Gdzie te procesje, gdzie te pejzaże...

Obraz
Źródło zdjęć: © Inne

Soczyście zielona płaszczyzna łąki, zlewająca się na horyzoncie z ciemnoszmaragdowym pasmem lasu; na jej tle przydrożna kapliczka, tonąca w tęczowej powodzi wstąg i kwiatów; gdzieś nad nią niosą się echem, pewnie od skrytego za zakrętem kościółka, słowa maryjnej pieśni... Ten sugestywny obraz, zdobiący okładkę książki Olszewskiego, to tkwiąca w podświadomości wielu z nas wyidealizowana wizja polskiej prowincji, ten konglomerat sielskiego spokoju, integracji z naturą i żarliwej, organicznej religijności nasyconej barwami lokalnego folkloru. Do tego ostatniego elementu nawiązuje nie tylko tytuł całego zbiorku, ale i tytuły poszczególnych składających się nań opowieści, będące nazwami lub parafrazami nazw modlitw i nabożeństw; w tekście jednej z nich znajdziemy i pastisz litanii... Czyżby kolejna profanacja symboli religijnych? Może tak pomyśleć człowiek, którego ogląd świata dokonuje się za pomocą czystej dosłowności. Jednak czytelnik obeznany z różnymi rodzajami literackich chwytów bez trudu wyczuje
szczególną mieszaninę żalu i ironii, emanującą z fragmentów tekstu, w których autor opisuje tak typowe dla naszych czasów zjawisko: zastępowanie przydrożnych świątków i łopoczących na wietrze chorągiewek, znaczących ongiś trasy procesji, zupełnie inną ornamentyką, będącą hołdem dla panujących kosmopolitycznie i ponadklasowo bożków marketingu i reklamy. Bo też prowincja widziana jego oczami to obszar, na którym starcie przeszłości z teraźniejszością, tradycji z postępem, odbywa się w sposób wyjątkowo wyrazisty: oto z jednej strony nieokrzesany wieśniak, wychowany w kurnej chacie, pieczołowicie pielęgnujący spuściznę po przodkach i toczący z nimi bezsłowny dialog za pośrednictwem wysłużonych sprzętów, dotykanych kolejno rękami kilku pokoleń – z drugiej niepozorny chłopina, całą swoją pomysłowość inwestujący w zamienianie rozklekotanego wartburga w przemytniczy cud techniki, pełen schowków na kartony papierosów i pojemniki z wódką.... Oto „świat, który wymienia skrzypiące podłogi na panele, kamień zastępuje
konglomeratem, a drewno powierzchnią laminowaną”, w którym „zjednoczone siły pogody, fatalizmu, tandety i prowizorki” i „hufce barw” staczają nieustanną batalię o panowanie w wioskach i na przedmieściach...

Proza Olszewskiego ma swój specyficzny klimat, w którym nie sposób nie wyczuć pewnego pokrewieństwa z klimatem Opowieści galicyjskich czy Jadąc do Babadag Stasiuka – a wrażenie to pogłębia używanie przez obu autorów zaskakującego miejscami miksu stylistyki poetyckiej z nader potoczną i (przez Olszewskiego co prawda z większym umiarem) charakterystycznych i zgoła niesalonowych wyrażonek typu „rozpierducha”. Nie mamy tu jednak do czynienia z naśladownictwem, wynikającym z braku własnego pomysłu na oprawienie swoich refleksji; podobieństwo wynika, jak sądzę, z identyfikowania się obu autorów z tą samą specyficzną podgrupą reporterów-piewców drogi, wyruszających w trasę nie po to, by osiągnąć i opisać z góry wytyczony punkt docelowy, lecz po to, by być w ruchu, pozostawać w nieustającej interakcji ze światem widzianym z okien dowolnego pojazdu i smakowanym wszystkimi zmysłami podczas postojów, a doznawane wrażenia przelewać na papier w porządku narzucanym przez rozkłady jazdy lokalnych środków transportu,
albo tylko przez chaotyczną przypadkowość utrwalonych w pamięci migawek. Podróż Olszewskiego prócz wymiaru reporterskiego ma jeszcze drugi, intymniejszy, poprzez który staje się podróżą po wewnętrznym świecie autora, wyławianiem zeń utrwalonych we wspomnieniach okruchów przeszłości, chwytanych na bieżąco strzępów teraźniejszości i prób usytuowania siebie na tle tej kalejdoskopowej sekwencji czasów i miejsc.

Odpowiada mi ten rodzaj prozy, odpowiada do tego stopnia, że w rewanżu za tę garść sugestywnych obrazków z chwilowo dla mnie niedostępnych zakątków mojego kraju gotowa jestem wybaczyć autorowi posłużenie się w kilku miejscach – naprawdę bez potrzeby (bo przecież, jeśli już trzeba w coś „z piąchy”, można wszak rąbnąć, walnąć, gwizdnąć czy choćby rypnąć, a nie zaraz j....ć!) – nieparlamentarnych słówek. Nawet bowiem z tym mankamentem książka jest zwyczajnie dobra.

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]