Trwa ładowanie...
d1cp51p
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:06

Darcy i Lizzie

d1cp51p
d1cp51p

Na wstępie muszę wyznać ze skruchą, że byłam do tej książki, nomen omen, uprzedzona. Czytać ckliwe romansidło dla sfrustrowanych pensjonarek? Szkoda czasu! Tyle ciekawszych, bardziej wartościowych, mniej przewidywalnych książek dookoła, a życie takie krótkie! Dzięki uporowi znajomych, które okrzyknęły mnie profanką, postanowiłam jednak spróbować. I przepadłam. Wprost nie mogłam się oderwać od lektury, dopóki nie dojechałam do ostatniej kropki. Uprzedzenia okazały się całkowicie bezpodstawne. Jest to, a jakże, opowieść o miłości i jej zawiłych meandrach. Jednak, wbrew pozorom, wcale nie przede wszystkim o tym. To również zaskakująco błyskotliwa, zjadliwa i ironiczna satyra na skostniałą mentalność i obyczaje dziewiętnastowiecznego angielskiego ziemiaństwa. W celach demonstracyjnych Austen zaludniła karty powieści postaciami – archetypami. I tak mamy sfrustrowanego acz inteligentnego pana Benneta, któremu poczucie odpowiedzialności nakazuje trwać w nieudanym związku, zapoczątkowanym młodzieńczym
zauroczeniem. Ironia, obojętność i książki to jego schronienia przed rzeczywistością. Kolejny typ reprezentuje pani Bennet, kobieta, której jedyną zaletą była niegdyś uroda, a której wady, takie jak głupota, płytkość i interesowność, upływający czas obnaża coraz to bardziej bezlitośnie. Jej jedynym marzeniem jest dobrze powydawać córki za mąż i zrobić to szybciej i wystawniej niż którakolwiek sąsiadka. Z piątki panien Bennet najstarsza, Jane, wcielenie dobroci, zaczyna niebezpiecznie balansować na granicy staropanieństwa – w końcu ma już 23 lata, a tu męża ani widu ani słychu. Dwie najmłodsze, Kitty i Lidia, puste, płoche i zepsute, zajmują się wyłącznie plotkami i flirtami z kadrą oficerską stacjonującego w pobliskim miasteczku regimentu. Ich podobieństwo do matki trapi ojca, jednak nie na tyle, aby był w stanie przedsięwziąć jakieś kroki zaradcze. Mary, jako jedyna z piątki przeraźliwie brzydka, usiłuje nadrobić brak zalet ciała intensywnym rozwijaniem zalet ducha. Jednak umyka jej fakt, drobny acz
niebagatelny – samo czytanie książek i powtarzanie wyczytanych zdań nie przysporzy inteligencji.

Na tym tle ostatnia Bennetówna, Elisabeth, druga wedle starszeństwa, wyraźnie się wyróżnia. Niezależna, żywiołowa, bystra, uważna obserwatorka, przeciwniczka wszechobecnych konwenansów, a zwolenniczka ciętego humoru – nie bez przyczyny jest ojcowskim oczkiem w głowie. I największym utrapieniem matki, która z ponurą pewnością wróży jej tragiczną przyszłość starej panny.
Lecz oto w monotonię wiejskiego życia wdziera się wielki świat, z niespotykanym dotąd impetem. Pan Bingley, dżentelmen z samego Londynu, wydzierżawia opuszczoną posiadłość, by wraz z przyjaciółmi zakosztować uroków życia na prowincji. Pojawia się wielka szansa dla rzeszy niezamężnych panien – przybysze, a przede wszystkim sam Bingley (10 tysięcy rocznego dochodu!), stają się ośrodkiem powszechnego zainteresowania. Nikt nie przepada jedynie za jednym z jego przyjaciół, zimnym, wyniosłym, dumnym i zgodnie uznanym za antypatycznego oryginała panem Darcym. On zaś, nieoczekiwanie dla siebie samego, pada ofiarą zdradzieckiej strzały Amora...

Austen, z pomocą przebojowej Lizzie, nie zostawia suchej nitki na wadach opisywanej kasty. Subtelnie i od niechcenia, a zarazem w sposób ostateczny, wykpiwa rytuały, etykiety, model panienki z dobrego domu, której wykształcenie powinno obejmować przede wszystkim śpiew, taniec i rysunek, a od biblioteki jej wara, bo to męska rozrywka, choć wiele nudniejsza i mniej popularna niźli polowanie czy karty. Wskazuje na niepokonane pozornie bariery, na rozwarstwienie wewnętrzne szlachty, dla której miernikiem wartości człowieka są nie charakter czy obyczaje, ale roczny dochód i która wzdraga się nie tylko koligacić, ale choćby zadawać z tymi, którzy mają nieszczęście mieć w rodzinie kupców czy rzemieślników – podludzi.

I zarazem udowadnia na przykładzie Lizzie i Darcy’ego, że te wszystkie bariery to tylko iluzja, która nie ostoi się w obliczu prawdziwego uczucia. Aby tak się stało, jedno i drugie musi stoczyć wewnętrzną walkę. Muszą pokonać tytułową dumę (Darcy) i uprzedzenie (Lizzie). Największe przeszkody na drodze do własnego szczęścia stawiamy sobie bowiem sami. Zrozumienie tej trudnej prawdy, to jedyna droga do sukcesu.

d1cp51p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1cp51p

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj