuściła ognisty pałac ojca, podążając za głosem miłości. I tu bajka się kończy, a zaczyna rzeczywistość. Miłość, jak to zwykle w życiu (a nigdy w bajkach) bywa, okazała się ułudą, a obrana droga – drogą bez powrotu.
Nieszczęśliwa księżniczka znalazła więc sobie włość dość specyficzną, górską wioszczynę, zwaną Wilżyńską Doliną. By grubą kreską odciąć się od utraconej przeszłości, wybrała wcielenie, które zagwarantowało jej bezsporny posłuch mieszkańców Doliny, postać odrażającej, starej wiedźmy. Pseudonim przybrała, dla kontrastu, słodki – Babunia Jagódka. Ale niech kto spróbuje tę Jagódkę rozgryźć, wnet mu się gorzko w gębie zrobi. Opowiadania wchodzące w skład zbiorku dostarczają licznych dowodów na prawdziwość tego twierdzenia. Babunia nie pozwala sobie bruździć, a jak jej ktoś nadepnie na odcisk, to i w kamień potrafi natręta obrócić. Póki nikt jej głowy nie zawraca i może do woli pić okowitę, latać na sztachecie w stanie wskazującym na spożycie i bałamucić parobczaków pod postacią urodziwej czarnowłosej niewiasty – to do rany wprost ją przyłożyć.
Ludziska we wsi mają jednak do wiedźmy rozmaite sprawy. Pół biedy, jak rzecz w afrodyzjaku czy czopkach na hemoroidy, ale niektórzy mają idiotyczne, iście bajkowe pragnienia. A przy tym, jakby młynarzówny, chcącej się wykierować na królewnę, było mało, do Wilżyńskiej Doliny ośmiela się dotrzeć szalejąca w Krainach Wewnętrznego Morza wojna, i to w najmniej odpowiednim momencie, kiedy Babunia zajęta jest wyrobem swoich ulubionych śliwkowych powideł…
Będące dziełem bogatej wyobraźni Anny Brzezińskiej Krainy Wewnętrznego Morza, w tym, rzecz prosta, Wilżyńską Dolinę, zaludniają rozmaite mityczne stwory, w większości legitymujące się słowiańskimi paszportami: utopce, mamuny, nocnice, kobldy, szczuracy i inne zwierzołaki. I ludzie, zupełnie zwyczajni, mimo że nieuchronnie zaplątani w nici magicznego przeznaczenia. Nie wszystkie problemy da się rozwiązać odpowiednim wywarem czy zaklęciem, nie każdego robaka można zalać okowitą. I do tyczy to również plemienia przedksiężycowych. Zawsze jednak warto próbować, a żyje się lżej, kiedy człowiek wie, że, wredna, bo wredna, ale jednak „swoja” wiedźma nie pozwoli obcym zanadto zakłócić spokoju na swoim terytorium.
Perypetie Babuni i jej podopiecznych, opisane zgrabną, archaizowaną frazą, ze swadą i humorem (chwilami bardzo rubasznym), a kiedy trzeba, z odrobiną filozoficzno-egzystencjalnej zadumy, wciągają bez reszty. Mikstura uwarzona przez wiedźmę-perfekcjonistkę przenosi w inny świat – wcale nie lepszy, dlatego zaleca się ostrożne dawkowanie. Kto się zapomni, może wpaść w sidła szarmu Babuni i pozostać w Wilżyńskiej Dolinie na zawsze. Jednak zaryzykować na pewno warto. Dolina to w sumie całkiem miły zakątek…