“Kasia Miller z Warszawy
uznawszy, że sekts to temat arcyciekawy,
opowiadania napisała
Słone ciasteczka je nazwała
by z wypiekami czytał każdy, kto chce,
dla zabawy”
Takim oto limerykiem wydawnictwo zaprasza do lektury zbioru dziesięciu opowiadań o zabarwieniu mocno erotycznym. Słone ciasteczka autorstwa Katarzyny Miller to historie różnych pragnień i fantazji. Oprócz prozy książka zawiera także wiersze i wierszyki (limeryki właśnie). Poszczególne części zbioru różnią się od siebie nie tylko formą, ale i poziomem, więc zdaje się, że mogę zróżnicować również opinie na ich temat.
Opowiadania. Proza autorstwa pani Miller zupełnie mnie nie przekonuje. Teskty opublikowane w zbiorze bywają dość toprne i siermiężne. Nie trafia też do mnie ich dosłowność. Pisarka wprost informuje nas czy dana osoba jest szczęśliwa czy nieszczęśliwa (na przykład). Myślę, że większość czytelników woli dojść do tego typu konkluzji samodzielnie; na podstawie własnych wniosków i obserwacji. Wyjątkiem, który obronił się przed jednoznacznością jest opowiadanie „I kocham Cię, Ewa”. Tutaj Miller całkowicie zrezygnowała z narracji i opisała swojego bohatera wyłącznie na podstawie listów związanych z nim kobiet – pierwszej żony, drugiej żony, trzeciej żony, córki, kochanki, przyjaciółki i sąsiadki. Ostatecznie tekst jest nad wyraz prawdziwy. I nad wyraz dobry.
Kolejną częścią zbioru są limeryki. Dowcipne, błyskotliwe, inteligentne. Dotychczas wychodziłam z założenia, że jedyną polską poetką odnajdującą się w tej formie była Wisława Szymborska . Nie zamierzam naturalnie porównywać Miller do Szymborskiej , bo porównanie takie na pewno nie byłoby na miejscu. Myślę jednak, że limeryki ze Słonych ciasteczek ocierają się o doskonałość. Są wyjątkowo kształtne i zgrabne. I erotyczne.
„Pewna figlarka z miasta Łodzi
udawała, że nie wie, o co chodzi
jeden pan jej powiedział
bowiem sam sporo wiedział
i teraz sama z tym panem chodzi”
Dużo mniej seksu w pozostałych wierszach opublikowanych w zbiorze. Zmysłowość ustępuje tu miejsca emocjom, uczuciom... a wręcz miłości. A miłość w wierszach Miller bywa zwyczajnie smutna. Z drugiej strony niejednokrotnie miałam wrażenie, że jest to smutek świadomy, przemyślany, mądry; nawet szczęśliwy.
(...) lecz to zapomnienie w Twoich objęciach
dało ukojenie
dziękuję Ci za nie
I Ty je zabierz
ode mnie
w podzięce
To będzie nasze
zawsze
i nic więcej.”
W jednym z opowiadań opublikowanym w Słonych ciasteczkach mężczyzna prosi kobietę, żeby się na niego zgodziła. „Zgódź się na mnie”. Osobiście zgadzam się na pisarstwo pani Miller. Na prozę z pewną rezerwą i dystansem. Na poezję w pełni, głośnym i wyraźnym „tak!”.