Jarosław Sokół znany był do tej pory czytelnikom głównie z cyklu „Czas honoru”, stanowiącego rozbudowany scenariusz filmu o czwórce cichociemnych, którzy pewnie sami by wojnę wygrali, gdyby nie ich rozliczne problemy sercowe. Jest również autorem scenariuszy, anglistą, literaturoznawcą oraz tłumaczem. Niedawno na półki księgarskie trafiła kolejna jego książka, zatytułowana „Awiatorzy”, będąca jeszcze jedną opowieścią o herosach uwikłanych w wielką historię. Tym razem jednak znajdziemy się u progu niepodległości Rzeczpospolitej oraz przyjrzymy się wydarzeniom pierwszych, burzliwych lat po jej odzyskaniu. Najpierw jednak będziemy musieli przebrnąć przez wstęp, pisany quasi-staropolskim stylem, nafaszerowany zbędnymi archaizmami i specyficzną składną. Niebawem jednak staropolszczyzna odda pola językowi ze wszech miar współczesnemu, a my, w kolejnych częściach, poznawać będziemy przygody asów przestworzy. Niestety, asów fikcyjnych.
Lucjan, Karol, Bożydar, Stefan i Jeff – każdy z nich miał inne powody, by rozpocząć karierę pilota, od tych wielce patriotycznych, do czysto koniunkturalnych. Jeden na przykład był dentystą, który zbiegł na zachód pozostawiając rodzinę, niespecjalnie przejmując się grożącymi jej konsekwencjami. Drugi, austriacki as lotniczy, owym asem został dlatego, że nie chciał być lokajem. Niezależnie od powodów, ich losy splotły się w okolicznościach bardzo dramatycznych. Zanim jednak o tym przeczytamy, poznamy dzieje każdego z nich – dzieje raczej przypominające film przygodowy dla młodzeży, niż biografię. Akcja „Awiatorów” pędzi na złamanie karku nie dając ni chwili oddechu, autor zaś, niejako mimochodem, streszcza po prostu kolejne historyczne wydarzenia. Czasem stawia na drodze naszych dzielnych bohaterów kolejne postaci z dziejów odradzającej się Polski – od Prażmowskiego po Piłsudskiego – ale i to ma miejsce, jak się wydaje, jedynie pretekstowo, ot, by po prostu ukazać kontekst i umieścić tę pełną akcji galopadę w
jakichkolwiek ramach czasowych. Najważniejsza jest tu wspomniana przygoda, wypierająca jakikolwiek inny aspekt książki. Z żalem muszę napisać, że z portretami psychologicznymi oraz, co gorsza, oddaniem emocji włącznie.
Ci starsi kuzyni beztroskich bohaterów z „Czasu honoru” są, podobnie, jak ich drugowojenni następcy, niesubordynowanymi lekkoduchami (co można przeboleć) równie papierowymi i pozbawionymi jakiegokolwiek psychologicznego sznytu (czego przeboleć nie jestem w stanie). Autor definiuje ich jedynie przez działanie, czyn, na bok odrzucając niuanse charakterologiczne, głębsze przyjrzenie się swoim postaciom, oddanie tego, o czym myślą, co czują. Tutaj zarówno akcja jest bardzo filmowa, jak i filmowi są bohaterowie, do życia powołani tylko po to, by dostarczać rozrywki. Stąd też, bardzo trudno się przejmować ich losem, wszak są jedynie rekwizytem, figurką przytłoczoną przez efekty specjalne. Jedyną ciekawą postacią może wydawać się tu Karol Miller, ale i on z czasem staje się coraz bardziej przejaskrawiony, karykaturalny i sztampowy. Nie mniej karykaturalne są dzieje jego kolegi, który przeżywa takie przygody, przy których wojenne perypetie kanoniera Dolasa uznać można za dość spokojne i, w gruncie rzeczy, nudnawe. Z
przygód tych większość naszych asów wychodzi zazwyczaj na zasadzie Deus ex machina, co również nie pomaga w odbiorze tej książki. Podobnie, jak i nie pomaga w nim tania ckliwość, która w pewnym momencie zaczyna wyzierać spomiędzy akapitów.
Powieści o polskiej, międzywojennej awiacji są bardzo potrzebne choćby po to, by pokazać, że historia polskiego lotnictwa to nie tylko Dywizjon 303 i, ewentualnie, Cyrk Skalskiego. Dlatego też żałuję, że autor nie pokusił się o oddanie prawdziwych historii i opisanie rzeczywistych dziejów tych, którzy tworzyli zręby eskadr II Rzeczpospolitej. Jednocześnie wydaje mi się, że nie udźwignął tematu trudnych, poplątanych polskich dróg – kiedy jeden wstępował do armii carskiej, drugi walczył w cesarskiej, zaciągając się pod sztandary tych, którzy obiecywali wolną Polskę. Ten tragizm polskich losów za mało tu wybrzmiewa, przytłoczony fajerwerkami. A szkoda, bo ta tematyka niesie w sobie niemały potencjał. Niestety, potencjał przez Sokoła zupełnie niewykorzystany.