Pisząc do serwisu książkowego Wirtualnej Polski kilka słów o sobie, napisałam, że nie lubię twórczości Manueli Gretkowskiej. Teraz recenzuję jej Polkę, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, dlatego myślę, że wypada uzasadnić, dlaczego wcześniej akcentowałam swoją niechęć dla takiego pisarstwa.
W twórczości Manueli Gretkowskiej zawsze raziła mnie, w moim pojęciu, zupełnie zbyteczna w wielu miejscach wulgarność, a także epatowanie erotyzmem, którego ładunek zawarty w opisach - nie tyle za sprawą dosłowności, co brutalności - do mnie nie trafia, jest czasem wręcz niesmaczny. Myślę, że źródłem takich odczuć nie jest pruderia, ale zdaje się – kobiecość pojmowana w inny sposób, niż przez autorkę. W literaturze nie trzeba zgadzać się ze sposobem przedstawiania świata, jaki prezentuje pisarz, by cenić jego twórczość. Pewne granice postawione gdzieś wewnątrz nas dyktują jednak, na ile zmyśleń, na jaką dawkę obrazoburczości czy też wulgarności możemy się zgodzić, by lektura nie przestała być dla nas przyjemności, byśmy nie czuli się przy niej zażenowani.
I choć zdaję sobie sprawę, iż Manuelę Gretkowską charakteryzuje coś, czego tak bardzo dziś polskim pisarzom brakuje – potrzeba tworzenia, a nie odtwarzania – to lwia część jej twórczości budzi we mnie niechęć. Zastanawiałam się, w którym momencie powiedziałam sobie: „Nie, to nie mój klimat”? Przypomniałam sobie, że skończywszy lekturę Kabaretu Metafizycznego – którego główną bohaterką jest Beba Mazeppo, dziewica o dwóch łechtaczkach, prezentująca orgazm w stereo – powiedziałam sobie: „Nigdy więcej!”. Autorka twierdzi, że książka ta jest „wyrafinowaną groteską filozoficzną”, ale zupełnie nie zgadzam się z tą opinią. Nie lubię nadużywania przymiotnika „wyrafinowana”.
Pamiętam, że powieść My zdies’ emigranty, opowiadająca o doświadczeniach z pobytu w Paryżu, choć sprawnie napisana – nie zainteresowała mnie jakoś szczególnie. Nieco bardziej podobał mi się Silikon - zbiór felietonów pisanych przez Gretkowską m.in. dla „Elle”, „Cosmopolitan”, „Polityki i „Wprost”. Wyraziste, soczyste komentarze do rzeczywistości – niby wszystko ok, a jednak coś mi zgrzytało, nie moja bajka. Że też posłużę się słowami Gombrowicza: „Jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca?”
Myślę, że dalsze wymienianie moich wrażeń z lektury poszczególnych dzieł nie ma sensu. Teraz powinnam chyba napisać, dlaczego Polka mnie zadziwiła. Czytałam ją i zastanawiałam się, czy mamy prawo ocenić autora tylko wtedy, gdy przeczytaliśmy jego wszystkie dzieła? Zawsze bowiem może znaleźć się jakaś perełka, która nas totalnie zaskoczy i zmieni nasz sposób patrzenia na czyjeś pisarstwo. I moim zdaniem taką perełką w twórczości Gretkowskiej jest Polka, która moim zdaniem wybiła się wysoko ponad poziom przeciętności książek jej autorstwa. Tych, które miałam okazję wcześniej czytać – na pewno.
Polka to przejmujący zapis dojrzewania do macierzyństwa, opis przebudowywania własnego świata tak, by znalazło się w nim miejsce dla jeszcze jednej osoby. Dziennik ten jest świadectwem dochodzenie do prawdy, że odpowiedzialność wcale nie musi odbierać wolności. W Polce nie roi się od górnolotnych słów, nie ma miejsca na patos i pielęgnowanie kultu „błogosławionego macierzyństwa”. Jest natomiast miejsce na opowiadanie o lękach, niepokojach, radościach, zmiennych nastrojach i o ciele, które chwilami wydaje się obce, wciąż zaskakuje czymś nowym kobietę, chcącą kontrolować przeobrażania, które się dokonują. Ponieważ natura nie dała możliwości sterowania tymi przemianami, bohaterka Polki często czuje się osaczona. Obok wielu dylematów, w przyszłej matce rodzi się też czułość dla istoty, która weszła w jej życie siłą faktu. Czułość, która samą Gretkowską zadziwia.
W Polce nie brakuje elementów charakterystycznych dla stylu pisarki – poza opisem ludzkiej fizjologii, pojawiają się przemyślenia natury filozoficznej, teologicznej, mnóstwo jest też ironicznych komentarzy do polskiej współczesności widzianej z perspektywy mieszkanki szwedzkiej wsi oraz opisów miejsc, które fascynują autorkę.
Przyznaję, że ta lektura wciąga. Nie odnajduję w niej prowokacji, która stała się znakiem rozpoznawczym Manueli Gretkowskiej. Jest natomiast autentyczność, ironia, intymność i zmysłowość. Chapeau bas!
Polkę czytałam z prawdziwą przyjemnością. To jedyna, jak dotychczas, książka Gretkowskiej, która mnie przekonała. Nie czytałam Europejki. Przeczytam. Z ciekawości.