Hellboy – prawowity władca Brytanii – walczył ze smokiem, przegrał i poległ. Trzy dni po śmierci został strącony do piekła. Miejsca, z którego pochodzi i do którego musi powrócić. I teraz siedzi na tronie, po lewicy ojca swego. Sądzi umarłych… E, coś mi się pomieszało. Spróbuję trochę precyzyjniej wprowadzić czytelników w pierwszy tom nowego sezonu przygód Hellboya.
Rzeczywiście cykl jest nowy, ale zawiodą się ci, którzy liczą na jakąś diametralną zmianę w sposobie prowadzenia opowieści przez Mike’a Mignolę. Zmienia się scenografia i niektóre postacie. Fakt faktem Hellboy ginie w walce ze smokiem i zstępuje do piekieł. Jest martwy, ale nie jest zombie czy jakąś nieszczęśliwą duszyczką, która plącze się po otchłani chaosu. Nie traci podmiotowości, nadal jest tym samym aktywnym bohaterem, którego znamy. Walczy, buntuje się i nie poddaje losowi, który ktoś (nie on sam!) dla niego napisał.
Pierwszym jego przeciwnikiem, ale nie ostatnim, jest Eligos, z którym Hellboy mierzył się w przeszłości (album „Dziki gon”). Wówczas piekielny potwór przegrał. Teraz jest wyraźnie silniejszy, przez co bohater ma problemy, by sobie z nim poradzić. Na szczęście z pomocą przychodzi mu postać, którą spotkał za życia na Ziemi. „Przyjaciel” ratuje go z opresji a potem sprowdza trzy duchy, które zabierają naszego bohatera na wycieczkę krajoznawczą po piekle. Pierwszy przystanek: puste Pandemonium. No, prawie puste, bo w podziemiach krypty śpi On – pierwszy buntownik. Dalej jest tylko ciekawiej i krwawiej, granice czasu się zacierają, przeszłość miesza się z przyszłością, teraźniejszość nie ma większego znaczenia, bo teraz to puste piekło. Hellboy spotka ojca, walczy z braćmi, pomaga pomniejszym potępieńcom i demonom
Jak widać, Mike Mignola dalej ciągnie swoją sztandarową historię. Rewolucji nie ma także w warstwie graficznej. Nowa scenografia pozwala artyście na rysowanie większej ilości fantastycznych potworów i monstrualnych robali, żywych trupów, demonów, etc. I trzeba przyznać, że w końcu Mignola może dać upust swojej fascynacji i fantazji, jego wyobraźnia – niczym nie skrępowana – nie zważa na żadne granice. Czytelnik może podziwiać nieludzki pochód, który majestatycznie kroczy przez wszystkie plansze komiksu, a jeśli nadal mu mało, to na końcu tomu zamieszczono 19 stron ze szkicownika z komentarzami artysty.
Wierni fani i wielbiciele twórczości amerykańskiego artysty nie rozczarują się, gdy sięgną po „Zstąpienie”. Album zawiera znane i cenione elementy okraszone infernalną fabułą. Jest to początek nowego cyklu, dlatego dla osób, które wcześniej nie zetknęły się z Hellboyem, to dobry moment, aby z powodzeniem zapoznały się z uniwersum wykreowanym przez Mignolę.