"...im bardziej skorumpowany urząd, tym chętniej jego administracja zajmuje się pichceniem żałosnych okólników, których jedynym zadaniem jest udowodnienie światu prężności organizacji."
Rzecz jasna, choć może nie dla wszystkich, nie jestem żadnym tam Pączkiem, a tym bardziej lordem, arystokratycznego poziomu księcia czy nie. Nie jestem nawet przeciętnym neowiktorianem. Nie mam znowelizowanego czaszkoletu, jędrnych stymulowanych pażytami dwadzieścia cztery godziny na dobę mięśni, nie rzuciłem posady wabia. To oczywista nie znaczy, że nie chciałbym mieć takiej fajnej spluwy jak ten nowy trójmagazynkowy czaszkolet.
Elektryki, obezwładniacze i piekłogień! Przecież to się w normalnym życiu może przydać, oj może! W starciu z życzliwym, kompetentnym i absolutnie nieskorumpowanym urzędnikiem, w zdobyciu przyczółka na schodach w autobusie, w promocji "Szczęśliwa Sekunda" w hipermarkecie. Robi wrażenie i, na robota, otwiera drzwi, okna i oczy, i to szeroko. Otwiera przed tobą świat, a twój umysł otwiera na całkiem nowe doznania. Ale żeby coś takiego mieć trzeba sypnąć groszem. Ha, ha, sporym groszkiem! A juków to jest pieniędzy ci u nas wyjątkowy niedostatek, więc i twoje weźmiemy.
Poza tym, ja nie lubić pseudointeligentnych robotów. Chyżej, błyszczącej, zimnej kupy złomu i elektroniki. Roboty są teraz coraz bardziej jakieś takie cholernie ludzkie, i to jest to co mnie przeraża. „Pszczółkę szukającą nektaru uważa się za ładną mimo ostrego żądła, gdy jednak za nektarem rozgląda się szerszeń. człowiek automatycznie sięga po packę.” Na przepalony procesor, tyle wieków cywilizacja się rozwija, kwitnie można by rzec poetycko, a feudalizm ciągle king, a forsa pany.
Czy to mości panowie, czy towarzysz kierownik, obywatel prezydent, skromny prezesunio, hrabia, par czy kolega dyrektor, feudalizm był, jest i chyba będzie esencją ludzkości. Mocną, gorzką, cierpką, nadająca ten charakterystyczny smak życiu. Nazwy się zmieniają, jak to ulotne nazwy, a on żyje, coraz bardziej i bardziej żywy, żywszy niż ten który miał być wiecznie żywy. Na zdechłe tocza, nie jest lekko żyć w takim post-cyber-punkowym neofeudalnym świecie. Nazwy, panie robociejku, jakieś takie fikuśne.
Język się zaplątać potrafi, połamać, zapętlić wrednie i skrzywić nieelegancko. Pedomotyw, pferdlin, ciastoformy, KaeM. Głowa pęka, szczególnie jak byle jak i byle czym jest sklejona. Choć jeśli język ten wyda się trudnym, to warto pomyśleć, że motylek jest bardziej skomplikowany, ropuszka malutka, a nawet listek, nie mówiąc o pachnących i kolorowych kwiatkach. Szczęściem Stephenson Neal potrafi pisać. Aż wszystko przed oczyma staje jak żywe. O ile te nowe bryle z celownikiem sobie ściągniesz z oczu przebystrych. Mieli rację, to mistrz post-neo-realizmu ..tego ..ego wieku.
Kto tak jak on potrafi oddać blaski i cienie, smugi i zacieki, uroki post-życia. No kto?! "Współczesna nanotechnologia sprawiła, że niemal wszystko stało się możliwe, wzrosło zatem znaczenie kultury decydującej o tym, co powinno się z nią zrobić. W przeciwieństwie do kultur wyobrażających sobie, co można z nią uczynić." Nietypowa to książka. Trzeba z pewnym wysiłkiem brnąć przez pierwsze strony, łapiąc rytm, wyrównując tempo czytania. Nie mknąc zbyt szybko, by niektóre znaczące, a nawet błyskotliwe myśli nie śmignęły obok nas jak smutne, zagubione rakiety ziemia-powietrze. Jak już poczujemy atmosferę tego przyjęcia, wyregulujemy nasze receptory do prawidłowego odbioru, czytanie stanie się przyjemnością. Akcja, styl, myśli zaczną wciągać z zasysającą siłą hipotetycznie istniejącej czarnej dziury. Bo czytanie Diamentowego wieku może być przyjemnością. Dla nas i dla naszej nieokiełznanej, niesamowitej i wiecznie głodnej przygód wyobraźni. "Powietrze stawało się Fioną i zasługiwało, ba, żądało miłości!
Porządkowanie materii było podstawowym zadaniem Życia, już to pod postacią samopowielających się cząstek w pierwotnym oceanie, już to jako napędzanej parą angielskiej tkalni zamieniającej rośliny w wielobarwne bale bawełny, już to jako Fiony leżącej w łóżeczku i zamieniającej powietrze w dziewczynkę."