Hiszpania miała w dwudziestym wieku swoją własną wojnę. Niektóre blizny są wciąż jeszcze świeże, a najnowsza hiszpańska proza o czasach wojny domowej nadal, przynajmniej z perspektywy reszty świata, wydaje się być wierna realiom. Druga wojna światowa to dla mnie, tak samo, jak jak dla autorki Szmaragdowej tablicy, czasy odległe i osobiście nie doświadczone, ale czytając te fragmenty powieści, których akcja toczy się podczas wojny w okupowanym Paryżu, czułam wewnętrzny sprzeciw, a czasem oburzenie. W gruncie rzeczy, czułam się, jakbym to ja, czytelniczka Kolumbów i Kamieni na szaniec , miała historycznie uzasadniony monopol na prawdę…
W powieści przeplatają się dwa plany czasowe – współczesny i ten sprzed sześćdziesięciu kilku lat. W czasie teraźniejszym młoda Hiszpanka Ana poszukuje nieznanego obrazu włoskiego mistrza, w czasie przeszłym młoda Żydówka Sarah stara się ustrzec rodzinny depozyt przed zawieruchą wojny i zachłannością hitlerowskich dygnitarzy.
Sto tysięcy sprzedanych egzemplarzy… Co tak zawładnęło wyobraźnią hiszpańskich czytelniczek? Zgrabnie przyrządzona mieszanka latynoskiej telenoweli, Niebieskiego roweru Régine Deforges i Dana Browna podczytywanego ukochanemu przez ramię.
Współczesna Ana zaczyna powoli dusić się w złotej klatce, w której zamknął ją Konrad – niemiecki multimilioner, kochanek, sponsor i zleceniodawca. Właściwie nie wiemy, co połączyło tych dwoje, bezwzględnego pięćdziesięciolatka z manierami oligarchy i średnio urodziwą panią doktor historii sztuki, Bridget Jones bez poczucia humoru… I na horyzoncie pojawia się dżoker w tej znaczonej talii – francuski naukowiec z trzydniowym zarostem i talentem do wyciągania Any z tarapatów w stylu Kodu da Vinci odtwarzanego w zwolnionym tempie.
Drugi wątek – okupowany Paryż. Młoda Żydówka, córka bogatego antykwariusza, jako jedyna uchodzi cało z polowania na rodzinę Bauer, a właściwie na rodzinną kolekcję antyków i jej legendarną perłę w koronie: nigdy nie widzianego przez ekspertów Astrologa pędzla Giorgione. Zgodnie z dewizą, że najciemniej pod latarnią, żyje w Paryżu pod fałszywym i przeżywa płomienny romans z żonatym esesmanem. I nieprawdopodobieństwo goni nieprawdopodobieństwo. Te kawiarniane spotkania, ten antybiotyk w szpitalu, ten powrót z gestapo do dawnego mieszkania i kontaktów… Zresztą, ruch oporu przypomina tam teatralną próbę do jakiejś sztuki o walce z anarchistów z caratem. Na koniec autorka szykuje czytelniczkom niespodziankę, a właściwie całą serię niespodzianek, prowadzących do rozwiązania zwanego „rozpoznanie”. W literaturze wyszło z mody w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku, w latynoskich telenowelach wciąż trzyma się mocno.
Trzy gwiazdki głównie za wkład pracy, 666 stron to nie bagatelka. Chociaż, jeśli czytać to jako postmodernę, może być całkiem ciekawie.**