Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:00

Epopeja o nieangielskich Anglikach

Epopeja o nieangielskich AnglikachŹródło: Inne
d2ehif7
d2ehif7

Nieschodząca z list bestsellerów przez wiele tygodni ubiegłego roku książka jest epickim studium obyczajowo-psychologicznym środowiska brytyjskich imigrantów. Na blisko pięciuset stronach mamy okazję prześledzić przebieg ich asymilacji w kulturowo obcym, lecz dającym możliwość godziwego życia, środowisku. Poprzez pryzmat doświadczeń dwóch pokoleń (a właściwie trzech – bowiem dwaj główni bohaterowie, weterani II wojny światowej, poślubiają kobiety o ćwierć wieku młodsze i w konsekwencji mają dzieci, które mogłyby być ich wnukami) obserwujemy przemiany w ich obyczajowości, odkrywanie lub zatracanie własnej tożsamości etnicznej i religijnej.

Niewydarzony i odrzucony przez współplemieńców Anglik, ożeniony z czarnoskórą Jamajką; małżeństwo Bengalczyków, których jeden syn z pospolitego chuligana przeistacza się w islamskiego fundamentalistę, drugi zaś – chociaż wysłany na kilkanaście lat do ojczyzny dla „odświeżenia tradycji” – staje się zeuropeizowanym naukowcem; nawiedzony genetyk pochodzenia żydowskiego, pracujący nad stworzeniem transgenicznej myszy; wszyscy oni, na równi ze swymi krewnymi i znajomymi, tworzą ogromnie barwną panoramę ludzkich charakterów, interesującą nawet z pominięciem kulturowych uwarunkowań. Zupełny brak statycznego klimatu, jakiego nie sposób nie wyczuć w tradycyjnej literaturze angielskiej, stanowi ważne świadectwo zmian, zachodzących pod wpływem przekształcania się społeczności monolitycznych w wielokulturowe.

Nie brak w powieści i delikatnej kpiny z ugrupowań religijnych czy politycznych o niestandardowych poglądach (świadków Jehowy, z takim zapamiętaniem przygotowujących się do nastania końca świata, że ledwie pamiętających o życiu codziennym, fanatycznych ekologów zrzeszonych w Lidze Ocalenia Ssaków, islamistów jednoczących swe szeregi pod sztandarem organizacji o uroczym skrócie SROM).

Pierwsze trzysta stron czyta się istotnie – jak zapowiada anons na rewersie okładki – prawie jednym tchem, jednak później akcja traci tempo i zwartość, tak że do końca dociąga się z niejakim trudem, przedzierając się przez przydługie monologi działaczy islamistycznych i wynurzenia twórców „cudu genetycznego”. Stara to prawda, że objętość niekoniecznie jest wyznacznikiem jakości. Tym bardziej więc to, co udawało się, powiedzmy, Sienkiewiczowi czy Galsworthy’emu, czyli przykucie uwagi czytelnika od pierwszej do ostatniej strony opasłego tomu, nie musiało się udać debiutantce. Biorąc jednak pod uwagę pozostałe zalety powieści, warto ją przeczytać, nieczęsto bowiem mamy do czynienia z tak dużą porcją wiedzy o ludziach spoza naszego kręgu kulturowego i o ich poszukiwaniach swojego miejsca wśród Europejczyków.

d2ehif7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ehif7