Trwa ładowanie...
recenzja
31-08-2015 12:38

Gwiazda się wznosi, gwiazda spada…

Gwiazda się wznosi, gwiazda spada…Źródło: Inne
d1k61zn
d1k61zn

*W Polsce i w krajach sąsiednich jest jeszcze pewna liczba ludzi pamiętających czasy, gdy życie prywatne sławnych osób nie było obiektem publicznego zainteresowania i dyskusji, gdy w witrynach kiosków nie było ani jednego czasopisma, z którego tytułowej strony wielką i barwną czcionką wabiłyby czytelnika doniesienia w rodzaju: „Mirella M. przyłapana za kierownicą po alkoholu”, „Sabina S. myśli o kolejnym ślubie”, „Zenon Z. ma poważne kłopoty ze zdrowiem”, wsparte równie barwnymi ujęciami twarzy lub sylwetek wzmiankowanych w tytułach gwiazd. *
W Stanach Zjednoczonych od dawna już nikogo takiego nie ma, bo przecież prasa plotkarska i bulwarowa przeżywa tam nieustającą prosperity od czasów narodzin nowoczesnych środków masowego przekazu. Film, radio, płyty gramofonowe sprawiły, że sława artystów przekraczała granice stanów, państw, a wreszcie i kontynentów; tani druk i ewolucja kłopotliwej technicznie dagerotypii w fotografię wykorzystującą błonę celuloidową doprowadziły do tego, że można ich było nie tylko oglądać i słuchać, ale i na bieżąco śledzić ich życie za pośrednictwem prasy. A ta miała zbyt duży potencjał i zasięg, by tylko informować czytelników, że, na przykład, aktorka X poślubiła reżysera Y, a sopranistka Z wystąpiła gościnnie w La Scali. Pracodawcy i menedżerowie gwiazd rychło się zorientowali, że umiejętnie sformułowane doniesienia prasowe to doskonałe narzędzie kształtowania pożądanego wizerunku, zaś redaktorzy mniej ambitnych periodyków – że nic się nie sprzedaje tak dobrze jak plotka. Zwłaszcza ta strącająca gwiazdę z piedestału…

Początki tego zjawiska opisuje w swojej pierwszej książce, zatytułowanej „Skandale złotej ery Hollywood”, Anne Helen Petersen, amerykańska dziennikarka doskonale obeznana w świecie plotkarskich mediów. Swoją opowieść podzieliła na swego rodzaju bloki tematyczne, ułożone w porządku mniej więcej chronologicznym (mniej więcej, bo niektóre historie kończą się później, niż zaczynają się te z następnego bloku, ale to nie ma aż tak istotnego znaczenia). Jest ich sześć: „Zmierzch bogów”, „Nieme symbole seksu”, „Niebezpieczeństwo w kolorze blond”, „Dawni kochankowie”, „Złamani przez system” i „Trzech gniewnych ludzi”, plus dodatek „Specjalnie dla polskich czytelników”, poświęcony – jak możemy się domyślać – jedynej Polce, która w tamtych czasach zrobiła w Hollywood karierę, Poli Negri. Wśród bohaterów poszczególnych rozdziałów znajdziemy i postacie rzeczywiście światowej sławy, jak Mae West, Judy Gardland, Rudolfa Valentino, Clarka Gable’a, Humphreya Bogarta, Marlona Brando, i takie, o których dziś pamiętają tylko
znawcy i wielcy miłośnicy kina: Roscoe Arbuckle’a zwanego Fattym, Wallace’a Reida (prawdopodobnie pierwszej w Hollywood ofiary narkotykowego nałogu, wówczas jeszcze nie tak rozpowszechnionego) czy Dorothy Dandridge. Wszyscy oni, począwszy od pierwszej pary filmu niemego – Mary Pickford i Douglasa Fairbanksa – a skończywszy na owianym tragiczną legendą Jamesie Deanie, stali się w mniejszym lub większym stopniu ofiarami systemu, tego samego, który uczynił z nich gwiazdy.

Pickford i Fairbanks, którzy ten szereg rozpoczynają, ucierpieli jeszcze stosunkowo niewiele, choć już byli zmuszani do podporządkowania życia prywatnego interesom filmowej machiny; pierwszy ślub Mary z zupełnie dziś zapomnianym aktorem kina niemego Owenem Moore’em został ujawniony dopiero po pewnym czasie (czyż nie dlatego, że i jej przedsiębiorcza matka, przeciwna zamążpójściu córki, i szefowie wytwórni obawiali się, iż zepsuje to image aktorki, grywającej dotąd wyłącznie niewinne dziewuszki?), a kiedy już po kilku latach małżeństwo legło w gruzach, długo nie było mowy o rozwodzie. Nawet wtedy, gdy tajemnicą poliszynela stał się jej romans z Fairbanksem, żonatym i mającym kilkuletniego syna. Dla utrzymania wizerunku nieskazitelnie moralnych bóstw kina poczyniono mnóstwo usiłowań, by ten związek zatuszować. Od rozwodu Fairbanksa do rozwodu Pickford minęły całe dwa lata, a jeszcze parę tygodni przed ślubem zarzekała się ona, że nie ma zamiaru powtórnie wychodzić za mąż. Kiedy jednak małżeństwo stało się
faktem, prasa starannie przemilczała niewygodne fakty i zrobiła z nich idealną „królewską parę Hollywood”. Para pewnie żyłaby długo i szczęśliwie, gdyby – o czym już autorka nie wspomina – po 15 latach małżonek nie zainteresował się znacznie młodszą Angielką…

Następni przekonywali się, że ten sam mechanizm, który potrafi wynieść artystę na piedestał, może go też zeń łatwo strącić. I to nie tylko w przypadkach takich jak „Tłuścioszka” Arbuckle’a, który stanął przed sądem, oskarżony o poważne przestępstwo; zanim jeszcze odbył się proces, samozwańczy wyraziciele opinii publicznej zażądali wycofania z kin wszystkich jego filmów, tak jakby widok domniemanego gwałciciela, odgrywającego najniewinniejszą pod słońcem rolę, mógł zdemoralizować całą Amerykę. Doświadczyli tego i inni, którzy nie chcieli lub nie byli w stanie dostosować się do wymogów „fabryki snów” – na przykład utrzymywania przez kobiety określonej wagi i wymiarów, by w wieku, kiedy ich rówieśnice miały już nastoletnie córki, nadal mogły odgrywać naiwne podlotki. Ci, którzy starali się za wszelką cenę utrzymać na powierzchni, spełniając wszystkie żądania producentów i zaspokajając pragnienia opinii publicznej, również za to płacili własnym zdrowiem albo i życiem. Ciągła gotowość do pracy, brak stałego
rozkładu dnia, przewlekły stres prowadziły do zaniedbań wszelkich problemów zdrowotnych, a niejednego skłaniały do rozładowywania napięć za pomocą alkoholu i narkotyków, w czym czasem pomagali i pracodawcy, organizując suto zakrapiane przyjęcia, a na planie „faszerując (…) gwiazdy amfetaminą, żeby miały energię do ciężkich i wyczerpujących zdjęć. Następnie podawano im pomagające zasnąć barbiturany(…)”. Ileż to przedwczesnych zgonów było efektem takiego wyniszczającego trybu życia! Ile załamań nerwowych musieli leczyć amerykańscy psychiatrzy! Oczywiście w czasach, o których mowa, poważniejsze problemy starano się ukrywać równie pieczołowicie, jak pozamałżeńskie romanse czy homoseksualizm; nerwice, depresje, a tym bardziej alkoholizm i narkomania nie licowały jakoś z godnością bożyszcza tłumów. W przypadku niektórych słynnych postaci całych lat było trzeba, by ktoś przyznał, że miały one problem z nadużyciem trunków czy pigułek, choć nie szczędzono im komentarzy dotyczących niekorzystnego wyglądu twarzy lub
sylwetki.

d1k61zn

To tylko kilkanaście przykładowych historii (nie obejmujących na przykład powszechnie znanego dramatu Marilyn Monroe czy też problemów małżeńskich Vivien Leigh i Laurence’a Oliviera), dosyć jednak spektakularnych, by wyrobić sobie pogląd na genezę zjawiska, które dziś owocuje publicznym roztrząsaniem każdej słabości, niedoskonałości, wpadki czy niedyspozycji zdrowotnej osoby powszechnie znanej i, co gorsza, falami internetowego hejtu, mogącego zniszczyć człowieka równie skutecznie, jak przed prawie stu laty prasowa nagonka zniszczyła „Tłuścioszka” Arbuckle’a…Dla prawdziwego znawcy dziejów kina być może opisane tu fakty nie będą nowością, ale nawet w takim przypadku zaciekawić może sposób ich ujęcia; przeciętny czytelnik, który ekspertem w tej materii nie jest, tym bardziej znajdzie w „Skandalach złotej ery Hollywood” niejedną informację wartą uwagi.

d1k61zn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1k61zn