Akcja komiksu "Dorwać Jiro!" rozgrywa się w przyszłości. Nie tak całkiem niedalekiej, biorąc pod uwagę scenerię przedstawionych zdarzeń. Miejscem akcji jest Los Angeles, które podzielone zostało na krąg wewnętrzny i zewnętrzny. W pierwszym o wpływy bezpardonowo, krwiożerczo i nie przebierając w środkach walcząc szefowie dwóch gangów kulinarnych. W zamyśle scenarzystów, Anthony'ego Bourdaina oraz Joela Rose, gangsterskich capo crimine zastąpili Szefowie Kuchni.
Mówi się: "Przez żołądek do serca", w wypadku omawianego komiksu musielibyśmy trochę owo powiedzenie przeredagować. Wszystkie ludzkie potrzeby wyższego rzędu zostały skasowane. Ludzie o nich zapomnieli lub z nich zrezygnowali. Liczy się jedynie: gdzie dobrze się nażreć. Przedstawiono obraz społeczeństwa głupiego, prymitywnego, konsumpcyjnego (ale w rozumieniu całkiem podstawowym). O rząd dusz walczą miedzy sobą, wspomniani powyżej capo crimine, czyli Bob – narodowy mięsożerca, oraz wierząca w organiczną żywość i lokalne produkty wegetarianka Rose.
Między nimi błąka się tytułowy Jiro – mistrz sushi, mający swoją knajpkę na zewnętrznych rubieżach, który kiedyś był członkiem yakuzy. Małomówny gość, tradycjonalista, świetnie władający białą bronią. Zarówno Bob, jak i Rose, chcą go zrekrutować. Chcą, aby gotował dla jednego nich, obiecują mu "złote góry" za przystąpienie do swojego gangu, tfu!, zespołu kucharskiego. Zostaje zmuszony do opowiedzenia się po którejś ze stron. A on chciałby pozostać niezależny. Jednakże w tym świecie, to nie jest łatwe.
I w tym miejscu fabuła zaczyna wiernie odwzorowywać wzorce, które znamy już z popkultury, zmienia się jedynie sztafaż z mrocznych zaułków Long Island w Nowym Jorku na restauracyjne zaplecza futurystycznego Los Angeles. Za sprawą sprawnego fortelu Jiro, rozpętuje się wojna między mięsożercami a wyznawcami wege. W myśl zasady: wyrżną się nawzajem, to dadzą mi spokój. Krew leje się strumieniami, odrąbane kończyny i głowy toczą się po ulicach. Policjanci bezczynnie patrzą na poczynania wojujących gangów, nie ingerują, czekają na swoją kolej przy restauracyjnym stoliku.
Oprawy wizualna, o którą zadbał Langdon Foss, wiernie odwzorowuje serwowane posiłki oraz amputowane członki. Trzeba przyznać, że miejscami dania wyglądają bardzo apetycznie. Plansze nie zostały przeładowane kadrami, dzięki czemu są duże i wyraźnie wszystko widać. Fossowi niezbyt wychodzi rysowanie postaci w ruchu, chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo na większości ilustracji widzimy stojące lub siedzące postaci – mimo różnorakich działań bohaterów, zabiegów, całość sprawia stateczne bardzo wrażenie.
Jeśli ktoś lubi weryzm á la "Lobo" Simona Bisleya, to album mu się spodoba. Dla mnie komiks broni się jedynie jako satyra na konsumpcjonizm posunięty do pierwotnej skrajności.