Wiara w postęp technologiczny jest wśród nas dość powszechna. Jeszcze czterdzieści lat temu mało kto miał w domu lodówkę czy telewizor, dziś przeniesienie się w dowolny zakątek świata nie zabiera więcej niż dobę. Przyzwyczailiśmy się do telefonów komórkowych, Internetu, kamer przemysłowych rozmieszczanych w różnych miejscach, satelitów, które bez większych kłopotów mogą nam zajrzeć pod kołdrę. Nie myślimy o tym, że mimo formalnie zadeklarowanej wolności jednostki dość łatwo jest nas śledzić – obowiązek meldunkowy, dowody tożsamości, mająca ponoć powstać baza naszych tęczówek, zajrzenie w operacje bankowe. Jedynym rozwiązaniem dla chcących być całkowicie wolnymi jest czytanie żywotów anachorety św. Antoniego i branie z niego przykładu.
Czy z wszechogarniającym systemem kontroli można walczyć? Czy ma to jakikolwiek sens? W imię czego mamy się pozbywać wygody współczesnego życia? Od czasu do czasu pojawiają się histeryczne głosy nawołujące do opamiętania. Francuski filozof Jean Baudrillard twierdzi, że już dawno jest za późno, rzeczywistości już dawno nie ma, żyjemy w sferze symulakrów, aż się prosi dodać elementy stworzone tylko po to, aby nas kontrolować. A jak wiadomo – kontrola to władza. O tym właśnie jest całkiem dobra powieść Traveler, historia, którą każdy zachwycony „Matriksem” przeczytać powinien.
Oto bowiem współczesny świat jest tak naprawdę kontrolowany przez tajemną organizację (klan, zakon), Tabulów. Mają wpływy wszędzie, w rządach, organizacjach międzynarodowych, wielkich firmach tworzących nowoczesne technologie czy koncernach medialnych. Ich celem jest budowa Nowego Wspaniałego Świata, ludzi szczęśliwych, sytych, zadowolonych i zupełnie przez nich kontrolowanych. Takich pokornych nazywają trutniami, celem ich żywota jest zwykła walka o przetrwanie, zadaniem na ten miesiąc nieprzekroczenie limitu na karcie kredytowej, zaś największym marzeniem życia dom z ogródkiem i dużym psem. Niestety dla Tabulów nie wszyscy chcą się poddać tej dobrej, bo uporządkowanej wersji żywota. Wsród zwykłych ludzi pojawiają się od czasu do czasu Travelerzy, ludzie obdarzeni tajemną możliwością podróżowania poza nasz wymiar, podróżowania duchowego, nie cielesnego. Samo ich istnienie jest zagrożeniem dla wizji świata według Tabulów, stąd ich obsesyjna, wielowiekowa z nimi walka. Ów niesłychany dar zwykle jest
dziedziczny, stąd Tabulowie z precyzją starają się opracowywać genealogię zlikwidowanych już Travelerów i zabijać również ich potomków. Travelerzy nie są bezbronni, strzeże ich bowiem coś w rodzaju bractwa nazywającego się Arlekinami, fantastycznie wyszkolonych wojowników, którzy przysięgają chronić nawet za cenę życia wyznaczonych im Travelerów.
Skuteczność współczesnych środków kontroli i potęga technologiczna wydaje się sprzyjać Tabulom – dość powiedzieć, że włączamy się w świat powieści, gdy niemal wszyscy Travelerzy zostają wybici, Arlekinów została garstka, wśród nich zaczęli się pojawiać zdrajcy, niewierzący już w sprawę, a zwykli ludzie, czyli trutnie, są zobojętniali na wszystko. Okazuje się jednak, że bracia Michael i Gabriel Corriganowie prawdopodobnie są Travelerami, i to ostatnimi żyjącymi. Grupa Arlekinów z młodą wojowniczką Mayą na czele stara się roztoczyć nad nimi opiekę, zaś Tabulowie nagle zmieniają taktykę – z niewiadomych przyczyn starają się braci pojmać żywcem, a nie swoim zwyczajem zlikwidować. Walka o przetrwanie w świecie, w którym ukryć się jest niemożliwością wypełnia karty tej powieści, stylowo prowadzonej i do samego końca trzymającej w napięciu.
Mnie jednak o wiele bardziej interesowała anarchistyczno-alterglobalistyczna filozofia, którą Hawks przemyca. Pełnymi garściami czerpie tak ze starego, choć wiecznie młodego gnostycyzmu jak i współczesnej i szalenie modnej filozofii Jeana Baudrillarda. Nie akceptuje pesymistycznego wniosku francuskiego mędrca o końcu rzeczywistości. Jego odpowiedzią na bagno symulkarów jest amerykańska tradycja ucieczki na Dziki Zachód. Nie chcesz żyć wielkomiejskim tempem – proszę bardzo, oto kolonia New Harmony, do której trafia Gabriel Corrigan, następczyni hippisowskich komun, gdzie uciekinierzy żyją za Siatką (to nazwa systemu kontroli Tabulów) i jakoś dają sobie radę. Amerykański eskapizm skolonizował zachód kontynentu, stworzył religie mormonów i amiszów, być może Hawks namawia nas na coś podobnego. Rozwiązanie takie wydaje się jednak zbyt proste i nie dla wszystkich, wszak Traveler to część pierwsza, mam dziwne przeczucie, że tych kilku wierzących w istnienie rzeczywistości pozbawionej systemu kontroli zechce
go rozwalić od środka i pozbyć się Tabulów, bo to jest chyba jedyna realna możliwość. Ciekawe też, co zaproponują w zamian, prócz obietnicy raju na ziemi, standardowej odpowiedzi każdej utopii na pytanie o przyszłość. Cóż, żyjemy w erze wojny z terroryzmem – polityce mają usta pełne frazesów o wolności i obronie naszego stylu życia przed fanatykami, ale cichcem słuchają podszeptów realnych, nie powieściowych, Tabulów – o kontroli Internetu, rejestracji telefonów pre-paid, umieszczeniu jeszcze większej ilości kamer w miejscach publicznych.
Traveler jest bardzo solidną pozycją dla miłośników dobrej i niegłupiej powieści akcji z elementami SF. Oczywiście można marudzić, że to kompilacja zgranych pomysłów we współczesnej dekoracji, że odniesień do „Matriksa” bez liku, że pachnie Wellsem, Orwellem, Huxleyem, czy – z innej nieco beczki – Morrellem. I to wszystko prawda, tyle że spędziłem kilka naprawdę przyjemnych godzin z ta powieścią i kolejnych tomów z pewnością nie ominę.