Nie wiem, dlaczego zapamiętałam wywiad z Etgarem Keretem, który przed paroma miesiącami przeczytałam w jednym z tygodników. Może dlatego, że spodobało mi się wydrukowane wraz z wywiadem opowiadanie o kocie? A może dlatego, że wcale nie sprawiał wrażenia klasyka, którego w rodzinnym Izraelu nazywają ambasadorem kultury, a prozę umieszczają w szkolnych antologiach? O swoim pisarstwie, kraju, rodzicach i rodzeństwie opowiadał jak stary znajomy zaproszony na kawę, a na zdjęciu wyglądał jak absolwent Hogwartu. Po tomik jego opowiadań Osiem procent z niczego sięgnęłam jednak dopiero teraz. Etgara Kereta porównywano już do Viana, Topora, Cortazara. Dla mnie jego proza nie jest grą intelektualną ani literackim teatrem podświadomości. Odwołuje się wprost do naszych uczuć, przemawia językiem wspomnień i snów.
Realizm codzienności, drobnego szczegółu, języka. I nagle – wejście w sen. Sen też jest kameralny, bez fajerwerków rozszalałej wyobraźni, ale uwalnia z podświadomości czytelnika dawno niesłyszane, dawno niemyślane słowa. Keret z wrażliwością poety i dziecka, językiem ulicy mówi o miłosierdziu i umieraniu, o synowskiej miłości i męskiej przyjaźni, o wierności sobie i drugiemu człowiekowi, o samotności. W swoich krótkich (czasem króciutkich) opowiadaniach Keret kilkoma pociągnięciami pióra rysuje wiarygodny portret bohatera. Przedszkolaka, licealisty, brata, syna, kumpla z podwórka, kolegi z wojska. Zakochanego Holendra, zdradzanej żony, samotnego bilardzisty. Kota, zrzuconego z mostu psa, ryby w depresji. Przesadziłam? Wcale nie. Sprawdźcie sami. Przeczytajcie „Ładną parę”. Okazuje się, że można opisać scenę erotyczną bez fizjologicznej dosłowności i bez kiczowatej egzaltacji. I bez motylków w brzuchu (mam alergię na motylki w brzuchu). Przeczytajcie „Odkuppienie” – można napisać o umieraniu tak subtelną
kreską, że cień śmierci zaledwie przesunie się nad klawiaturą komputera. Przeczytajcie „Jeden pocałunek w usta w Mombasie” i pomyślcie o tym, czym jest prawdziwa bliskość. I czym nie jest. Ech, wzruszyłam się...
A zatem, jak powiedział Tadeusz Różewicz, „nie wstydźcie się łez”. I jeszcze „obserwujcie z uśmiechem psy, kwiaty, nosorożce i lokomotywy”. I czytajcie Kereta. Głęboki ukłon w stronę Agnieszki Maciejowskiej, tłumaczki obdarzonej niesamowitym słuchem językowym.