Jest pośród nas wielu, którzy jeszcze nie zaczęli szukać, mimo że przecież tak bardzo pragną go znaleźć. Z jednej strony boją, się, że ten zagubiony rodzic, czy też rodzice, nie będzie tym, którego się spodziewali. Ale z drugiej... boją się, że w ogóle będzie. Nagle stanie przed nimi, oko w oko, i już nie będzie odwrotu. Te zadziwiające momenty spotkania, zdążyliśmy już sobie wyśnić na wszelkie sposoby, wiele razy. Ale zawsze, dziwnie nieodparcie, są one poparte obawą, że sny się nie spełniają. Jednak co, jeśli czasem jest inaczej?
Jaki jesteś tato? Mamo?
„Niektórzy życzyliby sobie, żeby tutaj była najbliższa droga do domu ich ojca i żeby nie trudzili się już, przechodząc wzgórza i góry, ale droga jest drogą i ma swój koniec.”
Ona jest odważna. Postanowiła poszukać, nie dbając o długość drogi, którą przyjdzie jej przejść, odnaleźć prawdę, która dość raptownie skontrastuje z jej wyobrażeniami. Z jej marzeniami, o porzuconej kobiecie, o dziecięciu spłodzonym z miłości, gdzieś w zakątkach hrabiowskiego dworu. I o niej, owocu namiętności, który ktoś podrzucił w złe miejsce. Chociaż, przecież jej obecny dom, własność jej rodziców adopcyjnych, Maurice’a i Hildy Plafrey’ów, jest prawdziwym rajem. Więc dlaczego chce wiedzieć? Może dlatego, że tak już jest zaprogramowana? Jak wszystkie dzieci, pragnie po prostu wiedzieć, znać swoją przeszłość, dokopać się do korzeni. Poznać dlaczego pragnie tego, a nie znosi innych rzeczy? Kto był dawcą genów? I jaka będzie, gdy dorośnie? Jak będzie wyglądać, zachowywać się, i może jak skończy?
„... jestem nieślubnym dzieckiem. Pierwsza żona mojego przybranego ojca pochodziła z arystokracji, była córką hrabiego i wychowała się w palladiańskim dworze w Wiltshire. Moja matka była tam pewnie jedną z pokojówek i zaszła w ciążę. Umarła wkrótce po moim przyjściu na świat i nikt nie wiedział, kim jest mój ojciec. Najwyraźniej nie był to służący, bo nie zdołałaby tego utrzymać w tajemnicy...”
Niestety to, czego Philippa się dowie, nie będzie spełnieniem marzeń. Bo Mary i Martin Ducton nie są przykładem romantycznej miłości. Już nawet nie można o nich mówić w czasie teraźniejszym, a jeszcze trudniej w ogóle wspominać, że jest się ich jedynym potomkiem. „Ile wiesz? (...) Wystarczająco dużo. Jestem córką porywacza i morderczyni.” Jak odnaleźć się w nowej teraźniejszości? Jak poznać matkę, która właśnie wychodzi z więzienia? I jak poradzić sobie z kimś, kto ma do niej większe, ale i drastyczne w swej inności, a jednak prawo? Jak odnaleźć w tej cichej, uciekającej od teraźniejszości kobiecie, siebie? I jak przebaczyć jej to, co uczyniła.
Przez cały czas czytania, zresztą niezbyt długi, bo książka ma niewiele ponad trzysta stron, kołatała się we mnie myśl, że o wiele lepiej, byłby uczynić z tej powieści coś na kształt rozprawy psychologicznej niż pomieszania kryminału z psychologiczną obyczajowością. Może lepiej byłoby ukazać samą dziewczynę i jej niemały dramat, niż angażować w to jeszcze jego. Tego, który domaga się sprawiedliwości? Dziwnie, nie pasującego do historii, wkraczającego nagle, ale jednocześnie nie niszczącego tego, co dzieje się między matką i córką. Chociaż z drugiej strony, dzięki temu nagromadzeniu wątków, książka zyskuje na specyficzności. To dla niej, warto po nią sięgnąć. A może i po to, by wytłumaczyć sobie, dlaczego?