Stefan Zweig zasłynął dwoma rzeczami. Swoją twórczością oraz samobójstwem. Jego zbeletryzowane biografie Marii Stuart czy Balzaca, zachwycają do dzisiaj dopracowaniem szczegółów i maniakalnym wprost oddaniem pracy, w czym pomogła mu fascynacja psychoanalizą. Takich opowieści o sławnych zmarłych nie tworzył nikt. Tak oddających psychikę bohaterów, wkraczająca w ich dusze. A samobójstwo? Zweig popełnił je wraz z żoną w 1942 roku, gdy z wielkim hukiem upadły jego humanistyczne wzorce. Oczywiście zniszczone przez doniesienia o triumfach Niemiec.
Trudno go nie zrozumieć. Jednak podobnie trudno nie zafascynować się jego książkami. Tą lekkością pióra, z jednej strony historyczną dbałością, z drugiej tą ukrytą nutą, która sprawia, że czyta się jego powieści po prostu jednym tchem. Jak tą o Marii Antoninie. Kobiecie i dziecku zarazem, która dopiero w ostatnich chwilach swego życia, zrozumiała ciężar korony. A wszystko zaczęło się, jak w bajce, jak powinno być, gdy jest się księżniczką.
„Duch Marii Teresy zawiera dziś przymierze z duchem Burbonów.”
Ten dzień, który – gdyby wszystko potoczyło się inaczej – stałby się czasem trzech kobiet. Marii Antoniny, Marii Teresy oraz Katarzyny Wielkiej. Czas przemian, w którym Austria i Francja w końcu postanowiły zjednoczyć swe siły. Już samo to wiele dawało innym do myślenia. Chyba dlatego z takim lękiem inne państwa spoglądały na młodziutką parę. Obydwoje piękni, dostojni, królewscy, ale i zwyczajni. Niedorośli do czasów, które mogli tak cudownie wykorzystać. Ona pozbawiona kompletnie swego dziedzictwa, on pewny na swojej ziemi. Od początku nie byli dobraną parą, a ciągłe problemy z poczęciem dziedzica tylko doprowadzały oboje do frustracji.
To zadziwiające jak autor świetnie oddał aspekt psychologiczny, problemy małżeńskie dzieci – władców, jak przyrównał je do wydarzeń, znalazł na wszystko odpowiedzi w ich duszach. Ukształtowaniu przez historię, nauczycieli i rodziców. Wszystko oczywiście opierając się na podstawowych źródłach: listach, pamiętnikach, charakterze pisma, sposobie składania zdań, ripostach, a nawet dobieranym stroju, budowlach, czy wyrazie twarzy na obrazach. Wszystkim tym, co po nich pozostało. Parze nieprzystosowanej do władania, która miała nadzieję na życie w wiecznym marzeniu. Krainie nieprzemijającej szczęśliwości, stworzonej przez nich, tylko dla nich. Dwójki dzieci, zbyt późno dorosłej. Obarczonej problemami i żądaniami innych.
Maria Antonina wychylająca się z biografii Stefana Zweiga, to doskonały przykład nieciekawej kobiety, jednej z tych wiecznie pląsających księżniczek, o której losie zadecydowała historia i czasy, w których przyszło jej żyć. I mężczyzna, który nie był dla niej pomocą. Aż trudno wątpić w obraz stworziny przez autora. Jednak pomimo przeczytania jej pamiętników, biografii wciąż mam pewne wątpliwości. Pomimo dowodów Zweiga, wciąż szukam prawdziwej Marii Antoniny... może kiedyś ją odnajdę. A może lepiej nie? Zawsze należy pozostawić coś innym oraz marzeniom.