Tory stanowią najważniejszą granicę. Dzielą świat na dwie oddzielne części, które niewiele mają ze sobą wspólnego, oprócz wzajemnej niechęci. Z jednej strony leży Miasto: o ukształtowanych przez długie lata tradycjach, pewne swej wartości, zamieszkane przez ludzi, którzy znają swoje korzenie. Z drugiej strony torów zaś – Zatorze Fabryczne: ponure, rozsypujące się blokowisko, powstałe w czasach zwycięskiego marszu socjalistycznej industrializacji. Powstało jako noclegownia dla napływowych robotników fabryki lokomotyw. Fabryki już nie ma, ale osiedle pozostało wraz z zamieszkującymi je ludźmi, żyjącymi bez pracy, bez perspektyw i bez celu. W tych współczesnych slumsach egzystują wszyscy ci, którym nie udało się wyrwać z marazmu i biedy. Im wstęp do Miasta jest wzbroniony. Ale oni najczęściej się z tym odrzuceniem pogodzili i sami też odrzucają wszystko, co pochodzi z Miasta. I są nawet dumni z miejsca, w którym mieszkają. Bo, żeby tu przeżyć, trzeba być twardym. A kiedy wszystko wokół się rozpada, trzeba
zacisnąć zęby i być jeszcze twardszym. Na przekór wiedzionej tu egzystencji, osiedle nazywane jest Rajem.
Centrum handlowym i towarzyskim Raju stał się hipermarket „Imperator”. Tu zawsze dzieje się coś ciekawego, przynajmniej w porównaniu z szarą, beznadziejną monotonią, w której pogrążona jest cała dzielnica. Nic więc dziwnego, że także seryjny morderca wybiera hipermarket jako miejsce swego działania. Jego pierwsza zbrodnia pozostaje niezauważona, muszą więc być dokonane kolejne, bardziej spektakularne i przemawiające do wyobraźni. Za rozwiązanie zagadki tych zbrodni bierze się „swój chłopak” – komendant posterunku policji Jacek Lipski, zwany przez tutejszych Dżeku. Pomaga mu, początkowo wbrew jego woli, praktykantka – studentka psychologii Ewelina Roszko. Jej główną wadą jest jednak to, że pochodzi z Miasta. Ale tylko przełamanie barier dzielących tych dwoje może zaowocować powodzeniem prowadzonego śledztwa.
Granice Raju to współczesny kryminał z zacięciem społecznym. Obrazowanie przez autorkę upadku mieszkańców blokowiska nacechowane jest sporą dozą zrozumienia. W dużej mierze to nie ich wina, że są jacy są; to wynik wpływu dawnego ustroju. A nowa Polska, symbolizowana tutaj przez Miasto, odwróciła się od nich i o nich zapomniała. Muszą sobie radzić sami, a tego nie mieli szansy się nigdy nauczyć. Aż dziwne, że na posterunku został tutaj zgorzkniały idealista Lipski. Zwyciężyła w nim jednak lojalność wobec miejsca i ludzi. Oraz chęć zrobienia czegoś dla wszystkich zmuszonych do życia w Raju, któremu do prawdziwego raju jest bardzo daleko. Osiedle i jego mieszkańcy ukazani są w powieści w krzywym – i bardzo ciemnym – zwierciadle. Podobnie, jak hipermaket – stanowiący symbol nie tylko współczesnego handlu, ale także degeneracji stosunków międzyludzkich i sprowadzenia ich wyłącznie do relacji handlowych. W hipermarkecie ludzie żyją i tutaj umierają. Zaś ci, którzy pozostali przy życiu nadal bezrefleksyjnie
uczestniczą w kiczowatym i fałszywym przedstawieniu, któremu na imię „dziś promocja!”. Język powieści, szczególnie używany przez mieszkańców Raju, jest wielce niecenzuralny, a jego powszechna wulgarność bliska jest temu, co często możemy usłyszeć na ulicach. Jest on drapieżny tak, jak drapieżne są stosunki społeczne w Raju, które doprowadzają ludzi do rozpaczy i odbierają nadzieję. A niektórych popychają do zbrodni. Pozostaje się cieszyć, że nie wszyscy mieszkamy w takim Raju.