To już dwudziesta piąta powieść Johna Updike'a , autora regularnie wymienianego w gronie ścisłych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Wyroki sztokholmskich akademików są nieprzewidywalne, ufać jednak należy, iż zwrócą wreszcie uwagę na twórczość Updike'a , niezmordowanego piewcy i zarazem analityka charakteru Ameryki. Tak było z tetralogią poświęconą Rabbitowi Angstromowi (uznaną notabene za jedno z najlepszych dzieł amerykańskich ostatniego ćwierćwiecza), tak było z Miasteczkami, by wymienić choćby kilka. Tak też jest z Terrorystą, książką, która wedle deklaracji samego Updike'a miała być reakcją na atak z 11 września.
Temat jest kuszący, jeśli wolno użyć takiego określenia, ale diabelnie trudny. Można go podejść z każdej strony – i równocześnie nie wiadomo, jak go rozpatrywać. Czy analizując poczucie zagrożenia, co robi Martin Amis we Wrześniu? Czy samo wydarzenie, przedmiot książki Jonathana Safrana Foera Extremely loud and incredibly close? A może wpływ ataku na prowadzone dotychczas życie, co czyni Jay McInerney w The good life? Updike przymierzył się do największej zagadki: jaka jest motywacja terrorystów, co sprawia, że decydują się poświęcić życie dla idei, przede wszystkim zaś – skąd w dzisiejszym zsekularyzowanym świecie zachodnim biorą się fanatycy religijni? Pisarz nie udziela jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, pozostawiając czytelnika z szeregiem wątpliwości.
Główni bohaterowie książki łatwi są do rozszyfrowania: po jednej stronie Ahmad, przystojny i niegłupi chłopak szukający własnej tożsamości, syn Teresy, irlandzkiej matki, i nieobecnego ojca rodem z Egiptu. Po drugiej – Jack Levy, jego szkolny opiekun, 63-letni zmęczony wszystkim Żyd. Między mężczyznami – kobiety: zadziorna, niezależna i przez to pociągająca matka Ahmada; monstrualnie otyła żona Jacka (czy można się dziwić, że wskakuje on do łóżka Teresy, nękany oczywiście przez typowo updikowskie rozterki?); ciemnoskóra koleżanka szkolna Ahmada, Joryleen, reprezentująca w jego oczach zło. Konfuzji dopełnia wcielenie dobra i mądrości, czyli imam (nauczyciel) z muzułmańskiego meczetu, który tłumaczy chłopakowi zawiłości Koranu.
W powieści dopatrzyć się można elementów typowych dla thrillera, ale brak tu i wielkiej zagadki, i spektakularnego jej rozwiązania. Już sam tytuł zdradza, o czym będzie mowa, gdy zaś Ahmad deklaruje, że po skończeniu średniej szkoły nie będzie kontynuować nauki, lecz zostanie kierowcą ciężarówki, bo tak mu poradził szejk Rashid, jego imam – sytuacja jest jasna. Zbyt często słyszymy o zamachach dokonywanych przez kierowców-samobójców, by nie dopowiedzieć sobie, czego naprawdę oczekuje po swym uczniu nauczyciel z koranicznej szkoły. Zakończenie także pozostawia wiele do życzenia i miłośnicy thrillerów muszą się czuć zawiedzeni – nieoczekiwane katharsis, jakie przeżywa Ahmed, jest mało przekonujące, nic bowiem nie wskazuje, że przeświadczony o obowiązku złożenia ofiary chłopak nagle zmieni zdanie.
A jednak niezależnie od słabości książka wciąga. Updike jest mistrzem obserwacji, jego opisy miejsc, drobnych wydarzeń, charakterystyka postaci są trafne, plastyczne, przekonujące mimo lakoniczności. Aby umieć tak szkicować, trzeba doskonałego warsztatu, panowania nad językiem i stylem. W tym wypadku Updike nie zawodzi: historia nieoczekiwanego romansu Teresy i Jacka pokazana jest bez cienia patosu, ich konflikt, który prowadzi do zerwania, również jest autentycznie amerykański – u jego podłoża znajdziemy historyczną niezgodność charakterów, jak twierdzi Teresa. „Pieprzyć to mnie lubisz, ale nie powiesz tego głośno, bo by cię żona mogła jakoś usłyszeć – zarzuca Jackowi. – Ciesz się mną, tylko o to cię proszę, ale nie, wy Żydzi zawsze musicie czuć się czemuś winni, żeby pokazać innym, jacy to jesteście specjalni”. Tych słów nie odważyłby się powiedzieć bohater historii pisanej przez europejskiego autora, zbyt silna jest obawa przed stawianiem Żydom
jakichkolwiek zarzutów. Jest paradoksem w tym kontekście, że to właśnie ingerencja Żyda sprawia, że muzułmanin porzuca swój zbrodniczy plan.
Religia gra w książce ważną i wieloznaczną rolę, kusi i odpycha zarazem.
Ustami seksownej Joryleen Updike uświadamia bohaterowi i równocześnie czytelnikowi, jak ogromne różnice dzielą pojmowanie wiary. Ahmad zapatrzony jest we wzory ustanowione przez męczenników za wiarę: „Jestem dobrym muzułmaninem w świecie kpiącym z wiary”, broni się. „Ale czy zamiast bycia dobrym nie mógłbyś się kiedyś po prostu poczuć dobrze?”, pyta zdziwiona Joryleen. Zbłąkany, pozbawiony pewności siebie dojrzewający chłopak, dla którego seks jest dla niego głównym wrogiem zbawienia, próbuje w religijnej obediencji znaleźć sposób na uporanie się z traumami. „Świat jest skomplikowany – myśli – bo pełno w nim diabłów, które mieszają we wszystkim i dobrych sprowadzają na złą drogę”.
Ahmad nie analizuje swoich frustracji, ani tych typowych dla nastolatka ze średniej szkoły zdominowanej przez młodociane gangi, ani właściwych jego specyficznej sytuacji – jego arabskie pochodzenie niemal automatycznie skazuje go na podejrzenia w społeczeństwie wciąż dochodzącym do siebie po szoku września 2001. Chłopakowi wydaje się, że w religii znajdzie odpowiedź na wszystkie wątpliwości, nie dostrzegając, że jest sprytnie manipulowany przez terrorystyczną siatkę. To ucieczka od odpowiedzialności, przekonuje Jack Levy, gdy Ahmad szuka rozwiązań w wersetach Koranu, utwierdzając się w powziętym postanowieniu. Nieoczekiwanie właśnie Koran każe mu w ostatniej chwili zrezygnować z morderczej misji: „Czy to wy [nasienie] stwarzacie,/ czy też My jesteśmy Stworzycielami? – pyta Prorok w 56 surze. – My zdecydowaliśmy wśród was śmierć/ i nikt nie może Nas wyprzedzić!” Tylko Bóg może decydować o odebraniu życia.
Updike , który w każdej swojej książce zajmuje się udziałem wiary i przeznaczenia w ludzkich losach, tu stara się skonfrontować liberalne postawy chrześcijańskiej Ameryki z rygorystycznymi wymogami ekstremalnego islamu. Próba wniknięcia w umysł terrorysty in spe udaje mu się tylko częściowo. Podjął się jej, choć to zadanie ponad siły. Ale czytelnika nie czeka rozczarowanie.
Grzegorz Sowula