Pamiętacie państwo wyrostka ze zbytnio rozwiniętym ego, schowanym w ciele lat 13 i ¾? Otóż ten wyrostek zdążył...Cóż, chyba niezbyt odpowiednim słowem byłoby tutaj DOROSNĄĆ! Może uznajmy, że nabyć troszkę więcej lat, i to nie przy wyłącznym jego udziale, ale raczej z woli Matki Natury i braku przeszkód losowych, w osobie różnorakich wypadków.
„Kiedy skończyłem, wybuchnęła śmiechem. - Twoje życie to komedia sytuacyjna! – chichotała. – Przekroczyłeś trzydziestkę, mieszkasz z matką i boisz się kobiet! Jesteś wzorcowym nieudacznikiem lat dziewięćdziesiątych!”
No cóż, nie wszystkim się udaje, ale żeby być aż taką – powiedzmy to szczerze, aczkolwiek trochę łagodnie – niedojdą życiową? Ja rozumiem, marzenia się nie spełniły, ale cóż, one już takie są. Taka ich zwyczajna natura. Chociaż w wypadku pana Mole’a... Praca w restauracji Hoi Polloi, która w głównej mierze specjalizuje się w mrożonkach oraz miętówkach After Eight, dodatkowo: mieszkanie nad kuchnią restauracji, dziecko, przynajmniej jedno wiadome... Jak dotychczas można to pojmować za jakieś doświadczenie życiowe.
Następnie rozwód z czarnoskórą pięknością (niewyjaśnione przyczyny początku związku), brak partnerów seksualnych i ciągłe mgliste miłosne podejście do wiadomej Pandory Brathwaite... to już rodzaj wstecznictwa, proszę pana. Uzależnienie od teraźniejszości, może to dowód na starzenie. Naśladownictwo pewne i potwierdzone rzekomej Bridget Jones, jawne i widoczne, to już, proszę pana, czyste szaleństw. A już nagłe, ponowne zamieszkanie z matką w Ashby-de-la-Zouch, to już czysto żałosne i godne najgłębszego współczucia.
Wyrazy współczucia panie Mole. Tylko dlaczego to wszystko? Psychiatrzy i psycholodzy mieliby pewni sporo do powiedzenia na temat sytuacji pańskich rodziców, ale czy tak naprawdę tylko przez nich nie udało się wydobyć panu z bagna? A może to wszystko jednak przez landrynki Opal Fruits, szczególnie te zielone?
Przykro mi, ale Adrian Mole lat 30 i trochę ponad, jest zwyczajnie żałosny. Prawda jest tak, iż należy do mężczyzn, których większość kobiet nawet końcem wideł by nie musnęła. I wcale nie z powodu łysinki, ale z powodu czystego marudzenia, ciągłego użalania się nad swoją osobą i zwyczajnej, wkurzającej bezsilności.
Moi Panowie, my pragniemy mężczyzn prawdziwych, i nie chodzi tutaj o mięśniaków z krwi i kości, oraz innych środków, ale przede wszystkim o facetów opiekuńczych, romantycznych, dobrych i inteligentnych... może takich, którym nie przydarzają się ciągłe wypadki losowe.
Adrian Mole, przetłumaczony onegdaj na 34 języki, nadal żyje i tworzy. Jednak prawdą jest, umieszczony na trzeciej stronie cytat z „Hamleta”: „Ten wielki dzieciuch nie wyszedł jeszcze z pieluch”. Bo Adrian mimo kolejnych lat nie zmądrzał. Wprost przeciwnie ładuje się w te same sytuacje, tylko w odrobinkę doroślejszym świecie. Za to jego rodzice przeżywają kolejną młodość. Jakby starali się żyć za niego. I to wszyscy.
Adrian Mole. Czas cappuccino to już nie tylko sekretny dziennik, ale przede wszystkim opis pewnego miasteczka pod Londynem. Jego losów politycznych oraz społecznych. Jego malowniczych postaci i wydarzeń. To też obraz mężczyzny, który zwyczajnie się uwstecznia, ale też i los rzuca mu kłody pod nogi. A może po prostu woła, tylko, że pan Mole go nie słyszy...
„Bądź sobą, przestań smęcić!!!” Bo tak naprawdę tyle się dzieje, że książka ledwo to mieści. Dzieje się wokół Adriana i w nim samym, tylko jakoś nie do końca on to wszystko zauważa, zagubiony między podrobami, a łysiną. I tylko ta miłość, ujawnia się powoli. Miłość do tego, co z niego, jakkolwiek by to rozumieć.