Juan Jose Millas nie jest w Polsce postacią zbyt znaną, jedna z jego powieści wyszła w Polsce dobre dwadzieścia lat temu, druga, Porządek alfabetyczny, w zeszłym roku. Zdziwić się wypada, dlaczego w Hiszpanii cieszy się on tak dużą estymą, skoro jego rzekomo najlepsze utwory, z jakimi mamy okazję się zapoznać, są tak niedobre. Nie ma to bynajmniej żadnego związku z nieuchronną w takim wypadku różnica kulturową, historia Julia opowiedziana w tej powieści mogłaby się dziać w każdym sporym europejskim mieście. Zresztą, co tam sobie Hiszpanie o Millasie myślą to ich sprawa, ja – po zapoznaniu się z Porządkiem alfabetycznym mam o jego pisarstwie wyrobioną opinię, to znaczy nie mam chęci poznawać go dalej.
Powieść składa się dwóch części. W pierwszej małego Julia dopada ciężka choroba, wysoka temperatura, w malignie zaczyna wędrować do nieco innego świata, w którym chwieje się pewien ład, symbolizowany przez degrengoladę alfabetu. Po drugiej stronie właśnie ów tytułowy porządek jest podstawową zasadą budująca percepcję, jego zaburzenie oznacza chaos, a chaos w majakach staje się już czystym surrealizmem. Julio zaczyna żyć w świecie, z którego uciekają litery, uniemożliwiając nazwanie przedmiotów, uczuć, wszystkiego. W związku z tym desygnaty zaczynają znikać z życia, nienazwane stają się zbędne – obrazy kluczy odlatujących książek mogły niewątpliwie zainspirować rodaka, Millasa, Dalego, do stworzenia niezłego obrazu. Julio oczywiście co jakiś czas budzi się do normalnego świata (coraz trudniej odróżnialnego), pobiera stamtąd niewesołe informacje, po czym zapada się w swoim świecie, wkomponowując jego w bredzenie.
W części drugiej Julio jest już dorosły. Pracuje jako dziennikarz, jest samotny, przygnębiony, złamany i wykazuje pierwsze symptomy choroby psychicznej. Pielęgnuje dziecięcą traumę wyprawy w świat bez porządku alfabetycznego, którą pogłębiła jeszcze ówczesna śmierć dziadka. Wszystko do niego nagle wraca, ukochany ojciec wykazuje ciężkie symptomy choroby Alzheimera, z trudem rozpoznaje syna, gubi też słowa i litery. Niezupełnie normalny umysł Julia zaczyna się bronić, obudowuje się pewnymi formułkami, które mają budować pewną rzeczywistość, dla bohatera coraz bardziej prawdziwą. Częste powtarzanie tymi samymi słowami opowieści o swojej rodzinie staje się swoistym zaklęciem do walki o ojca i z ojcem, kreacją marzenia, sposobem na budowę kontaktów międzyludzkich, ale na pewno zachowaniem schizofrenika.
Porządek alfabetyczny to typowy przykład literackiego wydumiska, w którym autor jest święcie przekonany, że czytelnik przełknie każdy bełkot, byle podany w intelektualnym sosie. Surrealizm w literaturze nie bardzo się przyjął, po lekturze tej powieści zrozumiałem, dlaczego tak się stało – jest bowiem niemiłosiernie męczący. Brnie się w bagnie tej prozy poprzez nużąco powtarzalne sytuacje, przewidywalny rozwój obłędu Julia, rażącą nieprawdziwość tego, co się dzieje. Millas przeszedł stanowczo zbyt daleko na drugą stronę, paląc za sobą mosty. Kilka razy miałem ochotę odłożyć powieść na półkę, a właściwie wepchnąć ją pod szafę. Przedarłem się jednak przez nią, właściwie tylko po to, aby z czystym sumieniem ostrzec innych. Szkoda czasu.