Trwa ładowanie...
d11cp5z
recenzja
08-07-2013 21:16

Gdy twój dywan potrafi się unosić

d11cp5z
d11cp5z

Smutno mi było ostatnio, gdy musiałam pożegnać się z Cyrylem, Janką, Robertem i Anteą. Na szczęście Edith Nesbit chyba wiedziała, że taki smutek może się urodzić po przeczytaniu Pięcioro dzieci i coś i dała w prezencie następną część.

Tym razem wszystko zaczyna się od 5 listopada i od angielskiego święta, w którym na cześć wykrycia spisku prochowego pali się kukły i wystrzeliwuje w niebo tysiące fajerwerków. Dzieciaki zaopatrzyły się w swój własny komplet, ale obawiały się, że fajerwerki mogą być uszkodzone (w rzeczywistości pewnie nie mogły się doczekać) i postanowiły je wypróbować. Ze swojego pięknego stosiku wyciągnęły każdy po jednym i puściły je w zamkniętym dziecięcym pokoju. Skutkiem tego ich dywan spłonął, mama musiała kupić nowy, a tata zarekwirował resztę zapasów i zabronił rodzeństwu przez jakiś czas wychodzić na dwór. A dywan? Dla kogo nowy, dla tego nowy – mama bowiem udała się do handlarza starzyzną i tam wybrała jeden, idealnie nadający się dla Anetii, Janki, Cyryla i Roberta. Idealnie, bo wkrótce okazuje się, że dywan umie latać i spełniać życzenia,. Co prawda tylko trzy dziennie, ale to i tak lepiej, niż Piaskoludek, który spełniał jedno. A na tym nie koniec... Bo w dywanie leżało piękne sztuczne jajko – wyglądało jak
jakaś cenna ozdoba – zostało postawione na kominku i to też było miejsce idealne. Idealne do tego, by podczas zabawy w czary, strącić je do ognia w kominku. A jak się okazuje Robert, którego to była wina, stał się ulubieńcem tego, który z jajka się wykluł. A w jajku mieszkał Feniks – piękny, kolorowy ptak, który umie mówić, a na dodatek umie porozumieć się z dywanem.

I w tym miejscu zaczynają się fascynujące podróże. I jak to bywa z tą niesamowitą, niekonwencjonalną czwórką (piątką, jeśli wliczać Baranka) rodzeństwa, nic nie jest tak, jak miało być. Gdy ktoś wypowiada życzenie, ma przeważnie na myśli zupełnie co innego, niż dywan. Zaczyna się kołowrotek wycieczek, tarapatów, z których jednak zawsze znajduje się wyjście, dziwnych zbiegów okoliczności i komedii omyłek, z których cała czwórka, a nawet piątka, zawsze wychodzi obronną ręką. Jest nawet Piaskoludek, który, zdawałoby się, ukrył się w piaskach pierwszej części i śpi. A tu kolejny raz, a nawet dwa, udziela dzieciom swojej niebywałej mocy. Nic dziwnego, że Janka w końcu stwierdza: „Mam już dosyć tych wszystkich nadzwyczajnych zdarzeń; przynajmniej na jakiś czas. Czuję się tak, jakbyśmy w jednym tygodniu byli na trzech zabawach i jeszcze kilku podwieczorkach na dodatek. Chciałabym, żeby teraz wszystko było zwyczajne, bez żadnych niezwykłości.”. Bo przygody gonią się po tej książce, jedna łapie drugą za ogon i nie
puszcza, zazębiają się, przeplatają i czasem potrzeba od nich wytchnienia. Bo jest tu i tajemniczy skarb, i wyspa w ciepłych krajach, gdzie kucharka zostaje królową, i sto dziewięćdziesiąt dziewięć perskich kotów, i pożar teatru i niewidzialność.

Ale siłą tej książki, największą i niekwestionowaną, nie jest kolor upierzenia Feniksa, nie jest nawet szybkość, z jaką dywan pokonuje niewyobrażalne odległości. Siła tej książki są jej bohaterowie – zwykłe dzieci, takie jakimi mogą być czytelnicy tej książki. Zwykłe, ale w tej swojej zwykłości bardzo czarodziejskie. Takie, jakie chciałoby się spotykać na placu zabaw, jakie chciałoby się oglądać w szkolnych przedstawieniach, takie, jakie chciałoby się wychować.

d11cp5z

To dzieci uczuciowe, dla których najważniejsza jest rodzina – nie potrafią oszukiwać rodziców, a gdy w dłoń dostają bilet do każdego miejsca na świecie, którego nazwę potrafią wypowiedzieć, one chcą zobaczyć swojego najmłodszego braciszka Baranka, który odpoczywa z mamą nad morzem, całkiem niedaleko, a na dodatek nie ma go zaledwie od kilku dni. Bo tęsknią. Po prostu.

Darzę te dzieci nie tylko sympatią, ale nawet miłością, oddaniem, szacunkiem i podziwem. Nie są doskonałe. Bo czasem zdarza im się zniszczyć jedyną miskę do wyrabiania ciasta, jaką ma kucharka, albo wystrzelić fajerwerki w domowym zaciszu. I spalić dywan. Ale są szczere, prawdomówne, inteligentne, oczytane, zaradne.

Myślę, że w dużej mierze to, jakie mają charaktery, wynika z tego, jakich mają rodziców. To rodzice, którzy otaczają się nimi, lubią ich towarzystwo, potrafią wziąć całą piątkę naraz na kolana - które cudownie się wtedy rozmnażają - i czytać im wieczorem książki. Ale też obdarzają ich dużą dozą mądrego zaufania. Pozwalają im nosić zapałki, choć nakazane mają, by używać ich mądrze - to wystarcza. Niesamowite zdaje się również to, że potrafią sobie poradzić w każdej sytuacji – gdy dywan się podziurawi to kupują ceratę i podszywają. A gdy trzeba poruszyć zatrzaśnięty właz do komnaty pełnej skarbów to potrafią zrobić solidny marynarski węzeł.

Właśnie dlatego, jakby w nagrodę Antea może powiedzieć do brata: „Wiesz, czasem mi się wydaje, że my jesteśmy właśnie tacy, którym się różne rzeczy zdarzają.” To tak, jakby ich charaktery sprawiały, że cudowności kładą im się do stóp. W nagrodę za dobre sprawowanie.

d11cp5z

To książka magiczna, dla dzieci i dorosłych, którzy umieją otworzyć się na niezwykłe i przyjąć je na równi z kanapką z serem i kurzem pod łóżkiem. To książka dla tych, którzy umieją się zatracić w jej czytaniu i poczuć pod stopami falujący dywan. To książka dla tych, którzy mają umysły wypuszczone z klatek konwenansu, bo takie też są Antea, Janka oraz Cyryl i Robert. To są dzieci o niespotykanej, niezmierzonej wyobraźni. Jakie bowiem dziecko, w którego głowie jest puste pole, bawiłoby się w wulkan? A na dodatek wulkan, którego lawa to puch z poduszki?

d11cp5z
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11cp5z