Stan Sakai to amerykański twórca pochodzenia japońskiego, który podbił serca czytelników serią „Usagi Yojimbo”, opisującą przygody tytułowego samuraja (czy też raczej ronina) w siedemnastowiecznym Kraju Kwitnącej Wiśni. Artysta tworzy te klimatyczne opowieści historyczne z elementami baśni i fantastyki od ponad trzydziestu lat i doszedł w swoim szlachetnym rzemiośle do niewątpliwej doskonałości. Kto nie wierzy, niech sam sprawdzi, sięgając po którykolwiek z blisko trzydziestu tomów wydanych po polsku. Po pierwszym szoku, że wszystkie postacie ubrane zostały w zoomorficzne kształty, a sam tytułowy bohater jest królikiem, już bez przeszkód można rozkoszować się historiami inspirowanymi samurajskimi legendami i japońską mitologią.
Każdy, kto przez długi czas zajmował się tą samą, choćby nie wiadomo jak satysfakcjonującą i przyjemną pracą, doświadczył też tego, że dla uniknięcia znużenia i popadania w rutynę potrzebował jakiejś odskoczni. Choćby w postaci chwilowej zmiany zajęcia. Zapewne tego rodzaju odczucia nie są obce również Stanowi Sakai. Jak się okazuje, dla tego twórcy najlepszą odskocznią od rysowania albumów o Usagim jest... rysowanie albumów o Usagim. Ale takich, które bardziej lub mniej odbiegają od głównej linii fabularnej podstawowego cyklu.
Pierwszym tego rodzaju eksperymentem była miniseria „Usagi w kosmosie”, która opowiadała historię osadzoną w dalekiej przyszłości, w której kultywowane są jednak tradycje feudalne i samurajskie. Bohaterem komiksu uczynił autor dalekiego potomka Usagiego, który jest bliźniaczo podobny do swojego protoplasty. Akcja kolejnej opowieści spoza podstawowego cyklu („Yokai”) rozgrywała się co prawda w jego realiach, ale jako jedyna zilustrowana była w kolorze. Po latach Sakai zdecydował się wyjść poza krąg Usagiego (ale nie poza kulturę i tradycję japońską) i narysował znakomity album „47 roninów”, prezentujący kanoniczną wersję jednego z najpopularniejszych podań historycznych Kraju Wschodzącego Słońca.
Zasadniczą część swojego najnowszego „pozacyklowego” albumu zatytułowanego „Senso” autor poprzedza dowcipnym komiksowym wstępem, w którym występuje razem ze swoim bohaterem. Usagi cieszy się, że Stan zakończył już pracę nad „47 roninami” i będzie mógł wrócić do rysowania „tradycyjnych” przygód królika samuraja. Twórca chłodzi jego entuzjazm i wyjaśnia, o czym będą te nowe przygody, co bohatera zbija z tropu. Marsjanie z powieści Herberta George’a Wellsa lądują w feudalnej Japonii? „To głupoty” – podsumowuje królik. Ale autor nie daje za wygraną...
Akcja komiksu rozgrywa się piętnaście lat po wydarzeniach opisywanych w podstawowym cyklu o Usagim. Właśnie toczy się ostateczna bitwa pomiędzy klanem Geishu a złowrogim panem Hikiji, który od lat walczył o obalenie szoguna i zagarnięcie władzy nad krajem. Odkrywszy te knowania, szogun polecił zaatakowanie renegata klanowi Geishu, na czele którego stoi dorosły pan Noriyuki. Pod jego dowództwem w bitwie uczestniczą: Usagi, jego przyjaciel Gennosuke (z którym wędrował przez lata), przyjaciółka Tomoe (z którą łączy go niespełnione uczucie) i nieślubny syn Jotaro (któremu nigdy nie wyjawił prawdy o jego pochodzeniu).
Szala zwycięstwa przechyla się na stronę przeciwnika, ale nawet to nie skłania pana Noriyuki do użycia w walce Kameyamy – skonstruowanego przez senseia Takenoko parowego pojazdu pancernego. Według głowy klanu Geishu, bardziej honorowo będzie ponieść klęskę, niż posłużyć się taką „ohydą”. Ostatecznie te dylematy wojennej moralności zostają rozwiązane, gdy niespodziewanie na pole bitwy spada wielki metalowy przedmiot, niosąc hekatombę jej uczestnikom. Niebawem „gigantyczne pancerne jajo” daje pokaz siły, spalając oddział Hikijego za pomocą promieni, a jego samego wciągając do środka pojazdu metalowymi mackami.
Wysłana przez pana Noriyuki na zwiady Chizu z klanu ninja Neko odkrywa, że obcy wyglądają jak ośmiornice (tako), mają śmiercionośną broń i budują ogromne metalowe konstrukcje, a co najważniejsze – że można ich zabić. Rankiem trójnożne metalowe wieże wyruszają, by niszczyć okolicę ognistymi promieniami. Kameyamie udaje się uszkodzić jedną, ale pozostałe zmierzają do najbliższego miasta. Dramatyczna walka zdaje się być beznadziejna. Szturm ninja kończy się ograniczonym powodzeniem, a z nieba spadają kolejne „pancerne jaja”...
Na tym tle, łączącym tradycje samurajskie z klimatami wiktoriańskiego steampunku, rozgrywają się osobiste, skomplikowane relacje pomiędzy Usagim a Tomoe (która pomimo łączącej ich miłości wyszła za mąż zgodnie z interesem klanu) oraz Usagim a Jotaro (bohater na prośbę matki chłopaka wciąż zachowuje tajemnicę o swojej roli w jego poczęciu). Szczyptę humoru wnoszą w ten niezbyt radosny obraz świata przekomarzanki pomiędzy Gennosuke i Jotaro. Ośmiornicokształtni Marsjanie, pomimo siania totalnego zniszczenia, wyglądają raczej pociesznie niż strasznie. Zresztą nie wyróżniają się jakoś szczególnie z zoomorficznej menażerii wykreowanej przez Stana Sakai...
Artysta bawi się w najlepsze, zestawiając motywy rzeczywistości Usagiego ze starszą o około dwieście lat (1898) Wellsowską wizją pozaziemskiej inwazji. W zamyśle autora komiksu zaprezentowane odwiedziny Marsjan mają być zaledwie rekonesansem przed planowanym najazdem sił głównych. Do tego ostatniego nie dojdzie, jeśli obcy ocenią poniesione straty jako zbyt dotkliwe. W ten sposób Sakai stawia przed swoimi bohaterami niezwykle wymagające zadanie. A poza tym traktuje ich dosyć nonszalancko, żonglując ich losami w stopniu, na jaki sobie nie pozwala w „kanonicznym” cyklu.
Miłośnicy komiksu znajdą w „Senso” najważniejsze atuty „Usagiego” – dopracowane historyczne tło, doskonałą grafikę, ciekawie skrojoną historię. Jednocześnie będą mieli okazję przypomnieć sobie najdawniejsze korzenie królika samuraja (który swego czasu nie stronił od pojawiania się m.in. w opowieściach o Wojowniczych Żółwiach Ninja), a także motywy przyszłościowego „Usagiego w kosmosie”. Ten karkołomny crossover sprawia jednak wrażenie jak najbardziej naturalnego – nie razi niedopasowanymi elementami zaczerpniętymi z „różnych bajek”, a wszystko w nim znajduje swoje uzasadnienie. Tradycjonalistów cieszy jednak to, że takich eksperymentów Sakai nie uskutecznia w osi fabularnej głównego cyklu o Usagim.