Ewa B. świntuszy! I to w jakim stylu!
No tak, mili Państwo! Nie jest to żart polityczny, ani przedwczesny tudzież „powczesny” wybuch primaaprilisowej inwencji twórczej. Nasza ostoja poprawności literackiej, bogactwa psychologicznego tworzonych osobowości, Dama Polskiej Fantastyki tym razem zwyczajnie świntuszy! Rzuca się w, jakżeby inaczej, rozwarte, czekające ramiona czytelnika, jednak w nader permanentnie różowych szatkach. Gdzie trzeba - w obcisłych, niektórym zdać się mogą, aż nazbyt politycznie niepoprawnie wyciętych, i młodzieżowych. A wszystko obtoczone zostało w oparach slangu i choć fantastycznej wciąż tematyce, to jednak lekko zbliżającej się ku obyczajowo współczesnej.
Rzecz cała dzieje się w Selerbergu oraz okolicach, malowniczych krainach, gdzie wciąż jeszcze mieszkają królewny, które czekają na smoka, nie bacząc na pajęczyny tkane w ich włosach, gdzie pojawiają się dziwaczne stworzenia, spełniające każde życzenie, a aromat lekko zalatuje potterową atmosferką, choć wyraźnie sparodiowaną. Tutaj przyszły na świat bliźnięta, dziedzice rzeczonego Selerbergu, zamku, w którym co chwila coś stuknie, puknie, pokryje się różową mgiełką... gdzie wszystko jest możliwe, poza zmianą rodziców, choć podobne manipulacje są dostępne w pakiecie. One sprawiają, że dzieci dostają się do szkoły, nie dość że koedukacyjnej, to dodatkowo dość postępowej. Tutaj mogą odkryć nie tylko swoje „mocne strony”, lecz także zgłębić tajniki życia erotycznego, tudzież nawet do końca zapoznać się z odcieniem swej seksualności. Ale nie tylko to. Jako że pomysłów rodzicom nie brakuje, natknąć się mogą na dość „normalne” dla ich świata kłody, jak nagłe zaręczyny, czy też zapoznać się z siłami magii. I choć
do końca nie wiadomo, kto tak naprawdę zostanie dziedzicem Selerbergu, nie ma to znaczenia, gdyż w temacie jest młodość, miłość i... przetrwanie! Bo przecież wszędzie czają się nietypowe stwory. Oraz typowe, jak smoki, które wykazują dziwne przystosowanie...
Ewa Białołęcka zaskakuje nie tylko od pierwszych stron, lecz już od może odrobinę kiczowatej okładki, jednakże adekwatnej do zawartości tomu, na którą składają się powiązane ze sobą opowiadania o podobnych do siebie nad wyraz, „vonbliźniętach”, ale nie tylko. On, przystojny i niepewny, ona nazbyt silna i męska. Osobno intrygujący, razem są nie do pokonania. Nic dziwnego, iż zainteresują się nimi, nie zawsze pozytywnie, nie tylko rówieśnicy szkolnej udręki, ale nawet same piekielne moce. Przejdą nie tylko wzloty i upadki sercowe, co całkowitą przemianę. Bo jak się okazuje „księżniczka” nie tylko nie musi być piękna, lecz może być nazbyt silna i odziana w rękawice bokserskie, a „książę”, wcale nie trzyma się reguł erotyki i flirtu i, z dziwnym błyskiem w oku, spogląda na pewnego... Ale nie uprzedzajmy faktów, bo zawartość jest o wiele bogatsza, nie skupia się wyłącznie na tej dwójce bohaterów.
Autorce udało się nie tylko zawiązać intrygującą fabułę, stworzyć ponownie jakże odmienne od poprzednich osobowości, lecz przede wszystkim ofiarować czytelnikom coś naprawdę lekkiego oraz odmiennego, w sam raz na lato. Choć na całą tę porę roku na pewno nie wystarczy, bo książkę niestety połyka się za jednym zamachem. Perypetie wyśmiewanej księżniczki oraz adorowanego księcia, przypaść mogą do gustu zarówno ortodoksyjnym „wyznawcom” fantasy, jak i „potteromaniakom”, bo podobieństw, prawdopodobnie aż nazbyt zamierzonych, w tej powieści wiele. A gdy jeszcze pod całą lekkością fabuły, odkryjecie pewne prawdy dotyczące związków, dojrzewania i piękna odmienności – cóż, cel autorki, prawdopodobnie wypełniony! Tylko co minister Giertych na to? Oj nie wiem... Bo może to nie jest wiekopomne dzieło, ale napisać dobry utwór prześmiewczy jest wielką sztuką!