Skargi na wstrząsające zdjęcia z Ukrainy. Widzowie nie wytrzymują
Dylemat fotografów, redaktorów i fotoedytorów: jak bez emocji pokazywać rosyjskie zbrodnie w Ukrainie? - Trzeba zachować delikatność i szacunek dla ofiar, ale te zdjęcia pokazywać - mówi fotograf Maksymilian Rigamonti.
Rzeczniczka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Teresa Brykczyńska poinformowała, że widzowie ślą do KRRiT skargi dotyczące wszystkich największych wydawców telewizyjnych w Polsce. Skarżą się na zbyt drastyczne obrazy wojny. Chodzi m.in. o pokazywanie ciał zamordowanych Ukraińców i masowe groby.
Polityka WP jest w tej sprawie jasna. Michał Gąsior, odpowiedzialny za nadzorowanie linii programowej WP, tłumaczy: - Wykorzystujemy zdjęcia drastyczne w szczególnych przypadkach, jeśli mają walor "reporterski". Jednak nie po to, by epatować przemocą, ale by zwrócić uwagę na zbrodnie Rosjan. W przypadku użycia takich zdjęć dajemy tekst z oznaczeniem "18+", czyli tylko dla dorosłych (tak jest też w przypadku tego tekstu - przyp. red.).
Zobacz też: Makabryczne wideo z Buczy. "Zastrzelili ją bez wyraźnego powodu"
TVN24 często stosuje specjalną technikę, która pozwala uniknąć tzw. bluru, czyli rozmazywania obrazu. Marcin Gutowski, reporter TVN24, tłumaczy dlaczego w przygotowywanych przez siebie materiałach stosuje taki zabieg:
- Są obrazy, które nie nadają się do pokazania przed godz. 22. W internecie można dać walla, taką zaporę z informacją, że to jest materiał tylko dla dorosłych. W telewizji nie ma takiej opcji. A przecież chcemy tę wojnę pokazać. Więc musieliśmy znaleźć złoty środek. Zastosowaliśmy zabieg takiej "maski graficznej", która zasłania dosłowność obrazu, ale nie odczłowiecza ofiar. Myślę, że nam się udało: pokazujemy człowieka, a jednocześnie nie pokazujemy tego, czego niepowołane oczy nie powinny oglądać.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Rafał Wojczal to niezależny fotograf, który w 2017 roku był w Iraku, a później fotografował m.in. walki uliczne na Białorusi. Jego podejście?
- Uważam, że w przypadku masakry w Buczy pokazywanie drastycznych zdjęć ma sens i jest zasadne, żeby zadziałać szokiem i poruszyć sumienia czytelników – mówi Wojczal. – Z drugiej strony pokazywanie trupów na co dzień to rodzaj reporterskiej pornografii rodem z tabloidów. Pokazując trupy codziennie, wprowadzilibyśmy czytelników w rutynę i nie reagowaliby na obrazki takie jak w Buczy.
- Inna sprawa, że takie obrazki to jest gra na emocjach – dodaje Wojczal. - Niektórzy ludzie po zobaczeniu czegoś takiego najchętniej zrzuciliby bomby na Rosję.
Fotograf Maksymilian Rigamonti pracował w czasie wojny w Afganistanie (pięć razy), a niedawno był w Kijowie.
Jego zdaniem fotograf musi przede wszystkim pamiętać o Konwencjach genewskich o ochronie ofiar wojny: - Zakazują one zbliżeń na twarz trupa czy osoby ciężko rannej. Zakazane są wszystkie kadry, które mogą zidentyfikować ofiarę. To nas zobowiązuje.
- Ale to, co się wydarzyło po 24 lutego, zwłaszcza w Buczy, Mariupolu i innych miastach, zmienia postrzeganie naszej rzeczywistości, bo wydawało nam się, że takich obrazów nie zobaczymy już w Europie – dodaje Rigamonti. – Te obrazy, kadry i zdjęcia mogą ostrzegać świat i zapobiegać tego typu zbrodniom w przyszłości. Gdybym ja był redaktorem naczelnym danej stacji czy portalu, to bym tych obrazów nie zamazywał. Nie pokazywałbym na pewno twarzy i zbliżeń dzieci. Ale resztę już tak.
Tak naprawdę, jak wyjaśnia Rigamonti, takie decyzje trzeba podejmować każdorazowo od nowa.
- To są trudne decyzje, bo trzeba być delikatnym, ale te zdjęcia trzeba pokazywać. Decyzje trzeba podejmować co do konkretnego zdjęcia. Najlepiej pracować na konkrecie, na każdym indywidulanym zdjęciu osobno, każdemu kadrowi przyjrzeć się oddzielnie i wtedy decydować.
Fotograf wojenny Jędrzej Nowicki powiedział w "Gazecie Wyborczej": - Obowiązkiem redakcji jest chłodna ocena tego, co można pokazać. Fotografowie też podlegają emocjom, znacznie silniejszym niż ludzie, którzy później te materiały przeglądają. Na redaktorach spoczywa więc duża odpowiedzialność. Nadrzędną wartością jest szacunek dla ludzi.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski nie powstrzymuje się od publikacji drastycznych zdjęć i filmów na swoich profilach w mediach społecznościowych. Odtwarza takie filmy także w swoich wirtualnych wystąpieniach, np. do Kongresu USA. Robi to, by uzmysłowić światu, jak nieludzka jest ofensywa Rosjan i jak wielki jest ogrom zniszczeń i strat wśród ludności cywilnej.
Tymczasem Rosjanie także pokazują w swoich prokremlowskich mediach zdjęcia zabitych cywilów. Jednak każdorazowo piszą, że nie ma żadnych dowodów, że zrobili to Rosjanie i że jest to prowokacja Kijowa, a zabici są rzekomo ofiarami "ukraińskich nazistów i nacjonalistów".
Jednak eksperci badający, jak działa putinowska machina propagandowa, wielokrotnie ostrzegali, aby nie wierzyć rosyjskiej wersji wydarzeń i podchodzić ze sceptycyzmem do publikowanych przez Rosjan zdjęć, filmów czy zeznań rzekomych ofiar.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski