"Nie trza nam współczucia w tym domu. Jest zbudowany na smutku. Smutne życie, smutni ludzie, żałość zesłana od Boga i taki straszny frasunek, że człowiek sam się prosi o śmierć" - mówi do głównej bohaterki W ciemność Cormaca McCarthy'ego goszczący ją gospodarz. I ma rację - światy opisywane przez autora * Krwawego południka* nigdy nie są ładne. Dobro zawsze przegrywa, zło triumfuje. Ludzie nie zasłużyli sobie na szczęście są bowiem przepełnionymi żółcią potwornymi stworzeniami żywcem wyjętymi z opowieści grozy. Kanibalami (* Droga), gwałcicielami ( Krwawy południk), kazirodcami (W ciemność), mordercami ( To nie jest kraj dla starych ludzi), nekrofilami
( Dziecię boże). Świat, w którym żyją nie może więc być inny. Dlatego nawet w nowonarodzonym dziecku nie ma nic pięknego i pozostawione w lesie na śmierć "wykrzykuje swoją nienawiść do odrażającego świata".*
W ciemność to prosta historii żyjącego w kazirodczym związku rodzeństwa. Dziewczyna, Rhinty, rodzi dziecko. Jej brat, Holme, zabiera je i pozostawia w lesie. Ale pchana instynktem macierzyńskim Rhinty ucieka z domu i, czując, że synek żyje, rusza drogą na jego poszukiwanie. W ślad za nią rusza Holme.
McCarthy długo zwodzi czytelnika. Sugeruje, że istnieje jakaś sprawiedliwość. Rhinty podróżuje w "łachmanach, bez butów, uniżona i na wpół obłąkana, lecz spowija ją niemal widoczna gołym okiem, otoczka przyzwoitości", do nieba uśmiecha się "uśmiechem słodkim i beztroskim niczym uśmiech dziecka". I przez jakiś czas świat uśmiecha się także do niej. Choć bratu powtarza, że nie ma na świecie nikogo, kto by nie był dla niej obcy, to na swej drodze spotyka życzliwe osoby. Dostaje jedzenie, ma gdzie nocować, pomaga jej lekarz, przygarnia rodzina.
Poszukującego ją brata nie spotyka za to nic dobrego. Holme zaczyna swą wędrówkę od kradzieży, a później już wciąż ucieka, ścigany przez trzech morderców, przedziwnych osobników, którzy nie chcą go zabić, ale wciąż uprzykrzają mu życie. Jakby byli wysłannikami jakiejś mrocznej siły, mszczącej się na nim za to, że porzucił syna. Ci trzej to iście przerażające indywidua, znamy ten rodzaj z innych powieści McCarthy'ego, zwłaszcza z * Krwawego południka* i * Dziecięcia bożego*. Przesiadujący w nocy przy ognisku okrutnicy bez imion, zadający cierpienie od niechcenia, bez żadnego powodu. "Są rzeczy, którym lepiej nie nadawać nazw" opisuje swój gatunek jeden z nich.
Ale ostatecznie okazuje się, że ta iluzja sprawiedliwości jest właśnie iluzją. Rinthy nie otrzymuje nagrody, nie znajduje syna. Bo świat w powieściach McCarthy'ego rządzi się prawem silniejszego, niewinna dziewczyna może w nim liczyć na łaskę, ale nie na szczęście. Chłopca, na oczach ojca, mordują prześladujący go mężczyźni. "Nigdy żeś nic nie wykombinował, nic nie miał i zawsześ był niczym" - słyszy Holme chwilkę wcześniej, a później bezradnie patrzy jak dziecku podrzynają gardło.
Może się wydawać, że to kolejna taka sama powieść Cormaca McCarthy'ego. I tak jest. "W ciemność" niewiele się różni od * Krwawego południka, * Dziecięcia bożego czy * Drogi. Najbliższy jest zresztą tej ostatniej, zwłaszcza w gloryfikowaniu rodzicielskiej miłości - z tym tylko, że w * Drodze ojciec chłopca zasłużył choć na ponury happy end, Rhinty nie dostaje nawet tego. Ale ta zbieżność nie zmienia faktu, że to książka wyśmienita, którą czyta się z zapartym tchem. Napisana pięknym, poetyckim językiem.* I choć McCarthy ewidentnie się powtarza, to chciałoby się, by więcej było takich monotematycznych pisarzy.*