Trwa ładowanie...
fragment
18-06-2013 14:12

Ja, My, Oni. Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską

Ja, My, Oni. Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą PurzyńskąŹródło: "__wlasne
d29jyev
d29jyev
„Ja, My, Oni” - Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzata Purzyńską
- fragmenty książki

Ze wstępu Mariusza Szczygła

Teresa nie miała żadnego lęku przez postaciami, które budzą respekt. Nigdy nie rozmawiała na klęczkach. Była już po autoryzacji swojego słynnego wywiadu z generałem Wojciechem Jaruzelskim, ale rozmówca wciąż miał jakieś wątpliwości. Targi o każde zdanie trwały jeszcze przez telefon w redakcji. Ta rozmowa nie była łatwa, więc staraliśmy się być w dziale cicho. I nagle słyszymy, jak Teresa mówi do Jaruzelskiego: - Co? Dygocik!? Dygocik się pojawił?

Myślę, że ta rozmowa dlatego stała się tak ważna, a nawet historyczna, że Teresa była w niej sobą i traktowała generała tak, jak może go nikt od dziesięcioleci nie traktował: wyrozumiale i zwyczajnie.

d29jyev

Takie zwyczajne traktowanie przeżył nasz kolega z działu Tomasz Kwaśniewski, który ma takie samo nazwisko jak prezydent. W niedzielne popołudnie zadzwoniła do niego Teresa i Tomek nie zdążył jeszcze jej powiedzieć „Cześć, Tereska” (mówiliśmy tak do niej od czasu słynnego filmu), a już usłyszał, jak Teresa zaczyna krzyczeć na prezydenta Kwaśniewskiego: - Panie prezydencie, Torańska mówi! No ja muszę to panu powiedzieć, że to niedopuszczalne, żeby pan… Nie mogłam wytrzymać i musiałam zadzwonić…- i tak dalej do momentu, kiedy Tomek wbił się w jej monolog i okazało się, że to nie głos Aleksandra.


W Żninie był Zarząd Powiatowy Związku Młodzieży Socjalistycznej, który nic nie robił. Napisałam takie zdanie w tekście: „Siedzą, biorą pieniądze za nic”. A ZMS to była siła. I robi się afera. Woła mnie Ambroziewicz i mówi: „Pani Tereso, tu jest masa protestów z KC (...)”. Wyciąga list, który przyszedł do KC od towarzysza Groszka, sekretarza propagandy Komitetu Powiatowego PZPR w Żninie. I tam pisze, w tym liście, towarzysz Groszek, że ja latałam po hotelu goła, pijana i ciągnęłam go do łóżka. On nie skorzystał, bo ma żonę i troje dzieci. Wiesz, dlaczego mi to Ambroziewicz czytał? Bo nigdy nie widział, żebym piła.

„Wie pan - mówię - ale ja nie nocowałam w hotelu”. „Jak to pani nie nocowała w hotelu?” - zdziwił się. „Nie, bo nie było miejsc” - odpowiedziałam. A ja nigdy nie używałam takich argumentów, że jestem dziennikarzem, że coś mi się należy. „Weszłam do hotelu, powiedziano, że nie ma miejsc, to poszłam na kemping. Mam rachunek z kempingu. 15 złotych kosztował nocleg” - dodałam. „Proszę mi to natychmiast dać!” - ucieszył się (...). Załatwiał to potem w KC. Ale zakazano mi pisać o organizacjach młodzieżowych. I nie dostałam etatu w „Argumentach”

d29jyev

­­­­­­­­­­­­­--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pewien młody człowiek zrobił ze mną rozmówkę do pisma „Z dnia na dzień” chyba, w której zapytał: „A czy z Urbanem nie chce pani porozmawiać?”. „Urban to, co ma do powiedzenia, sam pisze” - ucięłam. I jeszcze powiedziałam coś złośliwego, że on nie potrzebuje spowiednika czy kogoś takiego. A! Już wiem: powiedziałam, że nie potrzebuje akuszerki.

I Urban do mnie napisał, że potrzebuje. To był długi, elegancki list, w którym podał numer telefonu i podkreślił, że takiej akuszerki jak ja pragnie. Wpadłam w panikę, czy potrafię. Bo on jest bystrzak. Wiedziałam, że rozmowa z nim może być dla mnie pułapką - on chce zwyczajnie zaistnieć i zrobi ze mnie idiotkę, przerobi na szaro. Mniej więcej wiem, jaki on jest, ale czy jestem w stanie odkryć go w rozmowie? - myślałam - powyciągać z niego tę jego próżność, chełpliwość, inteligencję, ale również cynizm?

d29jyev

(...) Po chyba dziesięciu spotkaniach, podczas których bardzo uważnie go słuchałam, bez żadnych uszczypliwości z mojej strony, on patrzył na mnie z pewnym zaskoczeniem i myślał - jestem przekonana, że tak myślał - „jak ona pracuje, ta kobieta? Jak ona mogła tych Onych zrobić, jeśli zupełnie nie radzi sobie z materią”? Kiedyś na moje kolejne: „Ale jeszcze musimy się spotkać” odpowiedział: „Gdybym pracował jak pani, na życie bym nie zarobił”. „Ja mam małe potrzeby" - odpowiedziałam, zresztą zgodnie z prawdą. Może to śmieszne w dzisiejszych czasach, lecz nigdy nie piszę dla pieniędzy.

Potem usiadłam do pisania. Trwało to pół roku. Przez pół roku myślałam wyłącznie o Urbanie. Kiedy go sobie poukładałam w głowie i przeczytałam wszystko, co było możliwe, łącznie z jego konferencjami prasowymi, poszłam do niego jeszcze ze dwa razy, żeby uzupełnić konkretne rzeczy, na przykład: „Czy pan jest inteligentny? W czym pańska inteligencja się wyraża?”. (...) Ostatni raz poszłam do niego gdy ukazał się jego felieton o papieżu. Uważałam, że muszę na niego zareagować. „Nie potrzeba autoryzacji. Zrobi to pani dobrze” - powiedział na koniec rozmowy


Robiłam rozmowę z Urbanem, rozmawiałam u niego w redakcji. Pół roku chodziłam do niego, więc była też zima, śnieg, i on mi zaproponował: „Czy pani napije się koniaku?”. „Z przyjemnością” - odpowiedziałam. I wypiłam ze dwa razy po kieliszku. Pierniczki w czekoladzie wyjadałam, bo były bardzo dobre. Kawa, herbata - nic więcej nie było. Potem miałam czat internetowy, już po ukazaniu się rozmowy z Urbanem. Padło pytanie: „Czy była pani z nim na kolacji?”. „A czym panią częstował?”. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą: „Wypiłam dwa razy po kieliszku koniaku”, i od razu sobie pomyślałam: jak dobrze, że nie byłam. Nie mogłam kłamać, bo odezwałby się Urban i powiedział: „Jak to? Zaprosiłem panią na kolację”. Ale nawet nie miałam takiej propozycji, ponieważ zachowuję się w ten sposób, że nie upoważniam do tego, by wchodzić w bractwo. To mam w sobie. Jesteśmy blisko psychicznie z bohaterem, ale nie ma upoważnienia do tego, by mnie podejmować. I nie ma dalszego ciągu.


Gdy idzie się rozmawiać – trzeba być szczerym, nie oszukiwać. Powiedzieć: „Ale ja się z panem nie zgadzam”. „Czy pan myśli, że ma rację?”. Nie możesz udawać, że masz takie same poglądy. Ale cały czas pilnujesz, jaka jest temperatura rozmowy. Berman w którymś momencie powiedział: „To komu mieliśmy oddać władzę? Mikołajczykowi?”. Przytaknęłam: „No”. „Co za »no«?” – krzyknął. Myślałam, że mnie wyrzuci. Dostał piany. Na stole leżały mandarynki, chwyciłam jedną: „Może zjemy na połowę?”. (...) Był taki moment, bałam się, że nie wytrzymam. Berman był wierzącym komunistą. Pytam: „Jak to? Pana starzy towarzysze siedzą w więzieniu, a pan się tym nie interesował? Byli torturowani, a pan nie zareagował?”. „Nie wierzyłem w to” - odpowiedział. „Trzeba było pójść i sprawdzić!” - cisnę. „Gadało się”- on na to. Cytuję mu: takie tortury, takie tortury, takie tortury. Nieprzemakalny. Wyszłam do łazienki, bo czułam, że zwariuję. Umyłam twarz zimną wodą.

d29jyev
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d29jyev