„Od pięciu lat panował w Norwegii Olaf Haraldsson, wkrótce też okazał się nie mniej gorliwym krzewicielem chrześcijaństwa niż jego poprzednik Olaf Tryggvasson.
Jeździł po całym kraju wzdłuż i wszerz; kazał naprawiać kościoły wzniesione przez Tryggvassona, budował nowe tam, gdzie ich nie było, i wszędzie osadzał księży. Gwałtem a przemocą szerzył nową naukę. Nawet Islandia i wyspy Morza Zachodniego poznały ucisk wywołany jego zapałem do chrześcijaństwa.”
A w tym samym czasie nadszedł rok nieurodzaju. Jakby sama ziemia odmawiała piękna i bogactwa, swej płodności i szczodrobliwości nowemu bogu. Ludzie podświadomie czuli, że starzy bogowie są niezadowoleni. „Nikt nie śmiał jawnie składać ofiar, ale w porze zwykłych obiat, poświęcano nadal bogom miód i zwierzęta. Starszyzna zbierała się w Maerinie; dwunastu na zmianę przewodniczyło cichej uroczystości.” Nawet świeżo ochrzczeni ze strachem spoglądali na kurhany, jakby nagle z nich miały wyjść duchy przodków i nakazać im poprawę. Pokątnie, by nikt nie widział, i oni zaczęli składać ofiary, ot tak, na wszelki wypadek. Bo czyż jeden bóg, ma moc tak wielką, by przepędzić wielu? Czy zwykły człowiek jest w stanie to zrozumieć?
Olve Grjotgardsson, pan Egge, nie wierzy już w składane ofiary. Ale nie chodzi mu tutaj o zakaz królewski. Nikt by nie przypuszczał, ale to właśnie on sam chyba... wierzy. W tego dziwnego, jednego boga, takiego specyficznego, innego. To dlatego, gdy do dworzyszcza zawita śmierć, zdąży jeszcze ochrzcić dwójkę swoich umierających pociech. Czy im pomoże? Sobie nie zdążył. Umrze, na rozkaz króla, i prawie pod jego stopami. Na rozkaz króla, który w jego wiarę nie uwierzy.
Na ten sam rozkaz, jego małżonka, Sygryda córka Torego, będzie musiała opuścić Egge. Rozstać się z majątkiem, ale pod sercem uda jej się ukryć największy skarb. Syna Olvego ostatniego. Tego skarbu nikt nie jest jej w stanie odebrać. Nawet ten, którego każą jej poślubić. Ten, który nie tylko zaakceptuje jej dwóch, prawie dorosłych synów, ale i ten owoc, który w niej rośnie. Ten, który wróci jej dobra materialne, ale nie zmaże wspomnień, po pierwszym mężu. Nigdy nie stanie z nim jak równy z równym. Nigdy...
Powieść Very Henriksen Córka wikingów pierwszy raz ukazała się w Polsce sporo lat temu. Odnalazłam ją na półce zczytaną przez trzy pokolenia kobiet. To dlatego wydawała mi się taka znajoma. Gdy teraz ponownie wkraczam w życie Sygrydy i jej problemy, zwracam uwagę na całkiem inne aspekty powieści. Na jej lekkość, prawdziwość języka, płynność. Ta powieść, to dramat kobiety, której przyszło żyć w czasie, gdy nowy bóg obierał sobie jej ziemię we władanie. Teraz dla mnie jej świat wydaje się być jeszcze bardziej skomplikowany. Ale co mogłam widzieć jako kilkuletnia dziewczynka? Miłość i magię. Kobieta zwraca uwagę na wiele więcej. Jednocześnie podświadomie będąc pewną, że nigdy do końca nie pozna tajemnicy Sygrydy, ani jej uczuć. Jak to jest Sygrydo, gdy młot nie ma już znaczenia? Gdy czynisz znak krzyża, który przecież dobrze znasz, ale dla którego widzisz zwykle inne znaczenie. Odpowiedz...