Homo viator. Znany ewangeliczny obraz, Jezus przechodzi obok niewidomego od urodzenia. Wówczas uczniowie Jego pytają, kto zgrzeszył, że dziś ten człowiek jest niewidomy, on sam, czy też może jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Historia, która miała miejsce dwa tysiące lat temu, pytanie zadane przez uczniów pobrzmiewa jednak do dziś, w sercu niejednego rodzica, gdy w jego życiu pojawia się niepełnosprawne dziecko. Niepełnosprawność często traktowana jest jako kara, a jeśli jest kara, to musi być wina. Najczęściej rodzice szukają jej w sobie, gdzie popełnili błąd, w czym zawinili, że ich dziecko słabiej uposażone, przychodzi na świat i „wyrusza” w trudniejszą drogę życia. Takie pytania padają także w powieści Urodzeni dwa razy autorstwa Giuseppe Pontiggia, ale nie tylko, bowiem pierwszoosobowy narrator, ojciec niepełnosprawnego chłopca, snuje przed nami swoją historię, pokazując, jak krok po kroku oswoić siebie i
otoczenie z niepełnosprawnością jednego z nas. Paolo przychodzi na świat po ciężkim porodzie kleszczowym, do którego doszło w skutek złej oceny sytuacji przez lekarza. Cierpi na czterokończynowe porażenie spastyczne.
Od tego momentu życie rodziny ulega diametralnym zmianom. Na początek poczucie winy. Profesor Frigerio, narrator powieści, sądzi, że jego romans, który trwał podczas ciąży żony, miał niebagatelny wpływ na jej stan emocjonalny i kondycję dziecka. Widzi wiele złego w swoim postępowaniu i obarcza się częściowo winą, za ciężki poród i narodziny niepełnosprawnego syna. To jeden z problemów, kolejne spadają jak lawina i burzą dotychczasowy ład. Rozpoczyna się maraton, od lekarza do fizjoterapeuty, diagnozy, obawy, nienawiść starszego brata do upośledzonego Paolo, wdzieranie się w życie, ciągłe próby odnajdywania miejsca. Szkoła, kontakty z rówieśnikami, dojrzewanie, wszystko obłożone jest dodatkowymi trudnościami. Boimy się cudzej niepełnosprawności, nie dostrzegamy ludzi niepełnosprawnych. Rodzą się po raz drugi, uczą się życia w świecie ludzi zdrowych, sprawnych, „normalnych”. Autor również zadaje pytanie, gdzie przebiega granica normalności? I co to jest normalność? Dzielmy świat na my – wy, na swój – obcy,
reagujemy litością, bądź agresją. A przecież można razem godnie żyć, Paolo ma swoje pasje, stara się przełamać swoje słabości i my powinniśmy takim jak on, pozwolić na życie według jego możliwości. Akceptacja, zrozumienie, cierpliwość, miłość, o to woła powieść Pontiggia.
Lapidarne rozdziały odsłaniają kolejne wzmagania bohaterów, wyważają kolejne drzwi do godnego życia w świecie „normalnych” . W powieści odnajdziemy ponadto całe mnóstwo rozważań metajęzykowych. Autor skupia się wielokrotnie na formułach, metaforach, powiedzeniach, których używamy, aby coś ukryć, nie odsłaniać w pełni naszych intencji, bądź je zafałszować. W odniesieniu do ludzi niepełnosprawnych tworzymy liczne eufemizmy, mówimy niesłyszący, zamiast głuchy, niepełnosprawny, bądź sprawny inaczej, zamiast kaleka, autor uzasadnia to następująco: Być może logicznym wytłumaczeniem jest fakt, że wyrazy „ślepy” i „głuchy” określają wyłącznie osobę, podczas gdy „niewidzący” i „niesłyszący” oznaczają brak określonej zdolności. Książka niezwykle wartościowa w świecie, w którym panuje kult ciała, sprawności fizycznej, przesadnego estetyzmu. Dodatkowo autor uświadamia nam, że sprawność, zdrowie, nie jest nam dane na zawsze, starzejąc się stajemy się coraz mniej sprawni, dotykają nas choroby, które całkowicie mogą
odmienić nasze życie, więc może powinniśmy wykazać więcej szacunku i zrozumienia dla niepełnosprawności. Dla dopełnienia tej myśli, dzięki narracji profesora Frigerio widzimy, jak z dnia na dzień, wcześniej sprawny jego teść, traci pamięć i najprostsze rzeczy, przedmioty, a nawet członkowie rodziny stają się nierozpoznawalni. Nic nie jest nam dane na zawsze. Giuseppe Pontiggia umieścił w powieści taką oto dedykację: „Niepełnosprawnym, którzy walczą nie o to, aby stać się normalnymi, ale żeby być sobą.” Człowiek niepełnosprawny, to człowiek w drodze, idący najtrudniejszym szlakiem ku górze, a jakże często z większym apetytem na życie i osiągający więcej niż niejeden „normalny”.