Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Historia męsko-damskiego pantofelka z Wenecji

Historia męsko-damskiego pantofelka z WenecjiŹródło: Inne
d4ldjo4
d4ldjo4

Książka jest kryminałem, ale gdy po pierwszej stronie wpadamy w lepką, gorącą toń Wenecji, zaczynamy sobie uzmysławiać, że chyba nie do końca tak jest naprawdę. Autorka, Donna Leon, którą opisuje się jako następczynię Agaty Christie, sprytnie przemyca w pokręconą problematykę morderstwa esencję Wenecji i Włoch. Jej główny bohater, komisarz Guido Burnetti, mimo wszystko nie jest istotą magicznego i romantycznego świata. Może dlatego, apokaliptyczny żar zepsucia, lejący się z niebios, tak bardzo go karze? Jakby samo miasto broniło się, odpychając go od lepkich uliczek. A może miasto karze go upałem za myśli, zbyt przyziemne, za obrazy, które widzą jego oczy, zbyt prawdziwe, przerażające, za próbę ucieczki...

Wenecja morderstwem jednak zatrzymuje komisarza w swoich uliczkach, kanałach, wśród tłumów, śpiewnych nazw i atmosfery oczekiwania. Oczekiwania na oczyszczenie. Jak kobieta, która ciągle zmienia zdanie. Ale nie pochwala tego, w jaki sposób widzi ją komisarz. Stara się ukryć prawdziwość rozpadających się budynków, tłoku, potu i smrodu, panoszącego się wszędzie. Nie przyznaje się do soli, która konserwuje ciała i do... zbrodni. Pragnie pozostać najpiękniejsza i nie naznaczona.

Opowieść rozpoczyna się na polach wokół miasta i od czerwonego pantofla, leżącego przy kałuży. Pantofla, który pragnie uniknąć zbrukania, nie wiedząc, że już jest „nieczysty”. Gdy jeden z pracowników pobliskiej ubojni dokona makabrycznego odkrycia, odnajdując drugi bucik z pary, tak naprawdę, nikogo to nie poruszy. Jest zbyt ciepło, ale Guido wykona swoją pracę, tym bardziej, że zabójstwo jest dziwne, a ofiara przynajmniej intrygująca. Właśnie nie pasująca do WENECJI. Któż by pomyślał, że ktoś taki, jak TAKI TRUP, może pojawić się w Najjaśniejszej? Zbrukać jej starożytność, fałszywie pojętą nowoczesnością. Czy kogoś w ogóle obchodzi zmarły? Szczególnie, przy pornograficznych problemach komendanta?

Autorka sprawnie oddziałuje na nasze zmysły. Nęci i męczy powonienie, przeraża obrazami nasze oczy i mami uszy odgłosami. Jest pieczołowita, dosadna i miejscami okrutna dla czytelnika. Każda z postaci nie jest tylko imieniem i nazwiskiem, ale pulsującą życiem istotą. Ma przeszłość, opis... wyposażona w skrywane lęki, zawstydzające pragnienia. Też i sam komisarz nie jest tylko wykonawcą pracy. Jest głównym bohaterem, z własnymi bolączkami. Człowiekiem w średnim wieku, z nadmiarem tkanki tłuszczowej i rodziną. RODZINA Poszukując sprawcy brutalnego mordu, Brunetti odkrywa „drugą twarz” Wenecji. Tych, których nie można określić jako „czystych” i poprawnych, pasujących do magii gondolierów. To świat nowoczesnych budynków, których mieszkańcy nie przypominają bajkowych postaci.

d4ldjo4

Każdy z nich jest „brzydki” poprzez swoje czyny. Jakby to co robi, wpływało na kształty jego osoby. Tak popularny, znany model włoskiej rodziny nieczęsto odbija się w cuchnących wodach Wenecji. Miasta pełnego pozorów i twarzy, które zawsze okrywają maski. Nawet turyści, przekraczający jego granice stają się kimś innym. Ale ta książka to nie tylko zbrodnicza Wenecja. To też pecorino, bazylia, pregano, pomidory i makaron martelli. To też kolorowa insalata caprese, pełna ciepłej oliwy i zapachu dojrzałego lata.

Czy Wenecja zyskuje poprzez umieszczenie tu akcji? Może? Na pewno już nie onieśmiela, ale książka w pewnym sensie odbiera też jej magię, którą noszą w sobie ci, którzy jej jeszcze nie widzieli. Strój na śmierć jest jak Via Cappucina, ukazuje wiele, ale jeszcze więcej pozostawia sferze domysłów. „Dlaczego chcą nas jeszcze zabijać?” Właśnie. W końcu to morderstwo jest sednem i siłą napędową powieści. Dlaczego zabijamy? Czy jesteśmy w stanie zrozumieć tych, którzy to czynią? A może tylko staramy się nie pamiętać, nie wierzyć, że my też możemy? Może nie jest to błyskotliwie tkana nuta morderstwa, ale raczej barwy świata, które pozostały, by żyć? Może i każdy wprawny kryminologicznie „czytacz”, uczeń Poirota i Holmesa wyciągnie pewne fakty od razu. Może nie wiemy kim byli: Gutto, Morandis, Ferii? Może zagubi się wśród obco brzmiących nazwisk? Może rzeczywiście wam się nie spodoba? A może dostrzeżecie w niej coś innego? Ale pozostanie ta powieść częścią Wenecji, która dobra jest tylko dla stu procentowych
obywateli.

Opowieść o pewnego rodzaju miejscowym rasizmie. Książka o „smrodzie zepsucia - jak przy odpływie” i o tym, że Włosi uważają się za tych, co wiedzą wszystko. Pozostanie to też podróż po Wenecji pomnika Goldaniego, moście Rialto, San Bartolomeo, Casa del Parmigiana, gdzie można kupić najlepszą szynkę. Po mieście „chodników, jezdni, betonowych powierzchni i wysokich domów”. Po świecie moralnych i zepsutych. Tylko czy wyjaśni, którzy są naprawdę którymi? Moralnymi do szpiku kości. „Piękno nie jest w stanie niczego zmienić (...) Być może ukojenie, które przynosi jest tylko iluzją?” Czyżby Wenecja była aż tak ludzka? Powszechna, codzienna? Czym pozostanie dla nas, gdy smród zepsucia zmyje deszcz. Ochrzci ziemię, odbierając wszystkie grzechy? Czy będzie znowu czysta i niewinna, czy jednak nie zapomni...

d4ldjo4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ldjo4