Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Hiszpański Cicerone oprowadza po krainie miłości

Hiszpański Cicerone oprowadza po krainie miłościŹródło: Inne
d2ff4cp
d2ff4cp

Istnieje pewna grupa ludzi (w większości płci żeńskiej), przez całe niemal życie z równym zapałem pochłaniająca książki o miłości; spośród nich jedni preferują wielką klasykę w stylu Anny Kareniny, inni mniej wyrafinowane, lecz za to niezmiennie kończące się happy endem opowieści spod znaku Harlequina, inni jeszcze z upodobaniem wertują poradniki, pouczające, jak się ma dogadać „on z Marsa” z „nią z Wenus” i temuż podobnież. Osobiście, no, cóż, trzeba się przyznać, nie należę do żadnej z powyższych kategorii; pierwszym z wymienionych podgatunków zdążyłam się nasycić w latach licealnych, z drugiego z rzadka wybieram pojedyncze okazy, przemycające pośród miłosnych awantur trochę prawdy psychologicznej o człowieku, trzeciego zaś od lat nie tykam, wychodząc z założenia, iż większość potrzebnej mi wiedzy z tego zakresu zaczerpnęłam dobre ćwierć wieku temu z dorobku dwojga autorów, mianowicie dr Michaliny Wisłockiej (Sztuka kochania) od strony praktycznej i ks. Mieczysława Malińskiego (Zanim powiesz :
kocham
) od strony duchowej.

Przydługi ten wstęp był konieczny, bym mogła się wytłumaczyć z pierwszego wrażenia, jakie odniosłam po rzuceniu okiem na pierwszą stronę okładki Alfabetu miłości; nakreślona na tle barwy świeżo rozkwitłego bzu sylwetka kobiety, odzianej tylko w biżuterię i wymyślne nakrycie głowy, wygiętej w zmysłowej pozie i wpatrzonej w trzymany w ręku kwiat, nieodparcie przywodziła na myśl sążnisty romans z jakąś egzotyczną starożytnością w tle. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że wewnątrz kryje się zbiór wybornych szkiców, dowcipnych i osobistych jak felietony, obszernych i pełnych odniesień do literatury wszelkich epok jak eseje, a mających za temat najrozmaitsze aspekty zjawiska zwanego miłością, tudzież towarzyszącej mu otoczki obyczajowej. Choć prawie każdy z zawartych w książce tekstów rozpoczyna się zdaniem w rodzaju : „Pewnego lipcowego popołudnia mój starszy brat...”, „Nigdy nie byłam u psychoanalityka...” czy „Po raz pierwszy całowałam się w dniu...”, błędem byłoby sądzić, że autorka chce nas
uszczęśliwić swoją sentymentalno-erotyczną autobiografią. Nic z tych rzeczy, wspominane w pierwszych akapitach wydarzenia służą jedynie za pretekst do przedstawienia, co też na temat zakochania, narzeczeństwa, niewierności etc. mieli do powiedzenia twórcy i naukowcy różnych epok. Rzecz oczywista, analiza ta nie jest dogłębna i wyczerpująca, bo gdyby była, zamiast jednego 250-stronicowego tomu musielibyśmy się przegryzać przez całą biblioteczkę prac doktorskich albo i rozpraw habilitacyjnych... Jest to raczej rodzaj tematycznej wycieczki w przeszłość i teraźniejszość. Jadąc na jeden dzień do Warszawy, Paryża czy Rzymu, nie spodziewamy się wszak, że poznamy całe miasto od podszewki, wraz ze wszystkimi jego osobliwościami i lokalnymi smaczkami, ale od naszego przewodnika zależy, czy po tej krótkiej wyprawie pozostanie nam wrażenie totalnego chaosu, czy garść barwnych i wyrazistych obrazów. Wycieczka w krainę miłości pod opieką Montse Montes nie pozostawia wątpliwości, że jest ona przewodniczką rzetelną,
choć nie przesadnie drobiazgową; obdarzoną swadą i erudycją, lecz nie zalewającą nas nadmiarem dygresji. Jej lekkie i błyskotliwe komentarze, jej obeznanie z twórczością pisarzy i myślicieli reprezentujących najróżniejsze środowiska i epoki, wreszcie umiejętność zachowania równowagi między wzniosłością a żartem, sprawiają, że lektura Alfabetu miłości (nazwanego tak z racji, że oryginalne tytuły rozdziałów rozpoczynają się od kolejnych liter alfabetu, czego w polskim przekładzie nie dało się zachować) jest czystą przyjemnością.

Z jedynym zastrzeżeniem wypada się zwrócić do wydawcy: szkoda, że nie zadbano o uzupełnienie tekstu spisem ilustrujących książkę reprodukcji malarstwa; wykaz taki miałby spore walory edukacyjne, jako że współczesny czytelnik rzadko bywa na tyle dobrze obeznany ze sztuką dawnych wieków, by rozpoznać bez pudła dwadzieścia parę obrazów, pomniejszonych do rozmiarów nalepki z pudełka zapałek i zreprodukowanych w gamie rozmytej czerni i bieli...

d2ff4cp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ff4cp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj