Wrocławski dziennikarz i literat Błażej Przygodzki, który przed niespełna dwoma laty zadebiutował na polu literatury kryminalnej thrillerem medycznym „Z chirurgiczną precyzją”, najwyraźniej postanowił dotrzymać kroku bardziej rutynowanym twórcom, zapewniając czytelnikom kolejne spotkanie z komisarzem Niedźwiedzkim. Zostawił sobie jednak przy tym dostatecznie dużo czasu, by powieść należycie dopracować, nie rezygnując z tego, co stanowiło siłę pierwszej części cyklu, a eliminując lub modyfikując to, co nie było najlepsze.
Akcja, podobnie jak w poprzednim tomie, podzielona jest na epizody, opatrzone „metkami” z datą, godziną i miejscem wydarzeń. Początkowo wydaje się, że zespół wydziału zabójstw Komendy Wojewódzkiej, kierowany już nie przez inspektora Dulembę, lecz przez świeżo importowanego z Wielkiej Brytanii pół-Irlandczyka, pół-Polaka Henry’ego Kolasę, ma do rozwiązania tylko jedną zagadkę. Znany zarówno z kontrowersyjnej tematyki swych obrazów, jak i ze zgoła niewstrzemięźliwego trybu życia malarz Nikodem Patocki oraz jego żona stają się ofiarami brutalnego napadu. Kobieta cudem przeżywa, lecz urazy, których doznała, początkowo uniemożliwiają uzyskanie od niej jakichkolwiek informacji, mogących pomóc w śledztwie. A jednak po pewnym czasie na oddziale neurologii szpitala miejskiego odbędzie się dość niezwykłe przesłuchanie…
Nim jednak do tego dojdzie, rozwija się kolejna intryga. Przedsiębiorcza studentka wciąga swego wykładowcę w bardzo ryzykowną grę, z której – jak się wydaje – żadne z nich nie może wyjść z satysfakcją. A jednak próba sił toczy się dalej; każde z tych dwojga stara się przechytrzyć swojego kontrpartnera, lecz tego, czym się owe zmagania zakończą, nie przewidziałby nawet jasnowidz. Za to wrocławscy kryminalni znów będą mieli twardy orzech do zgryzienia! I to podwójny, bo trzeba będzie jeszcze pociągnąć za wątłe nitki, które zdają się łączyć obie sprawy, by dojść do zdumiewających wniosków…
Z dwóch tendencji dominujących we współczesnej literaturze kryminalnej - z których pierwsza mocno ciąży ku poważnej powieści obyczajowej, obudowując intrygę bogato zarysowanym tłem społeczno-politycznym i przynajmniej jednym obszernie naszkicowanym portretem psychologicznym (na ogół głównego bohatera), a druga stara się ożywić ponury krajobraz zbrodni elementami satyry – Przygodzki wybrał tę ostatnią. Przebojem tego tomu jest bez wątpienia inspektor Kolasa, zapewne (na szczęście!) niemający żywego pierwowzoru, ale przecież całkiem realny… Równie zjadliwie scharakteryzowaną postacią jest mecenas Dulkiewicz, tylko niewiele ustępuje mu „Sebo” (byłby jeszcze wyrazistszy, gdyby nosił nazwisko bardziej pasujące do świata, z którego się wywodzi), a dyskretna mgiełka ironii osnuwa właściwie każdą pierwszo- i drugoplanową postać, każde opisywane środowisko – czy to szpital, czy więzienie, akademik czy komenda milicji. Przy tym udało się autorowi powściągnąć chęć nieustannego zabawiania czytelnika za pomocą nieco
ryzykownych środków stylistycznych (choć od czasu do czasu jeszcze mu się wymyka jakaś zbędna metafora czy porównanie, np. „czystej jak tyłek dziewicy kokainy”) i ubarwiania tła elementami, na których, nie siedząc w temacie, można się potknąć (na przykład detalami medycznymi, z których tym razem już tylko do jednego da się przyczepić: wątpię, by psychiatra – nawet starając się przemawiać „językiem laika” – nazwał cyklofrenię „lżejszą odmianą schizofrenii”, bo to zupełnie inny rodzaj zaburzenia psychicznego). Dodawszy do tego wyraźnie staranniejszą korektę, możemy uznać techniczną stronę powieści za całkiem satysfakcjonującą. A czy rozwiązanie zagadki satysfakcjonuje? Jeśli się pogrzebie w archiwach kryminologicznych, znajdzie się sprawy o wiele mniej prawdopodobne…
A zatem – żegnamy komisarza Niedźwieckiego z nadzieją, że na następne spotkanie nie będziemy czekać zbyt długo!