Alfred Hitchcock twierdził, że dobry film powinien się zaczynać trzęsieniem ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo rosnąć. Zgodnie z tą regułą prowadzi narrację autor Uśpionego archiwum. Systematycznie dawkuje nam wiedzę o opisywanym świecie, jego naturze, historii i teraźniejszości. Dzięki temu stopniowo poszerzają się nasze horyzonty i możliwości rozumienia. Aczkolwiek na wstępie zamiast z trzęsieniem ziemi, mamy do czynienia z... opłakanymi skutkami popijawy. Doświadcza ich funkcjonariusz Thomas Farquahart, młody stróż prawa w niewielkiej osadzie o swojskiej nazwie New Cheshire. Zaraz potem nieoczekiwanie znika jego przełożony, arcykonstabl Gerhard von Klosky. Poszukiwania kończą się strzelaniną, z której obaj strażnicy wychodzą na szczęście bez szwanku. To pierwsze takie wydarzenie w spokojnym dotychczas życiu Thomasa. Ale sprowadza ono lawinę kolejnych, za którymi sam bohater przestaje nadążać.
Mieszkańcy New Cheshire korzystają z urządzeń przyszłościowej technologii. Na porządku dziennym są miotacze plazmy i neuralne wszczepy. Od początku więc wiemy, że czytamy powieść science fiction, ale dopiero z czasem jawi nam się w całej okazałości na wskroś oryginalna wizja Podrzuckiego. Osada, w której rozpoczyna się akcja, położona jest bowiem na... drzewie. A raczej na Drzewie, gigantycznej, rozrośniętej na setki kilometrów żywej nanostrukturze. W różnych jej częściach, izolowane od siebie, żyją zróżnicowane ludzkie społeczności. Thomas Farquahart zna je tylko z opowiadań. Do tej pory nie ruszał się bowiem ze swojego „segmentu”. Wspomniane wyżej wydarzenia wyrywają go z ustabilizowanego toru życia i rzucają w wir coraz bardziej niesamowitych przygód. A katalizatorem tego ciągu wydarzeń jest Gerhard von Klosky, który okazuje się tajnym agentem tajemniczego Ruchu na Rzecz Odnowy. Pierwszym wyzwaniem, z którym obaj muszą się zmierzyć, są fanatyczni wyznawcy Kościoła Ostatecznego Rozgrzeszenia z niejakim
Ramirezem na czele. Kolejne sensacyjne intrygi splatają ze sobą się na różnych poziomach – od zaściankowego począwszy, na ogólnoświatowym skończywszy.
Razem z Thomasem poznajemy kolejne warstwy i tajemnice świata, w którym przyszło mu żyć. Z czasem okazuje się, że nic nie jest tym, czym się na początku wydawało. Aż w końcu tytułowe archiwum staje się źródłem wiedzy o początkach takiego kształtu świata, powstaniu Drzew i walce ludzkości o przetrwanie. Okazuje się, że Drzewa są produktem wyrafinowanej nanotechnologii, która z premedytacją została użyta w celu zniszczenia ludzkości. Jednak ludzie, którym udało się przetrwać katastrofalny rozrost Drzew, przystosowali się do życia w ich wnętrzu. Przez nich Drzewa traktowane są jako zbawienny dar.
Niezależnie od pełnej napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji, z powieści możemy odczytać ostrzeżenie przed niekontrolowanym eksperymentami naukowymi. A także brakiem etycznych ograniczeń w działalności naukowców. To ostrzeżenie bardzo charakterystyczne dla klasycznej science fiction, pisywanej zresztą zwykle przez różnego autoramentu naukowców. Podrzucki dołącza do tego elitarnego grona: z zawodu jest bowiem doktorem nauk medycznych i zajmuje się badaniami w zakresie genetyki molekularnej.