Godzina z życia Wampirka
Książki dla młodzieży... dział obszerny każdej czytelni, biblioteki, księgarni. A w dziale tym pełno dzieł, „dzieł” i dziełek najróżniejszego kalibru. Znajdują się tu zarówno perełki jak Felix, Net i Nika jak i literackie niewypały. Słyszałam niedawno rozmowę w pociągu. Nie była to konwersacja błaha. Dotyczyła literatury. I to nawet nie byle jakiej, bo dość nowej - Wampirka na wsi. Do dziś zastanawiam się, co takiego ciekawego w tej książce może znaleźć osoba, bądź co bądź, nie należąca do pokolenia szkoły średniej, a raczej zaawansowanej magisterki. Jak dla mnie, to „dzieło” jest co najmniej dziwne. Czytając je, miałam wrażenie, że została napisana dla ludzi z ograniczoną percepcją lub małych dzieci. Wykluczyć z tego grona można jedynie małe dzieci (mam nadzieję, że autorce nie zależało na ich straszeniu wampirkami). Mocne słowa? Chyba nie. Na pewno nie. Tylko w taki sposób, mając tyle lat ile się ma, można określić książkę, która ma tak niewiarygodnie rozbudowany podział na rozdziały. Jest ich
bowiem aż 35 na niespełna 150 stronach, z czego odjąć należy jeszcze miejsca puste i zamazane dość obrazeczkami. Chociaż do obrazków nic nie mam. Przynajmniej wiadomo co na nich jest.
Wracając do sprawy nieszczęsnych rozdziałów, mam wrażenie, że pretekstem do zaczęcia nowego jest każda zmiana otoczenia lub powzięcie jakiegokolwiek działania przez głównego bohatera Antosia. Tak. Zdecydowanie uważam, że poświęcanie rozdziału spacerowi polną drogą jest ponad siły dojrzałego (nie znaczy to wcale pełnoletniego, a jedynie świadomego wielkości i niewielkości niektórych dzieł literackich) czytelnika. Dużo tu dialogów. I owszem, stanowi to niebywały plus. Opisy czyta się strasznie, a przy okazji nic się nie dzieje i najczęściej, mimo szczerej chęci, ulega się Morfeuszowi. Możnay się też przyczepić do fabuły. W książce o takim designie powinno się czaić nieco mroku, jakaś tajemnica... Gdyby się tu chociaż coś działo, nikt nie zwróciłby uwagi na tak rozbudowany spis treści. Nawet ja.
A już doprawdy obłędny wydaje się wątek miłosny. Jeśli można to tak nazwać. Nie przeczę, że w pewnej części jest to uczucie bardzo subtelne, młodzieńcze, świeże, takie ponad podziałami i wbrew światu. Ale... to jednak nie jest Romcio z Julką. To komedia zrobiona z uczuć kilkunastoletniego chłopca Antka i Ani - wampirki. Nierealne, pozbawione motylków w brzuchu, nie wywołujące we mnie żadnych pozytywnych odczuć. Moim zdaniem godzina poświęcona na tą książkę jest godziną straconą bezpowrotnie. Żyć będę lat 70, może 80 minus godzina z Wampirkiem na wsi. Trudno się mówi. Odbiję to sobie w przyszłym życiu. Albo zostanę wampirem...