Sięgając pamięcią do czasów dzieciństwa natrafiamy na mur własnej niepamięci. Nie chodzi tu bynajmniej o zestaw historyjek zawsze przytaczanych na użytek towarzyskich reminiscencji, bądź potakiwanie, gdy słyszymy o sobie samych z ust rodziców i dziadków, jakimi to byliśmy urwisami oraz ile to z nami było kłopotów. Większość z nas nie zna samych siebie z przeszłości, bo nie jest w stanie przypomnieć sobie pełnego obrazu ego lat dwanaście czy sześć. I choć jesteśmy to my, jednak nasz związek z postacią z przeszłości jest luźniejszy niźli się wydaje. Nie pamiętamy poszczególnych kolacji, zabaw z rówieśnikami, zapachów szkolnych klas czy twarzy nauczycielek ze szkoły podstawowej. Wszystko to stopiło się w jeden amalgamat naszej osobowości, nierozkładalny na czynniki pierwsze, czasem tylko widoczny w widmie spektrometru naszej podświadomości, podsuwającej jakieś marne strzępki wspomnień naszej pamięci trwałej.
Donna Tartt rzuciła się w wir pamięci własnego dorastania, a ponieważ stanęła przed opisanym przez mnie wyżej murem zapomnienia zmuszona została do ich fabularyzacji. Mały przyjaciel jest historią dwunastoletniej Harriet, mieszkanki amerykańskiego Południa wczesnych lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, która jeszcze nie dojrzała do bycia nastolatką, a już powoli zrzuca larwalny pancerz dzieciństwa. Niebezpieczny to moment zwłaszcza dla otaczających ją dorosłych, którzy w większości nie mogą się zdecydować na traktowanie jej jak równej sobie, choć na to wskazuje jej przedwczesna dojrzałość psychiczna, czy raczej brać ją za smarkacza, na którego ciągle wygląda. Dom rodzinny Harriet to dziwaczne miejsce - rządy sprawuje tu energiczna babka oraz murzyńska służąca rodziny. Ojciec w wiecznej delegacji, tak naprawdę żyjący z kochanką w innym mieście, zaś matka rozbita psychicznie po tragedii, która rozegrała się dziesięć lat wcześniej, gdy w tajemniczych okolicznościach zginął jej najstarszy syn, Robin.
Jest jeszcze piętnastoletnia siostra bohaterki, Allison oraz siostry babki, wszystkie stare, dziwne i samotne. Słowem trójpokoleniowy matriarchat, żadnych męskich śladów i wzorców dla Harriet, której – jak się okazuje – nic takiego potrzebne nie jest, bo choć najmłodsza z babińca, ma chyba najsilniejszy charakter.
Powieść przykuła mnie początkowo swoją wymowną niespiesznością, ślamazarnym tempem amerykańskiego, letniego upału, tajemnic wyłaniających się z przeszłości rodziny Cleve. Kłopoty Harriet i jej wiernego przyjaciela Hely’ego zdawały się zmierzać do jakiegoś dramatu, który wstrząsnąłby nijakością i typowością życia w miasteczku Alexandria, miejsca jakich w tym kraju wiele. Po jakimś czasie zrozumiałem jednak, że nic takiego nie będzie. Weszliśmy w świat powieści bez zapowiedzi i specjalnego zaproszenia, tak też z niego wyjdziemy. Czasem przyjdzie nam z zapałem śledzić ryzykowne psoty i igranie z ogniem rodziny Farisha, innym razem – i tak jest, niestety, najczęściej – brodzimy we wszechogarniającej nudzie prowincji, w której najlepsze co może się zdarzyć, to głupawe zabawy z wężami, obrzydliwie poprawny obóz dla chrześcijańskiej młodzieży czy kolacje z czterema staruchami. I może tak być powinno, bo łatwo zapominamy o tym, że nasze dzieciństwo zwykle bywa jedną wielką ucieczką od nudy – w zabawę, głupie
pomysły – cokolwiek. A często nie było uciec dokąd i jak. Harriet szczęśliwie dla siebie ma bujną wyobraźnię podsycaną stosami lektur wypożyczanych z miejskiej biblioteki oraz durnymi programami telewizyjnymi.
Grubo ponad pięć setek stron petitem dałoby się streścić na trzech, może czterech. Irytujące może być dla niektórych pootwieranie mnóstwa wątków, by ich nie zamknąć i pozostawić czytelnika nienasyconym. Ale takie jest Południe, tu nic nie jest klarowne i dookreślone, każda granica płynna, nad wieloma sprawami przechodzi się do porządku dziennego – siostry Cleve na przykład tak potraktowały swój dom rodzinny, Utrapienie. Ludzie liczą tu, że problemy rozwiążą się same, a jeśli nie, to może czas zabierze je od nas i uczyni nieważnymi. Ma to jednak swoją cenę, ważną zwłaszcza dla czytelnika – niewiele się dzieje, właściwie nie wiadomo dlaczego, bo powinno. Nie każdemu starczy cierpliwości, bo dotrzeć do końca przygód rezolutnej Harriet.