Współczesna fizyka wpycha się w normalne życie wszelkimi możliwymi szczelinami w rzeczywistości. Pełno jej w gazetach. Sporo w telewizji. Mnóstwo w literaturze. Także dla najmłodszych. Oczywiście, to tylko żart. Pojawiają się bowiem w tej książce dla nastolatków elementy fizyki, ale tylko elementy i to głównie w postaci atrakcyjnie brzmiących haseł. Światy równoległe. Portale między nimi. Brzmi całkiem nieźle.
„Pomiędzy kolumnami obok ołtarza już ustanowiono portal, dla postronnych wyglądający jak słup błękitnego płomienia. (...) Jednak były to tylko pozory - te płomienie nie były realne. Jeśli w ogóle istniały - a tego filozofowie bynajmniej nie byli pewni - znajdowały się pomiędzy światami.”
Zawsze zadziwia mnie niezbyt naturalne (przynajmniej dla mnie) połączenie takich składników jak zaawansowana fizyka, magia, społeczeństwa w bardzo wczesnym stadium rozwoju (formy feudalizmu itd.) i niedorozwinięta technika. Wymieszane łyżką zdolności w kotle fantazji autora. Fakt, może to być smaczne jak tygodniowy bigos, gdy podejdziemy do garnka z odpowiedniej strony i z odpowiednim nastawieniem. Jeśli bowiem książkę potraktować jako czystą rozrywkę - wszystko gra. Jeśli będziemy szukać jakiejś głębszej wiedzy czy mądrości... może z tym być problem. Mamy tu światy pomiędzy którymi można się przemieszczać, nie wszyscy i nie w dowolnej chwili, co to to nie. Świat nam współczesny i krainę Duszków rządzoną przez Purpurowego Cesarza. No i byłbym zapomniał, świat demonów, w książce kojarzony z popularnym Piekłem. Im więcej światów tym oczywiście więcej problemów. A jeśli między Rzeczywistościami można się przemieszczać to ilość problemów szybko rośnie zgodnie z jakimś tajemniczym prawem.
"Pyrgus twierdzi, że za porwaniami ludzi przez UFO z pewnością stoją Duszki Nocy."
W zwykłym świecie żyje nastolatek Henry Atherton, którego rodzina przeżywa poważny kryzys. Jego pełni wątpliwości i poszukiwań rodzice i siostra Aisling. Pan Fogarty - dziwaczny staruszek, na swój sposób sympatyczny, zwolennik różnorakich teorii spiskowych, może i stuknięty, ale nie głupi. W Krainie Duszków barwnych postaci jest o wiele więcej. Cesarz i jego syn Pyrgus, Jego Wysokość książę, następca tronu. Jego brat oraz siostra Holly Blue. Szlachetnie urodzony Duszek Nocy lord Hairstreak, panowie Chalkhill i Brimstone (właściciele fabryki sławnego kleju), prawnicy Glanville i Grayling. Demony - mniejsze i większe, słabsze i silniejsze, z najciekawszym z nich zwanym Belethem. Postacie są barwne, niektóre demoniczne, pełne wigoru, pobudzające wyobraźnię choć trochę przerysowane. Akcja rozwija się dynamicznie i wciąga choć nie w każdym momencie. Nie stroniąc od scen przemocy i okrucieństwa. Mam takie dziwne wrażenie, że coraz większa część literatury dziecięco-młodzieżowej przedstawia problemy świata
dorosłych, tylko opisywane prostszym językiem i z użyciem innej symboliki.
W poszukiwaniu akcji, atrakcyjnej fabuły pisarze sięgają po środki i pomysły z literatury dla dorosłych. I to niekoniecznie tej najlepszej. Niepokoi mnie przyzwyczajanie do przemocy, jej wszechobecność. Jak głosi stara ludowa mądrość: czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. To co czytamy, widzimy i o czym myślimy, zostawia na psychice trwałe ślady, coś w rodzaju kawowego osadu na zębach. Szczególnie wtedy, gdy wywołuje silne emocje. Niestety w sklepach nie ma jeszcze cudownie skutecznej pasty na szybkie wymazywanie z umysłu różnych negatywnych przeżyć i obrazów, choć przemysł już nad tym pracuje. Są tylko środki na chwilowe zapomnienie.
W tej bajce ni to dla dzieci, ni to dla dorosłych jest mnóstwo problemów współczesnego świata. W myśl zasady: dlaczego inni (tu: nastolatki) mają mieć lżej. Rozpadające się rodziny, tu z powodu (sic!) homoseksualnego związku matki Henry'ego z sekretarką jego ojca. Prawnicy-cwaniacy manipulujący umowami, i z każdej sytuacji wyciągający dla siebie jak najwięcej korzyści. Psychopatyczne, a może tylko mocno pokrzywione osobowości jak panowie Brimstone, Chalkhill, lord Hairstreak. A na deser: agencje rządowe, reperkusje polityczne, wywiad i szpiegostwo. Ciekawostką w powieści są też pojedynczo na szczęście występujące ozdobniki słowne dosyć popularne w języku młodzieżowym: olać pociąg (słowa ojca Henry'ego), jest wporzo, przygłup. Wydaje mi się, że warto po prostu żeby rodzice czytali książki po które sięgają ich latorośle i sami oceniali czy są dla nich odpowiednie (choć wiem, że może to kosztować sporo wysiłku). Czy treść, wzorce zachowań które przedstawiają są tym co chcą przekazać swoim pociechom.
Książkę, jako dorosły, odebrałem z mieszanymi uczuciami. Gdyby pozbawić ją paru niezbyt sensownych wątków, byłaby z pewnością lepsza i bardziej spójna. O wiele ciekawszy jest tu świat Duszków niż ludzi. Bez szkody dla książki można usunąć wątki homoseksualne i specyficzne problemy rodzinne Henry'ego, które nie mają związku z głównym tematem i wydają się dołączoną trochę na siłę manifestacją „postępowości” autora. Sporo jest humoru i "złotych" myśli, których część nie jest skierowana do nastolatków (siostra Henry'ego tłumaczy lesbijskie zainteresowania mamy jej wczesną menopauzą). Książka dowodzi po raz kolejny, że nie jest łatwo pisać sensownie dla ludzi młodych. O wiele prościej, bez ograniczeń fabuły i warstwy językowej, pisze się dla dorosłych. Co nie znaczy, że z takiego pisania powstaje coś wartego lektury, o czym świadczą kilogramy "ciekawych" książek zalegające półki magazynów.