Odważnym jest ten, kto próbuje się porwać się w fantastyce na zbudowanie powieści w świecie zbliżonym do kultury muzułmańskiej. Baśnie tysiąca i jednej nocy wyczerpują niemal możliwości oryginalnego fantazjowania, a Diuna Franka Herberta skutecznie zniechęca tych pisarzy, którzy kulturę pustyni starają się przenieść do science fiction. Krzysztof Piskorski jest człowiekiem młodym, jak na pisarza nawet zbyt młodym, a wiek ów z trudem akceptuje autorytety i strachu przed tradycją w nim nie ma. Debiutancki Wygnaniec, część pierwsza Opowieści Piasków, nie jest ani odrobinę porównywalny z wymienionymi przeze mnie arcydziełami, jednak całkiem zgrabnie adaptuje świat zbliżony do kultury islamu w fantasy.
Niewątpliwą zaletą powieści jest kreacja świata. Co ciekawe, nie znajdziemy tu wielostronnicowych opisów przyrody, miast i oaz, Piskorski sprytnie sugeruje, że wszystko odbywa się w scenerii żywcem wyjętej ze średniowiecza arabskiego, skupia się na różnicach – religia, acz do islamu podobna, jednak różni się istotnie, bliżej jej do szyityzmu, z tym, że imamowie (w powieści prorocy) żyją wśród ludu Ocalonej Krainy, a każdorazowa ich zmiana oznacza dość tajemnicze wniebowzięcie. Nowy prorok jest wybierany przez swoiste konklawe, choć oczywiście mocna jest wiara w ingerencję sił wyższych w elekcję. Życie i kulturę reguluje Księga, której literalne zalecenia są interpretowane bardziej liberalnie na początku powieści, jednak coraz surowiej w trakcie jej trwania (aluzje do groźby fundamentalizmu i talibizacji nad wyraz czytelne). Tło, kultura, pomysł, szczegóły, konstrukcja świata uzupełniona o mit przetrwania przywodzący na myśl wszystkie kultury budowane na syndromie oblężonych twierdz z ich fobiami i
nietolerancją Piskorski bardzo ładnie i zgrabnie skupia w jednym miejscu, dając okazję bohaterom do dramatycznych przeżyć.
I w tym miejscu autorowi, jednak debiutantowi, nie starczyło umiejętności, a może pomysłu. Bohater główny i zdecydowanie ciągnący powieść to Kashim Al’Shannagg, zdolny żołnierz należący do elitarnej jednostki Świętych Jeźdźców, pochodzi z podupadłej arystokracji, dzięki magii krwi ma spore i nie do końca odkryte umiejętności rozkazywanie geniuszom. Prowadzony jest z żelazną konsekwencją gracza w RPG, postaci nie do końca zwyczajnej, ale bez żadnego doświadczenia, która zdobywa „levele” poprzez wykonywanie misji i krwawe pojedynki. Kashim jest człowiekiem czynu, bez ustanku walczy, ucieka, podróżuje, spotyka się różnymi ludźmi i rozwiązuje zagadki, poznając prawdę o świecie, w którym żyje, a która to jest zamglona przez złożone interpretacje Księgi. Oczywiście gdzieś na horyzoncie przemyka „quest główny”, domyślamy się, że Kashim musi jeszcze przeżyć swoje, zebrać doświadczenie, aby móc z całą swą mocą wystąpić przeciwko nieznanemu przeciwnikowi. Szczytem erpegowych naleciałości jest drużyna Kashima,
złożona z komplementarnych wyrzutków – tu jednak autor się zorientował, że przesadził z byciem mistrzem gry miast pisarzem i miłościwie wątku się pozbył. Jako bohater Kashim jest postacią, której zarzucić można wiele, ale najbardziej to, że gdy w trakcie powieści odkrywana prawda o świecie zmienia jego nań ogląd, niewiele z tym czyni. No, może poza ucieczką. Jest dość drewniany, a głębszej psychologizacji, o którą aż się prosi, brak. Znacznie lepiej pod tym względem wypada plan drugi. Najlepszy jest Nahar Al’Iarnak, najbliższy przyjaciel Kashima, o wiele bardziej skomplikowana i ciekawa postać. Tak naprawdę on stawia czoło zmianom, które nastają za czasów nowego proroka i znosi je z wielkim trudem. Rozdarty pomiędzy miłością do kraju oraz wojskowego rzemiosła a nienawiścią wobec Czerwonych Turbanów i ich mocodawców jest dobrze skrojonym bohaterem tragicznym, którego potencjał można fabularnie wykorzystać.
Największą zaletę zostawiłem sobie na koniec. Krzysztof Piskorski ma rzadki dar zwany lekkim piórem, jego proza jest potoczysta, bez zgrzytów, kartki przekłada się szybko i z dużym zainteresowaniem. Rzemiosło ma opanowane bez zarzutu. Jeśli tylko kiedyś zechce bardziej skupić się na czymś bardziej rozbudowanym, niż „liniowe” prowadzenie bohatera, doda mu trochę duszy, życia i większej psychologicznej głębi oraz odetnie od manier charakterystycznych dla erpegowców może być pisarzem fantasy, o którym jeszcze nie raz usłyszymy. A czy Wygnańca czytać? Na urlopie na pewno, bo to znakomita i niewymagająca rozrywka.