Trwa ładowanie...
Grecy do Polaków: Nie chcecie uchodźców, a chcecie być w Unii?!
Źródło: East News
31-07-2018 19:38

Grecy do Polaków: Nie chcecie uchodźców, a chcecie być w Unii?!

Odwiedziłem obóz dla uchodźców w Atenach oraz centrum pomocy migrantkom. Widziałem kobiety i dzieci, których nie chcemy przyjąć w Polsce. Grecy nie rozumieją, czego się boimy i dlaczego zapomnieliśmy o słowie „Solidarność”.

Rodzina Al Samerat wygląda jak inni turyści w Atenach: ona, on i czwórka dzieci. Jedna ogromna waliza i kilka małych plecaczków. Zupełnie jakby spakowali się na tygodniowe wakacje w Grecji.

Tyle, że w tej walizce mieści się cały dorobek ich życia - wszystko, co mogli zabrać ze sobą z Iraku. Ubrania, kilka zdjęć, jakieś pieniądze. Reszta została w Bagdadzie.

Nie przyjechali tu zwiedzać Akropolu.

d3ob5p3

Jest jeszcze jedna różnica: podczas, gdy turyści, którzy tysiącami zjeżdżają do Aten, meldują się w hotelach, państwo Al Samerat z dziećmi chcą się zameldować w obozie dla uchodźców.

Ale nie ma miejsc. Obóz jest pełen. Stoją już czwarty dzień pod bramą. I nic.

edf
edf Źródło: WP.PL/ Iracka rodzina w oczekiwaniu na miejsce w obozie Eleonas, fot: Sebastian Łupak

Ateny poza tysiącami wygodnych, klimatyzowanych hoteli dla turystów, mają też jeden obóz dla uchodźców.

Położony jest w przemysłowej dzielnicy Aten – Eleonas. Wokół głównie zakłady skupu złomu. Ciężarówki krążą z odpadami, żelastwem, wzbijając tumany kurzu z suchej drogi.

Ale między jednym a drugim składowiskiem, na uboczu, przy ul. Agiou Polikarpou, stoi obóz. Wejścia pilnuje ochrona i jeden samochód policyjny. No i rodzina Al Samerat. Ojciec Mehad i matka Amal oraz ich dzieci: Saker ma 14 lat, dziewczynka Inaam -11. Jest jeszcze Hussein – 12 oraz czteroletni Ahmed, który bawi się na zaparkowanym nieopodal skuterze.

Dotąd mieszkali w obozie Moira na wyspie Lesbos. Ale uciekli. Saker, który najlepiej mówi po angielsku, opowiada mi, że była tam przede wszystkim ciasnota, a poza tym policja przychodziła i strzelała gazem łzawiącym. Pokazuje gestem łzy cieknące z podrażnionych oczu.

Googluję: rzeczywiście w obozie Moira dochodzi do starć między Kurdami i Arabami. Poza tym na wyspie Lesbos dochodzi także do napadów na uchodźców przez bojówki greckiej skrajnej prawicy - faszystów ze Złotego Świtu.

- Chcemy spokoju dla dzieci – mówi Mehad, głowa rodziny. – Dlatego liczymy, że wpuszczą nas do Eleonas. Będziemy czekać do skutku.

- Chcielibyście znaleźć pomoc w Polsce? – pytam.

- Gdziekolwiek, byle było spokojnie – mówi zdesperowany ojciec.

Myślę, co by się stało, gdyby tę iracką rodzinę spotkał ktoś z przedstawicieli naszego rządu? Może Beata Kempa albo sam premier Morawiecki? Polska, mimo początkowej zgody na relokację około siedmiu tysięcy uchodźców, nie przyjęła ani jednego. Rząd PiS twardo odmawia.

d3ob5p3

W Polsce teoretyzujemy o uchodźcach. W Grecji mamy namacalną rzeczywistość, autentycznych ludzi w potrzebie. Łatwo jest w TVP uprawiać propagandę odczłowieczającą uchodźców: że to dzikie hordy niosące zarazki, terroryści i młodzi ludzie jadący po nasze zasiłki. Ale co innego spojrzeć w oczy irackich dzieci, które bawią się zupełnie jak te polskie, śmieją i mają nadzieję na lepsze życie. Dla nich nadzieją jest teraz kontener w obozie Eleonas. Namiastka domu z dala od wojowników ISIS, zamachów samobójców, wysadzających się na targowiskach. W Atenach nie lecą na ich głowy bomby Assada i Putina.

Dla tysięcy turystów główny problem to wybór właściwych owoców morza z menu w greckiej restauracji, gdzie do kolacji grają „Greka Zorbę”. Dla irackiej rodziny marzeniem jest zasnąć na łóżkach polowych w kontenerze.

Źródło: WP.PL/ Chłopcy bawią się w Batmana, Spidermana i Supermana

Batman kontra Superman

Eleonas – mieszczący około 1500 uchodźców - uważany jest za hotel pięciogwiazdkowy wśród obozów dla uchodźców. Są tu kontenery z klimatyzacją, jest dużo przestrzeni, nie ma tłoku. Jest coś w rodzaju orlika do gry w piłkę. Jest świetlica, gdzie uchodźcy oglądali niedawno mundial. W jednym z kontenerów jest nawet przedszkole. Właśnie afgański ojciec, Hussain, odprowadza swojego synka, Alego, do kontenera z napisem „Kindergarten”. Mały Ali będzie miał zajęcie na cały dzień, podczas, gdy Hussein pójdzie szukać pracy w mieście. A o to niełatwo – Grecja wciąż wychodzi z kryzysu finansowego i bezrobocie wynosi tu ponad 20 procent. Ali nie chce puścić ręki ojca, marudzi – skąd znamy takie scenki, jeśli nie z polskich przedszkoli?

Obok dwóch chłopców nie może się zdecydować, który z nich jest Batmanem, a który Spidermanem. Kłócą się. Umysłami małych dzieci z Afganistanu, zupełnie jak wyobraźnią polskich dzieci, rządzą postaci z komiksowej popkultury. Co nas różni? Może odcień skóry, choć w ateńskim słońcu mój polski blady pigment też szybko staje się ciemny.

d3ob5p3

W Eleonas żyją uchodźcy z 36 krajów: z Syrii, Iraku, Afganistanu, Kongo, Somalii, Erytrei, Gwinei Równikowej. Kontenery zdobią rysunki wykonane przez samych uchodźców: pokazują nadzieję i wiarę, że wszystkie rasy mogą żyć razem pokojowo na jednej kuli ziemskiej. „One Race” – jedna rasa, głosi jeden rysunek. „Stop Kill Syria” – krzyczy inne graffiti.

ptr
ptr Źródło: WP.PL/ Kontenery zdobią malowidła wykonane przez uchodźców , fot: Sebastian Łupak

Uchodźcy mają na miejscu pomoc medyczną, tłumacza, dostają darmowe (używane) ubrania. Jest psycholog dla straumatyzowanych wojną. Jest część wydzielona tylko dla sierot, które trafiły tu już bez rodziców (mogli zatonąć po drodze w wodach Morza Śródziemnego). Obóz jest otwarty, co znaczy, że każdy jego mieszkaniec i mieszkanka może wyjść, kiedy chce, do miasta.

Dlaczego? – Bo to obóz dla uchodźców, a nie obóz koncentracyjny – tłumaczy mi na miejscu Lefteris Papagiannakis, wiceprezydent Aten odpowiedzialny za politykę społeczną. Lefteris to młody, idealistyczny polityk centrolewicowy, wierzący, że Grecja poradzi sobie z uchodźcami, oczywiście przy pomocy Unii Europejskiej. Mówi: - Uchodźcy mają tu namiastkę domu, ale tak naprawdę to wciąż tylko obóz. Idealnie byłoby, gdyby każda rodzina przeniosła się do mieszkania na terenie Aten i zaczęła integrować z lokalesami. Ale nie mamy póki co tyle pieniędzy. Choć tak naprawdę co to jest 1500 osób? To naprawdę niewiele. Moim marzeniem jest zamknąć kiedyś ten obóz i przenieść tych ludzi do miasta…

Czy Polska powinna pomóc Grecji i przyjąć część uchodźców?

Lefteris nie ma wątpliwości: - Może ktoś wam źle wytłumaczył, czym jest Unia, gdy do niej wstępowaliście w 2004 roku. Może nie do końca wszystko zostało wam wtedy doprecyzowane. Otóż Unia to nie tylko korzyści i pieniądze, ale też obowiązki. Współodpowiedzialność. Nie jest tak, że możecie tylko z Unii wyciągać. Wiem, że wstąpiliście do Unii dla podniesienia waszego poziomu życia. Ale musimy dzielić to, co dobre i złe. Solidarność między krajami to fundament UE. Nie możemy dalej działać w taki sposób, że Polska nie ponosi żadnych zobowiązań. Jeśli nie podoba wam się, co robi UE dla uchodźców, możecie z niej zawsze wyjść. Pamiętam, że w latach 80. w moim domu było mnóstwo plakatów z Wałęsą i Solidarnością. Mój ojciec był zaangażowany w pomoc Polakom. Polscy uchodźcy z czasów komunizmu przychodzili do naszego domu. Miałem 15 lat, robiłem na ten temat prezentację do szkoły. A teraz inni potrzebują waszego wsparcia…

rpt
rpt Źródło: WP.PL/Hussain odprowadza synka Alego do przedszkola

Lefteris mówi, że trzeba trzymać się podpisanych umów. Polska obiecała przyjąć z relokacji 7082 osoby. Grecja natomiast podpisała Konwencję Dublińską z 1990 roku. Stanowi ona, że uchodźca składa podanie o azyl w pierwszym kraju UE, do którego trafił. Oznacza to, że jeżeli uchodźca dotarł do wybrzeży Europy w Grecji, a potem przyjechał pociągiem do Niemiec, wówczas Niemcy mają prawo odesłać go z powrotem do Grecji.

d3ob5p3

Lefteris Papagiannakis: - Mamy teraz w Grecji 70 tysięcy uchodźców. Podpisaliśmy Konwencję Dublińską, więc ponosimy jej konsekwencje. Nie możemy się wycofać. Tak naprawdę to nie jest problem między Grecją a UE. To jest problem globalny. 20 procent populacji Libanu to uchodźcy, a my mamy ich w UE o wiele mniej i już panikujemy, że cała Unia upada.

Europa zręcznie odcięła się od Grecji. Pozamykała granice. Uchodźcy utknęli więc w Grecji. Są nowe zasieki i mury, w czym prym wiedzie oczywiście Victor Orban na Węgrzech. Wygrywa kolejne wybory strasząc naród falą „terrorystów”. Polska, pod rządami PiS, patrzy z podziwem na Orbana.

Tymczasem ubogie dzieci z Afganistanu i Syrii chodzą do przedszkola w kontenerze na przedmieściach Aten.

Źródło: East News/Syryjska dziewczynka w obozie Eleonas , fot: Jacek Pawlicki

Polska? A gdzie to jest?

- Z nich tacy sami muzułmanie, jak ze mnie chrześcijanin – mówi mi 60-letni ochroniarz sprawdzający dokumenty przy wejściu do obozu Eleonas.

Zapytałem go, czy rozumie polskie obawy, że muzułmanie nie zintegrują się z polskim społeczeństwem katolickim. – Widziałem, jak niektórzy z nich pili alkohol i jedli gyrosa z wieprzowiną, zupełnie jak ja – mówi. – To są mity, że oni są tak bardzo inni od nas. Wszyscy jesteśmy podobni.

Ludzie z obozu nie garną się wcale, żeby jechać do Polski. Słyszeli o Niemczech, o Szwecji, marzy im się także Francja czy Hiszpania. Nikt nie mówi o Polsce. Jeden z Etiopczyków pyta mnie nawet, gdzie to właściwie jest. Pokazuję mu na mapie w telefonie, że to kraj między Niemcami a Białorusią. Wzrusza ramionami. – Chciałbym do Anglii – przyznaje szczerze. Na razie ma pracę w ateńskiej restauracji na zmywaku.

Jeżeli więc wierzycie, jak mówi wam Jan Pospieszalski w TVP, że uchodźcy chcą zalać Polskę, rodzić dzieci w polskich szpitalach i stworzyć tu kalifat, to się mylicie. Oni chcą, by ich dzieci mogły bawić się w spokoju w Spidermana z dala od bomb, przemocy i głodu.

d3ob5p3

Różnie jest z ich chęcią mówienia: jedni nie chcą opowiadać o swojej drodze do Europy, miesiącach spędzonych w trasie, groźbie utonięcia podczas przeprawy morskiej. Są małomówni, skryci, zamknięci w sobie.

Inni nie mogą się doczekać, by świat poznał ich historię.

Źródło: East News

Zaczepia mnie Omid Muhamad Khan z Afganistanu. Widzi, że jestem dziennikarzem i chodzę po obozie z notesem. Pyta skąd jestem. Gdy słyszy „Poland”, wspomina, że znał w Afganistanie pewnego Waldka. – Waldek, Waldek – powtarza. Waldek miał służyć tam w polskich siłach zbrojnych.

Omid był tłumaczem i zaopatrzeniowcem dla US Army w Afganistanie. Zaraz przybiega i pokazuje mi wszystkie dokumenty i potwierdzenia: rzeczywiście ma plik papierów od amerykańskich pułkowników, kapitanów i majorów z US Armed Forces.

Omid: - Byłem ich zaopatrzeniowcem, pracowałem na bazarach, pomagałem im. Potem zacząłem dostawać pogróżki od miejscowego mułły, z meczetu, że będzie ze mną źle, bo pomagam Amerykanom. Pojawiły się listy do domu, że mnie zabiją talibowie. Przestraszyłem się i wyjechałem. Przez Iran, Turcję, do Grecji. Mam wszelkie dokumenty potwierdzające, że współpracowałem z Amerykanami. Ale oni mnie po prostu olali. Obiecali pomoc, obiecali wyjazd do USA, a koniec końców potraktowali jak śmiecia i wyrzucili do kosza. Więc zamiast w USA jestem w Europie. Nie mam pojęcia, co dalej. Jestem wściekły na Amerykanów.

Nie potrafię zweryfikować tej historii, ani tych dokumentów, ale desperacja Omida jest ogromna. – Teraz muszę się martwić nie o talibów, ale o lokalnych faszystów, którzy czasem podchodzą pod nasz obóz i napadają na nas – mówi. – Nie wiem, co ze sobą począć. Jestem w Grecji od roku, szukam pracy. Rodzina jest w Afganistanie.

ptr
ptr Źródło: WP.PL/ Migrantki z Afganistanu, Bangladeszu i Erytrei uczą się greckiego w centrum Melissa , fot: Sebastian Łupak

Poluzowane hidżaby

Iracka dziewczynka śmieje się, że chce być modelką. Próbuje imitować pozy i miny kobiet z reklam szamponów. Włosy latają jej z lewej na prawą stronę. Nie wiem, czy będzie w przyszłości modelką, ale widzę, że jest pełna życia, radości i uśmiechu.

Jestem w ateńskim centrum dla kobiet „Melissa” w środku miasta przy ul. Feron 18 przy placu Victoria. To miejsce dla kobiet i ich dzieci. Mężczyźni się tu nie pojawiają. Miejsce tętni życiem: właśnie wydawane są darmowe posiłki; dziś to spaghetti. Dziennie wydaje się ich około 150.

Melissa to niesamowite miejsce: są tu kobiety z Iraku, Afganistanu, Somalii, Konga, Turcji, Etiopii. Przychodzą tu nie tylko, by zostawić dzieci w szkole na parterze. Na piętrze są klasy uczące greckiego, angielskiego, jest prawniczka udzielająca porad. Są też lekcje informatyki, podstawy praw człowieka, praw pracowniczych i praw kobiet. Jest terapia grupowa i indywidulna. Do tego lekcje plastyki czy nawet poezji – żeby kobiety znalazły sposób na opowiedzenie o sobie i swoich traumach. Jest nawet yoga.

Na lekcji greckiego uchodźczynie uczą się, jak poradzić sobie w sklepie, u lekarza, w urzędzie – codzienna, praktyczna wiedza.

rpt
rpt Źródło: WP.PL/ Migrantki mogą wyrażać się przez sztukę

Jak tłumaczy mi szefowa tego centrum - Nadina Christopoulou - chodzi o to, żeby kobiety poczuły się tu bezpieczne, chciane i zaopiekowane. Dzięki temu mogą stać się kreatywne, produktywne, odważne i optymistyczne. Uwierzyć ponownie w siebie. Tu mają zapomnieć o traumie wojny, horrorze ucieczki i przeprawy przez morze do Grecji.

- Przychodzą tu na środkach uspokajających i przeciwbólowych, a po kilku tygodniach na ich twarzach pojawia się uśmiech – mówi mi Turczynka Derin, opiekująca się kobietami w Melissie. – Poluzowują hidżaby, stają się zrelaksowane, uśmiechają się.

Tu nikt im nie mówi, czy mają nosić hidżab czy nie. To ich decyzja. Ale tu mają czas i miejsce, żeby o tym pomyśleć i podjąć decyzję dotyczącą przyszłości ich i ich córek: jak chcą je wychować, tradycyjnie czy po europejsku.

- Wiele osób w Polsce uważa, że te kobiety trzeba zapakować z powrotem do pontonów i odesłać, skąd przyjechały – mówię. – W Polsce mało jest zrozumienia dla uchodźczyń i ich ciężkiego losu.

Nadina Christopolou: - Po pierwsze wierzymy w Grecji w moralną i humanitarną konieczność niesienia im pomocy. Społeczeństwa ocenia się po tym, jak traktują najsłabszych i potrzebujących. Poza tym uważamy, że migracja to dla Grecji bardziej szansa niż problem. Te kobiety mają w sobie dużo energii. Pomyśl, ile przeżyły, żeby się tu znaleźć. Jak są silne i zdeterminowane. One są szansą dla greckiego społeczeństwa i mają bardzo dużo do zaoferowania. One nie chcą zasiłków, chcą pracować i być produktywne. Ostatnio nasze migrantki odwiedziły na przykład greckie domy starców i niosły radość osobom schorowanym i samotnym. To obopólna korzyść.

- Ale podobno muzułmanie i muzułmanki się nie integrują z chrześcijanami – mówię.

- Bzdura! – mówi Nadina. – My nie szukamy tego, co nas różni, ale tego co nas łączy. Te kobiety chcą jak najlepiej dla swoich dzieci, zapewne tak jak Greczynki i Polki. Są pełne ciepła, dobroci, współczucia. Szukają nowego domu. Wiesz, jak jedna z nich dziękowała nam za pomoc? Kupiła nam kwiaty. To uniwersalny prosty gest, zrozumiały w każdej kulturze.

sdr
sdr Źródło: WP.PL/ Adekunmbi Aderemi uczy w Melissie dzieci zajęć plastycznych

Turczynka Darin: - Trudno oceniać człowieka tylko i wyłącznie po kawałku chusty na głowie. Zostaje jeszcze całe wnętrze. Te kobiety są wspaniałe. Jest w nich energia, bo to one muszą zająć się dziećmi, więc to one chodzą, szukają dla nich przedszkoli, szkół i lekarzy. One chodzą po Atenach, załatwiają sprawy, poznają nowych ludzi, więc integrują się szybciej od mężczyzn.

Pytam o stronę finansową. Nadina mówi, że jako NGO Melissa ma pomoc z UNICEFU oraz fundacji George'a Sorosa. Pomagają też inne fundacje, korporacje, takie jak Vodafone, które sponsorują takie projekty.

No i są Grecy, wpłacający po 10, 50, 100 euro na pomoc dla uchodźców.

- Ale przecież kraj jest w kryzysie finansowym! – mówię.

- Grecy musieli pogodzić się z obcięciem pensji czasem nawet o 40, 50 procent – mówi Christopoulou. – I wtedy poczuli, że pieniądze nie są najważniejsze, że raz są, a potem nie. A ludzka solidarność i współczucie są równie ważne jak pieniądze.

Źródło: East News/ Polski ojciec, chrześcijanin, z flagą Polski, i militarnym przesłaniem dla muzułmanów

Polska dla Polaków?

Jestem wciąż w budynku Melissy. Idę na dół, do małej szkółki. Zajęcia prowadzi tu Greczynka nigeryjskiego pochodzenia Adekunmbi. Mówi mi, że sama jest chrześcijanką, ale nie widzi żadnego problemu, że ma zajęcia z muzułmańskimi dziećmi:

- Dzieci to dzieci, chcą się uczyć i bawić. Uczymy się i o ramadanie i o Wielkanocy.

Mówię, że Polska nie przyjęła ani jednego uchodźcy, ani jednej kobiety i ani jednego dziecka. Bo to muzułmanie…

Nadina Christopoulou: - I co będziecie mówić swoim dzieciom? Że tata stał na straży czystości Polski i nie wpuszczał do kraju niewiernych? Przecież to retoryka rodem z ISIS. Państwa naprawdę silne i pewne swojej tożsamości to państwa otwarte na innych…

Obok nas migrantki z Afganistanu i Erytrei uczą się kolejnych greckich słówek, a ich dzieci wycinają serca z papieru. Polska, ze swoją niechęcią do uchodźców, jest na szczęście daleko stąd…

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią