Grzegorz Kasdepke w Wydawnictwie Literackim!
Czy w ogródku działkowym na warszawskiej Chomiczówce można hodować anioły? Na pewno można je tam zobaczyć, pod warunkiem, że ma się jedenaście lat i patrzy się z balkonu na ostatnim piętrze wieżowca
Kobieta podnosi do góry rękę, prostuje palce i szpikulcami pazurów dotyka zaciśniętych powiek Marty.
— Chcesz zobaczyć ciemność? — słyszy przy uchu chrapliwy szept. — Chcesz zobaczyć prawdziwą czerń?
Pod koniec maja nakładem Wydawnictwa Literackiego ukaże się nowa, zaskakującą książkę Grzegorza Kasdepke Poradnik hodowcy aniołów.
Czy w ogródku działkowym na warszawskiej Chomiczówce można hodować anioły? Na pewno można je tam zobaczyć, pod warunkiem, że ma się jedenaście lat i patrzy się z balkonu na ostatnim piętrze wieżowca.
Grzegorz Kasdepke , jeden z najwybitniejszych autorów literatury dziecięcej, tym razem zaskoczył czytelników. Jedenastoletnia Marta, główna bohaterka Poradnika hodowcy aniołów, nie może pogodzić się z sytuacją panującą w domu: jej rodzina mieszka kątem u ciotki, uwaga dorosłych koncentruje się na młodszym bracie. Jakby tego było mało, w workach ze śmieciami niepokojąco często brzęczą butelki…
Marta od pewnego czasu obserwuje anioły kołujące nad ogródkami działkowymi. Wreszcie, sfrustrowana i zła, łamie wszystkie zakazy i rusza na działki, żeby wyjaśnić tę tajemnicę.
Poradnik hodowcy aniołów zaczyna się jak realistyczne opowiadanie, by nagle przerodzić się w mrożącą krew w żyłach fantastyczną opowieść. Od czasu Koraliny Neila Gaimana w polskich księgarniach nie było tak mocnej książki dla dzieciaków.
— Zgubiłaś pieska? — pyta jakaś starsza pani. Na nogach ma kalosze, mimo że nie jest mokro. Czerwone kalosze w czarne nietoperze. Marta na ich widok nie może powstrzymać uśmiechu. Wprawdzie starsza pani pojawiła się nie wiadomo skąd, ale sprawia sympatyczne wrażenie. I idzie w tę samą stronę. Będzie raźniej.
— Nie, tak sobie chodzę — odpowiada Marta. — Nie mam pieska.
— No to lepiej nie chodź tu sama — przestrzega starsza pani. — Bezdomni i chuligani, trzeba uważać.
Marta posłusznie kiwa głową. Ale nie rusza się z miejsca.
— Strasznie kradną — kontynuuje starsza pani. — A jak nie da się nic ukraść, to wszystko niszczą, demolują. Ukradłaś coś kiedyś? — pyta nagle.
Zaskoczona Marta kręci przecząco głową.
— A zniszczyłaś?
Marta waha się, nie wie, co odpowiedzieć. Jakiś czas temu upuściła na parkingu torbę z zakupami, specjalnie — mama była zła, gdy wyjmowała ze środka potłuczone szkło. Jej palce ociekały czymś czerwonym. Na szczęście winem, a nie krwią.
— Pytam, bo to musi być strasznie przyjemne — wyjaśnia starsza pani. — Tak coś ukraść lub zniszczyć. Inaczej ludzie by tego nie robili, prawda?
Marta uśmiecha się niepewnie.
Starsza pani zaczyna charkotać i podrygiwać. Trudno uwierzyć, że człowiek może się śmiać w tak przedziwny sposób.
— Nie wie pani, gdzie tu mieszkają anioły? — pyta nagle ośmielona Marta.
— Anioły? — starsza pani nieruchomieje.
Marcie jest trochę nieprzyjemnie. Starsza pani myśli pewne, że Marta sobie z niej żartuje, a przecież to nieprawda. Tylko jak to teraz wytłumaczyć?
— Oczywiście, że wiem — słyszy Marta. — Pan Bogdan je hoduje. Taki trochę wariat, może nawet więcej niż trochę. Wszyscy tu jesteśmy wariatami, wiesz?
Oszołomiona Marta patrzy na nią, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Starsza pani znowu rechocze.
(fragment książki)