Historia połkniętego żółwia
Opowieści czwartoklasisty to rzeczywiście książka niezwykła. Autorka postarała się pokazać typową rodzinę (może trochę przesadziłam, nie każdy ojciec pracuje w agencji reklamowej i nie każdy zaraz mieszka w Nowym Jorku)
. Główny bohater Peter to uczeń czwartej klasy, rozsądny młody chłopiec, nieco niedowartościowany przez rodzinę, zepchnięty na margines od czasu, gdy pojawił się Farley Drexel, a właściwie Misiek. Ten dwuipółlatek to dziecko ukochane przez rodziców, tak się może zdawać na pierwszy rzut oka. Może sobie pozwolić na wszystko, dostaje mnóstwo prezentów, może bez żadnych konsekwencji wpadać do pokoju brata. Na sucho uchodzi mu właściwie wszystko i nie ważne czy jest to pomazanie zeszytu Petera, zniszczenie jego pracy domowej, zabawa jego żółwiem. Rodzice, a zwłaszcza matka, zdają się go ciągle bronić, zachwycają się nim jak każdy rodzic małym dzieckiem, robią z igły widły często wyolbrzymiając problemy i prawie bez potrzeby ganiając z nim do lekarza. Ponadto Misiek jest, nie wiedzieć zresztą
czemu, bardzo lubiany, to właśnie jego obdarza uśmiechem pielęgniarka u dentysty, która zupełnie ignoruje starszego chłopca.
Ile lat ma się będąc w czwartej klasie? Dziesięć, może jedenaście. Peter jest właśnie w tym wieku i nie bardzo zdaje sobie sprawę z tego, że wszyscy zachowują się w ten sposób tylko dlatego, że jego brat jest mały, a w maleńkich istotach, nawet gdyby były jak najbardziej nieznośne, jest coś rozczulającego, coś co obezwładnia, każe się nimi opiekować i poświęcać im jak najwięcej uwagi. Peter, starszy i mądrzejszy od młodszego brata, czuje się odtrącony, nikt nie poświęca mu tyle czasu ile potrzebuje, nikt nie pyta o jego problemy, to on zawsze dostaje burę, nawet wtedy, gdy jest zupełnie niewinny. W stosunku do Miśka jest bezradny i nieraz krytycznym okiem patrzy na metody wychowawcze testowane na chłopcu przez rodziców. Och, gdyby mógł wziąć sprawy we własne ręce... Niemniej jednak w końcu i on dostaje nagrodę za swoje cierpienia, czyli zamek do drzwi pokoju i wielkie pudło z małym szczeniakiem, z którego wyrośnie duży pies, co uniemożliwi czy też zapobiegnie zjedzeniu go przez Miśka. Oczywiście Żółw
(tak Peter nazwał psa) nie zastąpi Śliniaka - połkniętego przez malucha żółwia, ale daje mu poczucie, że i o nim pamięta się w tej rodzinie. Że i o niego dbają rodzice, że jego też kochają.
Podsumowując (choć nie bardzo jest co podsumować) napiszę, iż jest to wspaniała, pełna ciepła i niesamowitego humoru, napisana z przymrużeniem oka książeczka. Doskonała na prezent dla każdego dziecka, któremu urodziło się młodsze rodzeństwo i nie tylko. Być może sprawi, ze starsze dziecko nie będzie się czuło odtrącone, zwłaszcza jeśli to rodzice przytulając je do siebie, będą głośno czytać Opowieści czwartoklasisty. W końcu cała Polska czyta dzieciom i coś w tym musi być. Dodam jeszcze, że mój braciszek czwartoklasista zaśmiewał się przy tej książce do łez, ja także, a między nami jest bardzo duża różnica wieku. Nie będzie to zatem tylko miła lektura dla słuchacza , ale i dla lektora.